Stan skupienia Janusza Drzewuckiego (wydawnictwo Forma), to żywa opowieść o literaturze, która częściowo stała się już historią, aczkolwiek autor udowadnia, że to tylko pół-prawda. Piotr Kępiński pisze o książce: to interesujące połączenie własnego życia w krytyce literackiej z życiem pisarzy i ich dziełem.
Drzewucki, jak na rasowego krytyka literackiego przystało żyje Gombrowiczem, czyta Bereze, zachwyca się Iwaszkiewiczem, stara się rozumieć literaturę, tak jak człowiek stara się rozumieć własne ciało. Dlatego też Stan skupienia czyta się rewelacyjnie, bardziej jak opowieść o literaturze aniżeli uczoną analizę.
A w opowiadaniu Drzewucki (wiedzą o tym ci, którzy go znają) jest mistrzem.
Swoją książkę skomponował autor starannie i chociaż zebrał w niej szkice tyczące pisarzy z różnych parafii, to wszystkich zręcznie połączył nazwiskiem wspomnianego przez chwilą Henryka Berezy, który – dodajmy – jest dla Drzewuckiego najważniejszym punktem odniesienia a który to – albo pisarzy o których autor pisze wypromował darzył wyraźną estymą albo trafnie zdefiniował.
To od Berezy uczył się autor Stanu skupienia pisania krytycznego, dzięki niemu „uczył się” rozpoznawać ciekawych twórców, dzięki niemu wreszcie stał się jednym z ważniejszych krytyków literackich w Polsce.
Drzewucki ma, co zresztą niejednokrotnie udowadniał, zmysł wyłapywania detali z książek i dzieł pozornie doskonale znanych. Jego analiza Tajnego dziennika Mirona Białoszewskiego należy do jednej z lepszej jakie czytałem. Tropi wątki kruszwickie (czyli rodzinne) w jego zapiskach ale najciekawsze fragmenty poświęca „zaangażowaniu” albo raczej „nie-zaangażowaniu się” Białoszewskiego w doraźne życie i politykę, z czym raczej autora Karuzeli z madonnami nie kojarzymy. A tu okazuje się, że Białoszewski uważnie śledził zarówno życie polityczne jak i religijne narodu nie szczędząc narodowi złośliwości, chociażby z okazji wizyty papieża w Warszawie.
Drzewucki lubi takie niuanse wychwytywać i interesująco opisywać. Zresztą każdy rozdział tej książki zasługuje na refleksję: Pilch, Stachura, Iwaszkiewicz czy wreszcie jeden z najciekawszych bohaterów jego opowieści Jan Drzeżdżon, zapomniany niesłusznie ale od pewnego czasu wygrzebany przez wydawnictwo, któremu chwała za to, podobnie jak i za książkę Drzewuckiego.
Celnie o książce pisał Leszek Bugajski: Janusz Drzewucki jest jednym z grupy ostatnich aktywnych w Polsce prawdziwych krytyków literackich. Obawiam się, że jest ich dzisiaj w sumie tak mało, że pewnie nie uzbierałoby się tylu, by stworzyć drużynę piłkarską. „Stan skupienia” to rzetelna książka krytycznoliteracka, prezentująca krytyka, który nie ulega naciskom wytwarzanym przez coraz bardziej sprawne i agresywne działy PR wydawnictw, nie podporządkowuje się literackim modom, lecz wyszukuje ważnych według niego pisarzy, szuka ich wytrwale na własną rękę i odpowiedzialność. Drzewucki opisuje w niej m.in. swojego mistrza i literackiego mentora – Henryka Berezę, niedawno zmarłego krytyka niezależnego w sposób absolutny. Obszerny zbiór tekstów układa się w panoramę tego, co według autora najbardziej wartościowe i jemu najbliższe w polskiej prozie ostatniego półwiecza. Od Iwaszkiewicza, Gombrowicza, Białoszewskiego, Myśliwskiego i Stachury do pisarzy średniego pokolenia, jak Pilch, Bitner czy Rudnicki.