W wydawnictwie „Czarne” ukaże się książka Angeliki Kuźniak „Stryjeńska. Diabli nadali”.
Zofia Stryjeńska (1891-1976), malarka, graficzka, ilustratorka, budziła podziw i zawiść, zaznała wielkiej sławy i straszliwej nędzy. A w tle jej życia krótka, chwiejna niepodległość, elity kulturalne międzywojennej Polski – Iwaszkiewicz, Tuwim, Pawlikowska, Boy, Witkacy, a zaraz potem Hitler i Stalin.
O czym rozmawiała cyganeria warszawska, krakowska, zakopiańska, paryska? Co ich łączyło z Zofią Stryjeńską? Z kim się artystka przyjaźniła? Czego się bała? Jak wyglądał jej związek z wybitnym architektem Karolem Stryjeńskim? Gdzie piła wódkę i jakie wznosiła toasty? O czym milczała? Jak na jej decyzje wpływało macierzyństwo? To tylko kilka z setek wnikliwych pytań, które zadaje Angelika Kuźniak, pozwalając nam w Zofii Stryjeńskiej zobaczyć człowieka z krwi i kości, a w jej rozterkach ponadczasowe dylematy.
Dorota Jarecka tak pisała o malarce: „Zofia Stryjeńska jest dzisiaj mitem zastygniętym w kształt kujawiaka, oberka i mazurka. Jest w tym micie uśmiech, piękna kobieta i hasło 'sukces’. Prace Stryjeńskiej od czasu do czasu pojawiają się na aukcjach. Tu jakiś obraz, tam talerz z nadrukiem według jej kompozycji, ówdzie teka litografii złożona z plansz przedstawiających np. polskie stroje ludowe. Na okładce jest dziewczynka o niebieskich oczach z warkoczami blond, na kartach chłopi w barwnych strojach. Wszyscy tańczą, nawet mężczyzna w stroju krakowskim ze snopkiem zboża pod pachą i sierpem w ręce. Już w dwudziestoleciu międzywojennym była mitem. Jak przed I wojną krakowskie mieszczaństwo musiało mieć na ścianach Jacka Malczewskiego, tak teraz mieszczaństwo warszawskie, które w latach 20. i 30. nadawało ton odrodzonej Polsce, musiało mieć Zofię Stryjeńską. Była znakiem firmowym II Rzeczypospolitej. Joanna Olczak-Ronikier, wnuczka słynnego warszawskiego wydawcy Jakuba Mortkowicza, wspomina np. 'barwny fryz pod sufitem złożony z portretów Piastów Zofii Stryjeńskiej’ w domu swojej babki”.