Patrycja Spychalska o powieści „Matei Brunul” rumuńskiego pisarza Luciana Dana Teodorovici.
Pytanie, które przychodzi na myśl po lekturze powieści „Matei Brunul”, dotyczy przede wszystkim relacji między jednostką, społeczeństwem a państwem totalitarnym. Można pokusić się też o wyjście poza kategorię „państwa totalitarnego” i spojrzeć na przypadek Brunula (to imię głównego bohatera) z perspektywy sytuacji teoretycznej – państwa w stylu „wielkiego brata”, które podgląda, manipuluje, eksperymentuje z jednostką angażując w tę grę całe społeczeństwo.
Jeśli odnieść się do recenzji z „Le Point” porównującej obrazowo powieść Luciana Dana Teodorovici do przygód Amelii Poulain (bohaterki francuskiego filmu „Amelia” z 2001 w reż. Jean-Pierre Jeuneta), to paryżanka walczyła o miłość, jednocześnie zmagając się z własną nieśmiałością, tymczasem Brunul walczy o życie (przetrwanie) i o obronę własnego rozumu, a dokładnie o prawo do zrozumienia prawdy.
Kim jest bohater? To znawca marionetek, zafascynowany historią teatru, teorią i antropologią. Brunul żyje na pograniczu dwóch kultur – włoskiej i rumuńskiej. Ten spór przynależności jest częścią jego dzieciństwa, przejawia się w pełnych dystansu relacjach z matką (Włoszka) lub sporach z ojcem (Rumun). Dla odmiany teatr marionetek wydaje się dla niego światem pełnym i poniekąd idealnym. Polityki w życiu Brunula nie ma, zresztą on sam jest daleki od interesowania się losami świata. Nawet wojnę postrzega poprzez incydentalne wydarzenia, związane z jego sztuką lub komfortem życia. Jednak wycofanie bohatera nie jest wstanie uchronić jego samego przed historią.
Wojna zbliża się ku końcowi i ojciec Brunula korzystając ze wsparcia dawnego przyjaciela (rumuńskiego polityka) wysyła go do Bukaresztu. Tam ma pracować w teatrze i rozwijać swoją pasję do marionetek. Czy taki plan i zamiary mogą w jakikolwiek sposób być groźne dla nowego systemu politycznego? Po krótkim czasie spokoju wszystko zaczyna się psuć. Idą zmiany. Dawny prominentny polityk staje się wrogiem systemu, jego żona (szefowa Brunula) również zostaje oskarżona o zdradę, do więzień trafiają kolejne osoby, wreszcie bezpieka upomina się o Brunula Matei. Podczas dochodzenia mężczyzna dowiaduje się, że jego kameralne spotkania z młodymi adeptami sztuki lalkarskiej były w rzeczywistości zalążkiem spisku przeciw komunistycznej Rumunii. Brunul jest przywódcą kontrrewolucyjnej szajki i zbrodniarzem. Trafia do więzienia, a potem do ciężkich obozów pracy, które w stalinowskiej Rumunii zapracowały na wyjątkowo ponurą „sławę”, gdzie codzienne realia były tak drastyczne, że z trudem jesteśmy w stanie odnaleźć racjonalne wytłumaczenie dla stosowanych tam metod „zarządzania”. Tyle, że ówczesnej władzy nie chodzi o „racjonalizm” tylko o eksperyment. Kiedy Brunul po latach katorgi ulega wypadkowi i traci pamięć nie wymyka się systemowi, bo przedstawiciele systemu dostrzegają i w tej sytuacji kolejną możliwość do „poeksperymentowania”.
Sięgając po powieść Teodorovici porzućcie nadzieję na happy end. Mozolna „odbudowa” Brunula, jego emocje i starania, jego empatia są skazane na porażkę. Brunul zostaje przemielony przez system. Jednak w tej wielopiętrowej strukturze relacji marionetkarz-marionetka, role nie są zarezerwowane tylko dla jednej ofiary. W systemie totalnym wolność jest tak samo pozorna jak super normy osiągane przez budowniczych nowego wspaniałego świata.
„Matei Brunul” nie jest pierwszą powieścią poruszającą temat doświadczenia totalitaryzmu, której autor nie był świadkiem tamtych czasów ze względu na pokoleniową przynależność. O jej wyjątkowości decyduje język i warsztat Teodorovici, intymna perspektywa, z której możemy śledzić losy bohaterów i doskonała struktura zagadki, trzymająca uwagę czytelnika do ostatniej strony.
Patrycja Spychalska
Lucian Dan Teodorovici, Matei Brunul, przekład Radosława Janowska-Lascăr, Wydawnictwa Atut i Amaltea, Wrocław 2014