Kępiński o Wokulskim i Rutkowskim

Piotr Kępiński pisze o książce Krzysztofa Rutkowskiego – Wokulski w Paryżu (słowo/obraz terytoria). 

Niewiele znajdujemy takich przykładów w literaturze światowej, aby bohater powieści uzyskał w oczach publiczności wszelkie znamiona żywej i dotykalnej osoby, jak to się zdarzyło głównemu bohaterowi Lalki’ Stanisławowi Wokulskiemu – pisał Czesław Miłosz. – Tak oto w okresie międzywojennym wielbiciele Prusa wyrazili swoje uczucia przez umieszczenie na murze warszawskiej kamienicy (którą udało się zidentyfikować dzięki dokładnemu opisowi w powieści) tablicy: „W tym domu mieszkał w latach 1878-1879 Stanisław Wokulski, postać powołana do życia przez Bolesława Prusa w powieści Lalka. Uczestnik powstania l863, były zesłaniec syberyjski, były kupiec i obywatel M. St. Warszawy. Filantrop i uczony’` urodzony w r. 1832.”

Dzisiaj Wokulski zmartwychwstał za sprawą Krzysztofa Rutkowskiego, który kilka lat temu wydał niewielką objętościowo (zaledwie 136 stron), ale niezwykle ciekawą i ważną książkę Wokulski w Paryżu.

Ponad sto lat pózniej autor Raptularza końca wieku rusza śladem bohatera Lalki do miasta ładu, nowoczesności, harmonii i postępu; miasta. w którym doktor Geist odkrył metal lżejszy od powietrza; miasta, w którym wszyscy i wszystko jest na swoim miejscu. Tylko Wokulski, jak się zdaje, jakoś tam nie pasował. Oczywiście nie

jest to opowieść topograficzno – historyczno-literacka. Nic z tych rzeczy. Rutkowski nie powiela żadnych schematów. On wyjmuje Wokulskiego z literatury – jak uczynili to swego czasu mieszkańcy Warszawy fundując mu tablicę – i wrzuca go w zupełnie inny kontekst: duchowo – filozoficzny. Rutkowski wyjmuje Wokulskiego z powieści, stawia przed sobą i szkicuje najpierw jego portret, potem portret zbiorowy z wieloma postaciami Lalki, a potem, używając kolorowych farb, wypełnia owe szkice treścią.

Rutkowski wyjmuje w końcu Wokulskiego z kontekstu innych powieści Bolesława Prusa. Widzimy przed sobą czysty mit, a raczej proces jego dekonstrukcji i ponownej konstrukcji.

Tylko po kiego diabła zabiera się Rutkowski za opisanie tego mitu? W końcu Wokulskiego w Paryżu opisywały juz liczne tęgie głowy, specjalizujące się nie tylko w literaturze polskiego pozytywizmu. Po co na nowo odkrywać czy reinterpretować szkolny i uniwersytecki standard? Co takiego jest w Wokulskim, żeby czynić z niego przedmiot badań?

Odpowiedzi na te wszystkie pytanie są dosyć łatwe. Stanisław’ Wokulski fascynuje przede wszystkim tym, ze za łatwo uczyniono z niego standard i evergreen. Bo przecież jest to postać ze wszech miar umykająca tanim i powierzchownym sądom, jakich nie ustrzegł się chociażby i Czesław Miłosz opisując w swojej Historii literatury polskiej pobyt Wokulskiego w stolicy Francji: Wokulski zdradza tam swoje <<wschodnioeuropejskie» kompleksy. Zazdrości Zachodowi technologii, postępu, przemysłu i gorączkowej pracy. […] Wokulski aż do końca powieści rozdarty jest między miłością do Izabeli a myślą osiedlenia się w Paryżu i użycia swego majątku dla udoskonalenia wynalazku Geista”.

Myślę więc sobie, ze Rutkowski chciał w końcu napisać coś, co zdefiniuje Wokulskiego – nie zewnętrznego, ale wewnętrznego. Bo tego do tej pory nam brakowało. Że stworzy z Wokulskiego figurę, która będzie figura uniwersalną, a nie użytkową. Bo do dzisiaj – choć z wieloma wyjątkami – i przywołać tu należy książkę Olgi Tokarczuk Lalka i’ perła – niewiele było w eseistyce ostatnich dwóch dekad prób nie

tylko przypominania, lecz takze rewizji ikon z literatury polskiej. A przeciez Wokulski wydawał się zawsze wdzięcznym tematem do takich właśnie intelektualnych wizji-rewizji. To postać wręcz wymarzona, by ją na nowo napisać, żeby jej zajrzeć w głąb duszy i ciała.

l Rutkowski od pierwszego do ostatniego zdania idzie tym właśnie tropem. l robi to koncertowo..luz sam początek książki zachwyca: ,,Wokulski pojechał do Paryża po śmierć, której nie znalazł, i po życie, które go odbiegło w drodze. Wokulski jechał do Paryża z cieniem, z powidokiem, czyli ze Starskim, o czym powiedział Rzeckiemu doktor Michał Szuman, szaman, który’ wiedział wszystko”. Otóż po takiej introdukcji na nowo chce się czytać Wokulskiego. Przed oczyma stają nam sceny nie tylko z powieści, lecz także z filmu. Bo czy chcemy, czy nie chcemy – Wokulskim dla nas którzy Lalkę czytaliśmy i czytamy nadal, pierwszym zmaterializowanym Wokulskim, jest aktor Mariusz Dmochowski (z filmu Wojciecha Jerzego Hasa z 1968 roku), a drugim Jerzy Kamas, ze słynnego serialu w reżyserii Ryszarda Bera z 1977 roku.

Serial ciągle tkwi w naszych głowach. Ekranizacja Hasa odchodzi jednak w mrok. A chyba nie powinna. Bo to właśnie jego interpretacja Lalki jest o niebo ciekawsza niż zrobiony po bożemu serial Bera.

Bo to w istocie interpretacja. Nie tylko zwyczajna ekranizacja. Wiele rzeczy Has dodał od siebie. Można mieć mu za złe, że pominął Pamiętnik starego subiekta. Paryża też nie zobaczymy. Nie ma w filmie Hasa miasta idealnego. Nie zobaczymy bulwarów ani harmonii stolicy Francji. Paryż jest w głowie albo raczej w głowach ludzi – bohaterów Lalki według Hasa. Jest artefaktem, wspomnieniem, pragnieniem, wyzwaniem. W filmie padają znaczące słowa, które Wokulski wypowiada przed wyjazdem. Na pytanie Rzeckiego: „Kiedy wracasz?”, bohater odpala: „Chciałbym nigdy”. l właśnie w tym momencie film Hasa wypełnia się – jak chce Rutkowski – sensem z powodu Paryża.