“To opowiadanie – pisze o Bezrobotnym Lucyferze Tomas Venclova – jest jego pierwszą próbą uporania się z własnym żydostwem (i własną polskością)”. Bibliofilskie wydanie Bezrobotnego Lucyfera z odręcznymi uwagami Autora w oprawie i z ilustracjami Jana Lebensteina wykonanymi w darze dla Poety (Austeria).
Twórczość prozatorska Aleksandra Wata, sama w sobie paradoksalna (już choćby tytuł tomu jego powieści- Bezrobotny Lucyfer– podsuwa, że mowa w nim o świecie, w którym szatan stracił rację bytu , bo ludzie sami z siebie wyręczają go w jego zadaniach), przeżywa życie po życiu równie paradoksalnie.
Krótka historia splotu przypadków, które złożyły się na powstanie książki.
Zaczęło sie od prezentu. Pod koniec 1926 roku ukazała się nakładem księgarni Ferdynanda Hoesicka w Warszawie – z datą 1927- tom powieści dedykowany po prostu “Żonie”. Prezent niejako przdślubny, skoro do zawarcia związku małżeńskiego między Aleksandrem Watem a Pauliną (Olą) Watową z domu Lew doszło 27 stycznia 1927 roku. Potem było szczęśliwe małżeństwo, narodziny syna Andrzeja, ale w końcu wybuchła wojna. Watowie znaleźli się we Lwowie, on został aresztowany, ona z synem wywieziona do Kazachstanu, warszawskie mieszkanie zostało zmombardowane, przepadły autorskie egzemplarze przedwojennych książek Wata. Watowie wrócili do kraju dopiero w 1946 roku.
28 kwietnia 1954 Aleksander Wat natrafia, zapewne w jednym z warszawskich antykwariatów, na egzemplarz Bezrobotnego Lucyfera z 1927 roku. Poeta kupuje utraconą książkę, a wydrukowaną dedykację potwierdza odręcznie, dopisując nad słówkiem “Żonie” drukowanymi literami “MOJEJ- TEJŻE- ZAWSZE”. W tym odzyskanym egzemplarzu wprowadza wiele interesujących poprawek, które zostaną wykorzystane w wydaniu powojennym, uszczuplonym o dwie opowieści zakwestionowane przez cenzurę.
W 1959 roku Watowie wyjeżdżają z Polski- poeta nigdy już do kraju nie wróci. Mieszkają w południowej Francji, Włoszech, wreszcie w Paryżu, gdzie nawiązują przyjaźń z artystą Janem Lebensteinem, który tak jak oni opuścił Polskę. W roku 1963 Jan Lebenstein przeczytał Bezrobotnego Lucyfera i wpadł w zachwyt.
Dla Lebensteina przygoda lekturowa pod tytułem Bezrobotny Lucyfer okazała się przede wszystkim odkryciem w otaczającym go Paryżu lat 60-tych tamtego przedwojennego miasta. W wąskich uliczkach żydowskiej dzielnicy Marais, gdzie mieszkał, wśród sklepików ze swojsko brzmiącymi nazwiskami i ze znajomymi zapachami; w okolicach Montmartre’u, jak na rue Lepic, ulicy burdeli i kawiarenek , pod bazyliką Sacre Coeur, którą pokazał w całym majestacie wschodniej kosmogonii, w formie olbrzymiej piersi spoczywającej na dwóch wesołych słoniach; wśród typów paryskiej ulicy, jak ten “Rosjanin, atletyczny święty Franciszek, długowłosy anarchista o gołębim sercu” z opowieści Wata. Może nawet domalował sam siebie w tym światku w postaci bobasa przed zastawioną kieliszkami ladą baru, a potem chłopca z cygarem i butelką, który przytrzymuje się latarni wyrzucony z lokalu.
Namacalnym świadectwem zachwytu Lebensteina nad Bezrobotnym Lucyferem jest fakt, że zilustrował poszczególne opowiadania, a książkę opatrzył masywną oprawą w lucyferycznej, czarno-czerwonej tonacji. […]
Wzbogacony przez siebie egzemplarz “diabelskiej księgi” wręczył zapewne poecie w upominku gwiazdkowym. Dziś oba egzemplarze ukazują się w jednym wydaniu w podobizmie fototypicznej. Do tekstu wydania przedwojennego, pełniejszego, a dodatkowo wzbogaconego rękopiśmiennymi poprawkami Wata i jego dedykacjami, dla żony i dla Lebensteina, dodano z unikatowego egzemplarza wydania powojennego ilustracje Jana Lebensteina. Powstała w ten sposób nowa całość zawierająca nieocenzurowany tekst książki z poprawkami autora i przylegające do tego tekstu jak rękawiczka ilustracje. Dwa w jednym.
Z posłowia Jana Zielińskiego, Dzieje pewnego scalenia