Targ łakoci

Instytut Filologii Germańskiej Uniwersytetu Wrocławskiego (2017) opublikował wybór opowiadań z lat 1975-2017 niemieckiego autora Utza Rachowskiego „Targ łakoci”, w przekładzie Ewy Szymani. 

Wojciech Kunicki i Ewa Szymani  napisali w posłowiu: Przyszły poeta mieszka w swoim fantastycznym Reichenbach na osiedlu zwanym „osiedlem-gwiazdą, które jaśnieje na niebie mojego dzieciństwa”. Przyszły poeta zbiera wrażenia codzienności: dźwięk furtki, metaliczny „dźwięk dzieciństwa, które się zatrzasnęło”. Przyszły poeta zbiera też smaki (cygar, deseru wiśniowego), zbiera barwy i kształty, zbiera ludzi, tworząc niepowtarzalne, indywidualne konstelacje wyobraźni – w tych ingrediencjach mości znakomicie opowiedziane historie: o cygarze schowanym podczas kąpieli pod wodą, o Dzikim Łowcy i wojsku Wotana, o rubinie, który pokonuje złe zjawy w zimowym krajobrazie i, dyskretnie, bardzo dyskretnie, o Historii, która w 1968 roku przetaczała się przez Vogtland w drodze na Czechosłowację. (…)

Opowiadania reichenbachskie są archeologią języka. Narrator opowiada czas, kiedy słowa zawierały jeszcze tajemnicę, przywraca ją, dziwiąc się ciężarowi historii, jaki zawierają, na przykład w usłyszanym po raz pierwszy wyrazie „przesiedlone”. Koniec dzieciństwa, kiedy słowa stają się ważkie swoją historyczną treścią, oznacza cezurę. Jest nią akurat rok 1968. (…) Dziecko i już nie dziecko widzi przetaczające się przez jego miejscowość kolumny Armii Radzieckiej. Widzi brata, który jadąc na motorze, zatrzymuje kolumnę czołgów: zaczyna podziwiać opór, który wkrótce sam będzie stawiał machinie autorytarnego państwa. Narracja Utza z lat osiemdziesiątych, z czasu, kiedy zastanawia się nad swoim dzieciństwem, ma w sobie coś z Hrabala. Nieprzypadkowo „Czechosłowacja” będzie kojarzyć się z oporem, ale i z gestem narracyjnym: z opisem codzienności, dojrzewania, inicjacji seksualnych oraz z melancholijną ironią oporu wobec Wielkiej i Nikczemnej Historii. (…)

Pominąwszy już niemal stałą obecność Utza Rachowskiego w Polsce, jego pobyty stypendialne w Domu Edyty Stein, jego spotkania z kolegami pisarzami, jego serce dla solidarności i „Solidarności”, jego przyjaźnie, obecne w dedykacjach jednego z opowiadań, pominąwszy to wszystko, stwierdzić można, że ze swoim humorem, dystansem, pełną wdzięku dezynwolturą jest najbardziej „polskim” Niemcem, jakiego znam. Nie chcę nadużywać frazesu o „przyjacielu Polski”, bo Utz Rachowski z pewnością nim jest, chodzi mi raczej o jego ludzki i pisarski habitus, o profil jego serca.