Nakładem Wydawnictwa Kolegium Europy Wschodniej ukazała się niedawno książka ukraińskiego pisarza Jurija Wynnyczuka „Tango śmierci”. O powieści pisze Piotr Kępiński.
Nie bez powodu „Tango śmierci” zostało uznane na Ukraine za jedną z najważniejszych powieści ostatnich lat. Ta opowieść o wielokulturowości Lwowa, którą przerywa druga wojna światowa jest majstersztykiem zarówno fabularnym jak i narracyjnym. Z jednej strony mamy niezwykle interesujący, wielowątkowy świat bohaterów (o których za chwilę), z drugiej zaś bardzo precyzyjny, atrakcyjny i wielopoziomowy wywód narratorski. Oba te elementy łączą się perfekcyjnie tworząc powieść którą Andrij Lubka porównywał do dzieł Umberto Eco i Borghesa. Wszystko to prawda bowiem domyślne ale jednocześnie bardzo konkretne światy korespondują tutaj z metafizyką i zmyśleniem godnym mistrza. Dodałbym jeszcze jednego patrona tej powieści a mianowicie Bruno Schulza, którego ewidentnie (od czasu do czasu) słychać. Dodać jednak trzeba, że wszystkie te literackie fascynacje Wynnyczuka nie są nachalne. I w istocie są to tylko i wyłącznie inspiracjami, nie kalkami. Po polsku brzmią one znakomicie za sprawą Bohdana Zadury, który całość przełożył.
Powieść zbudowana jest na dwóch planach: „teraźniejszym” i „historycznym”. Dzięki mistrzowskiej narracji oba te światy przez cały czas się przenikają, budując przed oczyma czytelnika obraz miasta i ludzi. Obraz – dodajmy – słodki ale i gorzki. Zabawny ale i tragiczny. Zrozumiały i niezrozumiały. Realny i realiów pozbawiony,
Widzimy czwórkę bohaterów: Niemca, Ukraińca, Polaka i Żyda, których ojcowie oddali życie za niepodległą Ukrainę. Oni sami nie bacząc na stereotypy i uwarunkowania historyczne po prostu przyjaźnią się ze sobą. Ich perypetie to historia Lwowa, opisana z perspektywy, która dla wielu krytyków była nie do przyjęcia.
Żanna Słoniowska pisała kilka lat temu o książce w Tygodniku Powszechnym: „Powieść przeobraża się w zbiór niesmacznych anegdotek o przyjezdnych krasnoarmiejcach myjących głowy w sedesach i miejscowych Żydach chodzących bez spodni. Również Holokaust jest opisywany na wesoło: pogrom 1941 r. we Lwowie to według autora „naprawdę zabawne widowisko” (gapie wychylają się z okien, narzekając, że pogromnicy rozbierają same „stare ropuchy” zamiast atrakcyjnych młódek). Czytając takie interpretacje tragicznych wydarzeń, można tylko przecierać oczy ze zdumienia. Ze zrozumiałych przyczyn nie sądzę, by ktoś w Polsce kiedykolwiek podjął się tłumaczenia tej powieści. Ale na Ukrainie „Tango śmierci” zostało w ubiegłym roku uhonorowane prestiżową nagrodą „Książka roku BBC””.
Nic bardziej mylnego. Powieść Wynnyczuka nie jest zbiorem przypadkowych anegdot a powiązanych ze sobą przypowieści i relacji, które są filtrowane przez oczy różnych bohaterów. Raz ten świat jest niezwykle poważny, innym razem groteskowy, czasami obrazoburczy. Wynnyczuk wychodzi poza schemat. Buduje swoją powieść z okruchów i metafor.
Całą zaś akcję porządkuje tytułowe Tango śmierci, utwór, który jeżeli ktoś usłyszał przed śmiercią, to w swoim kolejnym życiu będzie mógł sobie przypomnieć swoje poprzednie wcielenie.
Z czym mamy do czynienia? Z żydowską doktryną metempsychozy: według gilgul każda dusza z natury pragnie uzyskać doskonałość i złączyć się z Bogiem, jeśli jednak nie uda się jej to za życia, otrzymuje kolejną szansę w innym ciele.
Ironia w Tangu śmierci, występuje, i owszem, w miejscach najmniej spodziewanych. Ale jest ze wszech miar uzasadniona. Czym bowiem zwalczyć nieludzką niegodziwość i podłość? Podniosłością? W ogóle. Jeżeli już to pamięcią.
Wynnyczuk mówi jednak wprost: pamięć w tamtych czasach ale też i po wojnie była największym wrogiem. Odradzanie się i kiełkowanie przeszłości należało zgładzić. To nie są prawdy oczywiste i proste. Żeby je przełknąć, potrzeba czasami ironii godnej Hrabala.
Czytając powieść Wynnyczuka miałem przed oczyma kadry z serialu Fargo. Podobna metoda, podobna opowieść. Do Minnesoty zagląda przeszłość w postaci cieni dawnych Kozaków dokonujących rzezi na Żydach, widzimy czarne kadry, sceny tuż po pogromie, albo przed.
Ludzie, którzy przybyli Ameryki, myśleli, że przeszłość mają za sobą. Komuniści chcieli ją wymazać lub zmienić jej sens. Ale ona istnieje zawsze, w kolejnych pokoleniach.
Jurij Wynnyczuk, urodził się w 1952 roku w Stanisławowie, późniejszym Iwano-Frankowsku. Prozaik i poeta. Wsławił się jako autor mistyfikacji literackich, m. in. ukraińskiego tłumaczenia zmyślonego irlandzkiego eposu.