Do półfinału Literackiej Nagrody Europy Środkowej zakwalifikowały się dwie litewskie książki: Kristiny Sabaliauskaite „Silva rerum” (Znak) i Alvydasa Slepikasa „Mam na imię Maryte” (Kolegium Europy Wschodniej). Dzisiaj szkic Piotra Kępińskiego o prozie Alvydasa Šlepikasa.
O „wilczych dzieciach” w Polsce sporo się już pisało. Nie jest to temat zapoznany i niechciany. Bynajmniej. Siedem lat temu w polskiej edycji „Newsweeka” ukazał się ciekawy reportaż opisujący losy niemieckich dzieci tułających się po wojnie na terenach Litwy, w poszukiwaniu domu i jedzenia. Wiele z nich zostało przygarniętych przez kowieńskie czy wileńskie rodziny. Wiele po odzyskaniu przez Litwę niepodległości wróciło do Niemiec. Obecnie na Litwie mieszka jeszcze około stu „Wolfskinder”:„Większość nie włada ojczystym językiem, ale prawie wszyscy śpiewają wciąż po niemiecku i pamiętają niemieckie wierszyki z dzieciństwa”.
O takich historiach opowiada znakomita książka Alvydasa Šlepikasa* „Mam na imię Maryte” (KEW), która swoją premierę miała na krakowskich targach książki.
Ten znany na Litwie poeta i scenarzysta, swoją przejmującą powieść oparł na prawdziwych historiach wilczych dzieci i ich krewnych.
Šlepikas w reportażowym, prawie suchym stylu, kontrapunktowanym tylko od czasu do czasu poetyckimi „migawkami” relacjonuje losy małej Renaty, która koczuje w lesie i ukrywa swoje niemieckie pochodzenie. W czasie wojny dziewczynka straciła rodziców. Znajomi i krewni zniknęli. A ona, już po 1945 roku zostaje adoptowana, dostaje nowe, litewskie imię – Maryte – i zaczyna nowe życie.
Jednak między opuszczeniem rodzinnego domu a adopcją, chociaż to tylko kilka lat, Renata przeżyła prawdziwe piekło.
Jak to opisać, żeby nie zbanalizować? Ta sztuka udaje się tylko nielicznym i zdaje się, że należy do nich także Alvydas Šlepikas, który swoją powieść naszkicował bardzo delikatną kreską. Nie ma tutaj wielkich słów ani niepotrzebnego patosu. Litewski autor wzorem Borowskiego czy Nałkowskiej tylko i wyłącznie opisuje to co usłyszał. Żadnych zbędnych zdań i ocen.
Bo świata w którym żyła Renata ocenić nie sposób. Źli byli prawie wszyscy: Niemcy, Rosjanie ale także Litwini, którzy niekiedy „wilcze dzieci” traktowali jak wrogów.
W „Newsweeku” tak swoją historię opisywała Luise Quitsch, która dorastała w Kownie jako Alfreda Pipireite. „Jej przybrani litewscy rodzice, szewc i nauczycielka, mieli dwoje dorosłych dzieci. Niemieckiej dziewczynki nie rozpieszczali.
Gdy była nieposłuszna, mówili, żeby pakowała manatki i dalej żebrała. Nigdy jednak nie spełnili groźby. Quitsch trafiła do miejscowej szkoły, szybko nauczyła się litewskiego i innych języków. Zakazany niemiecki z czasem zapomniała. Poślubiła Litwina, dostała pracę w Wilnie i w końcu była niemal przekonana, że niemieckie lata jej życia były tylko snem.
Któregoś dnia w 1985 roku przechodziła koło sklepu z zabawkami. Na wystawie wisiał drewniany pajacyk. Nazwała go odruchowo po niemiecku: Hampelmann. To był moment, kiedy odkryła swoje korzenie. – Po upadku komunizmu odnalazłam w Niemczech rodzeństwo i zaczęłam na nowo uczyć się ojczystego języka – mówi „Newsweekowi”. Myślała nawet o przeprowadzce do Niemiec, ale do tego nie zdołała już przekonać męża.
Innym się udało. W latach 90. większość Wolfskinder, które lepiej znały język, wyjechała do kraju swojego dzieciństwa, teraz już demokratycznego i zamożnego. Odnalezione rodziny nie zawsze przyjmowały ich z otwartymi rękami. Niektórzy bali się, że będą musieli utrzymywać ubogich krewnych ze Wschodu.”
Na Litwie, po wojnie, również nie mieli lekko. Zawsze wyobcowani, zawsze na marginesie, zawsze obok społeczeństwa.
Šlepikasowi świetnie udało się opisać, nie tylko losy tych ludzi ale także ich „stan umysłu” – i to wydaje się być, najważniejszym i najciekawszym elementem jego powieści. Czytelnik nie ma jednak wrażenia, że wchodzi butami w obce życie.
Przeciwnie, dzięki narracyjnemu taktowi Šlepikasa z ciekawością słucha i niemo przygląda się dziejącej się tragedii.
Alvydas Šlepikas (ur. 1966) – litewski poeta, powieściopisarz, dramaturg i aktor. Ukończył aktorstwo i reżyserię w Akademii Muzycznej w Wilnie. Pracował w Państwowym Wileńskim Tetrze Małym. Wydał dwa tomiki poezji, zbiór prozy oraz powieść Mam na imię Marytė. Jego utwory zostały przetłumaczone na dziesięć języków, między innymi angielski, rosyjski i niemiecki. Jest członkiem Związku Pisarzy Litewskich. Przez cztery lata był redaktorem naczelnym tygodnika kulturalnego „Literatūra ir menas”. Obecnie kieruje w nim działem literatury współczesnej i tłumaczeń.