Kisiel o „terroryźmie ideowym”

Żyjemy w czasach gwałtownych sporów. Uczestnicy życia intelektualnego podzielili się na wrogie armie. Każda próba niezależności w myśleniu uważana jest za zdradę jednego lub drugiego obozu. W życiu społeczno – kulturalnym panuje „terroryzm ideowy”. Co zabawne – dokładnie taki sam jak przed wojną. Wystarczy tylko podmienić tytuły niektórych gazet a artykuł Kisiela, zamieszczony w „Buncie młodych” w roku 1936, na powrót stanie się aktualny.

Stefan Kisielewski

TERRORYZM IDEOWY

 „Im prymitywniejszy poziom umysłowy społeczeństwa, tem dogmatyczniej obstaje ono przy zbawienności schematycznych rozstrzygnięć”. (Kołaczkowski)

Terror ideowy to zjawisko, które ciąży fatalnie nad całym życiem kulturalno-społecznym. Zapytacie, co rozumiem pod nazwą terroru ideowego; otóż, zanim przejdę do dokładniejszego zdefinjowania i zanalizowania tego zjawiska, chciałbym je umiejscowić, wskazać jego źródła. Trzy są mojem zdaniem główne ośrodki terroryzmu ideowego w Polsce. Są to: komunizm, O-N-R-yzm i wreszcie – jak ja go nazywam – neohumanitaryzm z Wiadomości Literackich”.

Takie postawienie sprawy może w czytelniku obudzić kilka zastrzeżeń, które przeczuwam i na które odrazu odpowiem. Może więc po pierwsze wydać się ryzykownem połączenie w jedno zjawisko kilku tak różnorodnych postaw ideologicznych. Otóż bezwzględnie, że ideologje są we wszystkich trzech ośrodkach zupełnie różne, wyrosły one na podłożu krańcowo obcych sobie typów intelektualnych i znajdują swe umotywowanie w różnych, nie przecinających się wzajemnie systemach djalektycznych czy filozoficznych. Pomimo jednak tego pozornego oddalenia trzech wymienionych ośrodków, istnieją cechy psychiczne wspólne im wszystkim, cechy, na zasadzie których właśnie uznałem te trzy grupy ideowe za ośrodki jednego w gruncie rzeczy zjawiska t. j. terroryzmu ideowego. Cechy te charakteryzują nie treść poglądów lecz ich formę, nie postawę filozoficzną lecz postawę psychologiczną, nie wartość idealną absolutnego urzeczywistnienia ich dążeń, lecz wartość moralną praktycznych prób tego urzeczywistnienia, słowem nie konsekwencje teoretyczne lecz konsekwencje praktyczne. Ten wybór kategorji cech, które chcę omówić i które uznaję za istotniejsze charakteryzuje postawę, jaką mam zamiar zająć w mych rozważaniach – nie chcę zwalczać żadnych poglądów ani stawiać nowych, chcę tylko zwalczyć metodę i postawę psychiczną, na podłożu których rodzi się terror ideowy. Tę postawę scharakteryzuję następująco: jest to postawa że tak powiem „apostolska”, „prorocza”, postawa człowieka, który znalazł jedynie prawdziwe, odpowiadające „duchowi czasu” rozwiązanie, który znalazł schematyczny „klucz” do wszelkich szarpiących ludzkość problemów społecznych, politycznych i kulturalnych, magiczną formułkę wyjaśniającą przeszłość i przyszłość. Mamy w Polsce trzy takie uniwersalne klucze ideowe, każdy z nich ma być, według zapewnień ich posiadaczy jedynie prawdziwym, jedynie nowym, jedynie zgodnym „z duchem czasu”, „z problematyką nowej epoki”, „z potrzebą przewartościowania wartości” etc. etc. Klucze te to: materjalistyczno-racjonalistyczna djalektyka marksizmu, idealistyczno-mistyczna djalektyka nacjonalizmu i wreszcie sceptyczny, czysto utylitarny „humanitaryzm” z pod znaku Słonimskiego. Pierwsze dwa – rozbudowały się szeroko obejmując różne dziedziny życia (społeczne, polityczne, kulturalno-artystyczne), trzecia postawa – najprymitywniejsza, której nie stać było na własny system – zadawalnia się stanowiskiem negatywnem, prymitywnym sceptycyzmem.

Z tych trzech „kluczowych” postaw płyną wspólne konsekwencje natury moralno-psychologicznej, charakteryzujące terror ideowy. Konsekwencjami temi są: 1) rygoryzm i nietolerancja ideowa, 2) niechęć do wolnej, krytycznej myśli i wogóle do stałego myślenia, 3) pogarda dla stanowisk odmiennych i dyskwalifikowanie ich bądź jako przestarzałych i niezgodnych z „duchem czasu”, bądź wprost jako będących wynikiem łatwowierności i głupoty. Myślący zwolennik terroryzmu ideowego myśli tylko raz. Kiedy raz doszedł do wniosku, że taki czy inny „klucz” jest prawdziwy, wtedy zamyka głowę na cztery spusty: nie potrzebuje już przecież myśleć, ma swój klucz którym wali przeciwników po łbach i żadne wątpliwości już go się nie imają. Jakąż pogardą darzy młody marksista „narodowca”, będącego według niego ideowym niewolnikiem kapitalistycznego „ginącego świata”; jakiemż lekceważeniem darzy nawzajem O-N-R-owiec wyznawcę „przestarzałej” doktryny marksowskiej, nie mogącego zrozumieć „nowoczesnego idealizmu narodowego” i „ducha nowych czasów”. Obaj jednoczą się tylko w pogardzie dla „wygodnego sceptyka” Słonimskiego, który odpłaca im szyderstwem, dlatego widocznie, że sam nie ma nic istotnego do powiedzenia. A wszyscy trzej to jedna rodzina: terroryści ideowi, powierzchowni apostołowie-doktrynerzy.

Nie chciałbym, aby czytelnik z moich słów wyprowadził wniosek, że jestem wogóle przeciwnikiem dogmatyzmu. Wprost przeciwnie: rozumiem i głęboko odczuwam potrzebę umotywowanego filozoficznie, stałego, koncentrycznego światopoglądu. Tem nie mniej widzę całą przepaść między postawą dogmatyka a postawą doktrynera, między człowiekiem, który chce życie zrozumieć i dla wyjaśnienia sobie wielu problemów zawiłych i ciemnych posługuje się własną latarnią ideową, a człowiekiem, który życie symplifikuje i uważa że można je wtłoczyć w przygotowane ramki doktryny i zamknąć sprawę modnym frazesem o „duchu” czasu”. Najważniejsze są dla mnie konsekwencje moralne światopoglądu. Wszak Chrystus, twórca największego systemu dogmatycznego jaki zna ludzkość kładł zawsze nacisk na moralną a nie dogmatyczną stronę swych idej; wszak kościół katolicki, którego nikt o brak „pionu” dogmatycznego nie posądzi, nie nagina mechanicznie życia do swych dogmatów, przeciwnie – często się życiu poddaje i nie rezygnując wcale z absolutystycznej dogmatyki okazuje daleko idącą tolerancję. Bo kto jest naprawdę silny i posiada prawdziwy pion ideologiczny ten nie boi się posądzenia o niekonsekwencję lub brak światopoglądu. Boją się go tylko ludzie ciaśni. I dlatego nie podjąłem moich rozważań na płaszczyźnie ideologicznej, lecz idzie mi przedewszystkiem o moralne konsekwencje ideologji, o owe „imponderabilia” na które taki nacisk kładzie Kołaczkowski w swym znakomitym artykule „Organizacja Kultury w Polsce”.

Zanim przejdę do kolejnego omówienia wymienionych ośrodków terroru ideowego, chciałbym odpowiedzieć na jeszcze jedną wątpliwość, która mogłaby się nasunąć czytelnikom. Otóż czy nie dałoby się wskazać na inne jeszcze źródła terroryzmu ideowego w Polsce, tworzone pod egidą „sanacji” jak np. „Legjon Młodych” czy cała ideologja „państwowości”. Otóż nie ulega wątpliwości, że były to również ośrodki „terroru”, tem niemniej bądź zależały one od wymienionych już ośrodków ideowych (np. „Legjon Młodych” od marksizmu), bądź też nie wniosły pod względem ideowym wogóle nic. (Ideologja „państwowości” choć wypożyczyła klasyczne metody terroryzmu ideowego, tem niemniej, jak wykazuje Kołaczkowski w „Marchołcie” – ideologją w gruncie rzeczy nie jest. Będę o tem zresztą mówił dalej).

*

Najstarszą ideologją „terrorystyczną”, która w gruncie rzeczy wywołała cały ten ruch jest komunizm rosyjski, jest „realizujący się” marksizm. Wiele już pisano o wspólnych źródłach komunizmu i faszyzmu. Nie ulega wątpliwości, że wszelkie ideologje „kluczowe”, prowadzące do idei państwa totalnego, wszelkie ruchy, które w rygorystyczno-dogmatyczny system łączą najróżniejsze dziedziny życia ludzkiego jak gospodarcze, polityczne, kulturalno-artystyczne, religijne zostały wywołane przez bolszewizm, wynikły z tego samego co on nastawienia psychicznego. Oczywista, że ideologje nacjonalistyczne posiadają inne metody djalektyczne, posługują się innego rodzaju metodą uzasadnienia niż materjalistyczno-racjonalistyczna djalektyka komunizmu; rezultat psychiczny jednak otrzymujemy ten sam we wszystkich wypadkach: jest nim symplifikacja życia, płytkie doktrynerstwo, niechęć do wolnej myśli – słowem terror ideowy.

Wracając do marksizmu to dał nam się on w polskiem życiu kulturalnem i społecznem potężnie we znaki. Nie mówię tu o tych bojownikach komunizmu, którzy zapełniają więzienia; dla tych ludzi, choć się z nimi nie zgadzamy, można mieć tylko szacunek, jak dla każdego bezinteresownego poświęcenia. Nie mówię też o przywódcach, ludziach posiadających mentalność z przed lat 30-u, dla których racjonalizm i materjalizm Marksa jest jedyną, niezmienną i niewzruszoną podstawą światopoglądu, wyjaśniającą wszelkie problemy życia; ci ludzie zasługują jedynie na milczące wzruszenie ramion, jako osobliwe wypadki skostnienia umysłowego. Mam na myśli trzecią kategorję, stanowiącą prawdziwy ośrodek komunistycznego terroru ideowego w Polsce. Ta najgroźniejsza kategorja to „poeci proletarjaccy”, to krytycy i literaci bajdurzący wciąż o „nowych wartościach społecznych w sztuce”, o „nowoczesnych prądach”, to tłumy snobów dla których wszystko co przychodzi z Rosji jest „rewelacją”, a każdy krytycznie do Rosji usposobiony to „zacofaniec”, słowem cała ta zgraja, która karku za swe ideje nie nastawia, ale szerzy najszkodliwszy, bo zatruwający naszą kulturę czad komunizmu. Ten czad wciska się wszędzie i oszałamia masy niesamodzielnych odbiorców sztuki, nie zdających sobie sprawy, że padają ofiarą planowej i celowo pomyślanej akcji. Literacki komunizm (pod różnemi zresztą etykietkami występujący) stał się dziś artykułem mody i nielada odwagi trzeba, aby mu się przeciwstawić (Łobodowski). Takiego śmiałka zakrzyczą zaraz, zasypią go obelgami, obsypią frazesami. Wytworzyła się u nas cała frazeologja marksowsko-literacka, odpowiadająca O-N-R-owskiej frazeologji w typie „z duchem czasu” „nowoczesny idealizm” „państwo narodowe” etc. Nic to że Rosja stała się krajem kapitalizmu państwowego, który gnębi proletarjat nie gorzej niż czynił to kapitał prywatny, to nic, że sztuka w Rosji odgrywa niezaszczytną rolę „haszyszu” usypiając ten proletarjat opiewaniem pracy, estetyką pracy, „mistyką pracy” o której w swoim czasie pisała Dąbrowska (cała „światoburczość” i „rewelacyjność” literatury sowieckiej to przecież w gruncie rzeczy opiewanie hasła „módl się i pracuj” zmodyfikowanego nieco i przemalowanego na czerwono). Kłamstwo komunizmu polega na tem, że przystosował się on do niespodzianek, jakie mu zgotowało życie, zmienił swe oblicze, lecz wmawia w proletarjat międzynarodowy, że nie przestał być sobą i że wszystko idzie tak, jak przewidział. I nielada ciasnoty i braku przenikliwości dają dowód nasi komunistyczni terroryści ideowi nie widząc co się dzieje i powtarzając wciąż ślepo swe formułki, lub napawając się nieznośną frazeologją.

*
Drugi ośrodek terroru ideowego to O-N-R-yzm. Specjalnie podkreślam, że nie idzie mi o endecję wogóle. Stara endecja jest dziś nic nie znaczącym zabytkiem („próchno” jak wyraził się jeden z O-N-R-owskich działaczy akademickich) i nie jest w stanie stać się nietylko ośrodkiem terroru, ale wogóle żadnym ośrodkiem. Ideowego jądra ruchu t. zw. „narodowego” szukać należy wśród młodych, a jest niem nieistniejący dziś legalnie O.N.R. Pomimo pozornego rozproszkowania organizacyjnego młodej endecji w gruncie rzeczy ideologja, która ma dziś tak ogromny wpływ na młodzież to ideologja dawnego O-N-R-u będę ją tez dla uproszczenia nazywać O.N.R-yzmem. Powiedzmy szczerze, że ta ideologja owładnęła większą częścią młodzieży akademickiej – przyszłej inteligencji polskiej – objęła monopol na „idealizm” i na „narodowość”, piętnując t. zw. młodzież „państwową” jako bezideowych karjerowiczów, nie rozumiejących „ducha czasu”. Gdzie szukać należy przyczyny tego zjawiska? Przyczyną tą jest wysunięcie przez obóz rządowy na plan pierwszy owej ideologji „państwowości” i niefortunne przeciwstawianie pojęć „narodowy” i „państwowy”. To przeciwstawienie jest jawnym nonsensem: wszak nie może być ideologji „narodowej” bez pojęcia państwa które jest formą organizacyjną narodu i jego ekspanzji, taksamo ideologja „państwowości” bez pojęcia narodu, który temu państwu nadaje treść duchową, kulturalną, społeczną – przestaje być wogóle ideologją. Idea państwa, bez wypełnienia jej treścią ideową jaką daje pojęcie narodu staje się czysto utylitarnem, pustem, ramowem i obojętnem hasłem, które nikogo ani zagrzać ani poruszyć nie zdoła.

To niefortunne i sztuczne pociągnięcie ideologiczne „sanacji” zostało w całej rozciągłości wyzyskane przez O-N-R-yzm, który złowił spragnioną rzeczywiście idealizmu politycznego młodzież na wędkę „państwa narodowego” i „nacjonalizmu”. Piszę w cudzysłowie, bo czyż to aby naprawdę nasz „reprezentacyjny” nacjonalizm? Bardzo to jakaś dziwna odmiana nacjonalizmu, który skromnie rezygnuje z ekspanzji duchowej i materjalnej swego narodu na inne, który jak ognia boi się słowa państwo nacjonalizm, który święcie oburza się na Berezę, ale sam propaguje ideę państwa totalnego a la Hitler; nacjonalizm, który idei państwa federacyjnego przeciwstawia ideę państwa narodowego opartego na odrębnej indywidualności narodowej, ale w konflikcie włosko-abisyńskim opowiada się po stronie… Włoch. Dziwny to, powiadam, nacjonalizm i dziwna jego konsekwentność.

Charakterystyczną cechą O-N-R-yzmu jest kolosalna rozbieżność poziomu intellektualnego przywódców i „szeregowców”. O ile przywódcy O-N-R-u to ludzie jak stwierdziłem wybitnej i interesującej inteligencji, operujący ciekawą i błyskotliwą, a niepozbawioną akcentów głębszych djalektyką (w ich ustach nawet fantastyczne pozornie hasło dekoncentracji przemysłowej nabiera żywych i przekonywujących barw) – o tyle poziom umysłowy masy O-N-R-owskiej jest -wręcz rozpaczliwy. Porozmawiawszy chwilę z pierwszym lepszym „uświadomionym narodowcem” człowiek wstrząśnięty zostaje wprost niewiarogodnym prymitywizmem myślenia, który zestawić można tylko z prymitywizmem myślowym… młodego marksisty. Tu i tam ta sama postawa: ciasna, frazeologiczna dogmatyka, niechęć do wolnej myśli, „jednorazowość” myślenia, apostolstwo i dyskwalifikowanie inaczej myślących, słowem – typowy terroryzm ideowy.

Ta rozzbieżnosć między wyrafinowaniem djalektycznem przywódców a prymitywizmem intelektualnym zwolenników jest b. charakterystyczna dla całego ruchu i pobudza do wysnucia daleko idących wniosków, czego tu narazie robić nie będę.

Z kolei zadajmy sobie pytanie jakie są praktyczno-moralne konsekwencje O-N-R-yzmu.

Znamy je wszyscy – są to zajścia antyżydowskie; wystarczy o nich powiedzieć, że wzbudziły wstręt nawet wśród samodzielnej myślących „narodowców” (por. artykuł K. L. Konińskiego „Listopad Uniwersytecki” „Zet” Nr. 15-16).

Jeśli idzie o wpływ terroryzmu ideowego O-N-R-u na polskie życie kulturalno-artystyczne to jest on stosunkowo mniej znaczny niż pozostałych dwu grup, mniej znaczny niż można się było początkowo spodziewać. Wydawało się, że wpływ ten reprezentowany będzie przez pismo Prosto z Mostu”, które z początku zapowiadało się jako antyteza bezideowych „Wiadomości Literackich”. Tym czasem dziś „Prosto z Mostu” przekształciło się na taki sam bezkierunkowy magazyn literacki jak „Wiadomości” (por. artykuł T. Makarewicza „Handlarze plotek” Marchołt Nr. 2) i nie pomogą tu artykuły Piaseckiego, ani w nieznośnym, kaznodziejskim tonie utrzymane feljetony Wasiutyńskiego („Z duchem czasu”!!)

*

Przechodzę teraz do ostatniej grupy terrorystów, do owego „neohumanitaryzmu” z „Wiadomości Literackich”. Ta grupa terroru, choć najmniej zorganizowana i rozbudowana, raczej negatywna niż pozytywna jest to właśnie najbardziej może szkodliwa. Ten gatunek terroru działa rozkładowo. Pisałem już, że przeciwstawienie się doktrynerstwu i „kluczom” ideowym nie jest bynajmniej równoznaczne ze zwalczaniem dogmatyzmu, wprost przeciwnie, jest walką o głębszą, istotniejszą, bardziej twórczą postawę.

Tymczasem „neohumanitaryści z „Wiadomości” występując przeciw dogmatycznym, kluczowym systemom nie potrafili im przeciwstawić nic pozytywnego. Zatrzymali się na postawie negatywnej a tworząc cały system swej negatywnej dogmatyki stworzyli najszkodliwszy ośrodek terroru: terror bezideowości. Dowodów terroru dostarczyć łatwo: są to te same objawy, które obserwowaliśmy w ośrodkach poprzednich – wystarczy wspomnieć „kaznodziejstwo” Słonimskiego, jego brutalne ataki i szyderstwo pod adresem ludzi i idej wykraczających poza dostępny mu świat intellelektualny; wystarczy wspomnieć święte oburzenie Boya na każdego, kto odważy się poddać w wątpliwość ideową wartość jego „posłannictwa”, jego propagandy „życia ułatwionego”. Toż to ta sama nietolerancja, ten sam rygoryzm ideowy, to samo „apostolstwo”, które obserwowaliśmy i u „marksistów” i u „narodowców”! A jeżeli idzie o ideologję a raczej o brak ideologji tej grupy, to przecież nikt nie uzna że płyciutki, nie oparty na żadnych filozoficznych przemyśleniach utylitarystyczny humanitaryzm Słonimskiego można uznać za światopogląd. Toż wobec tej „ideologji” świat idej hitleryzmu choćby wydaje się imponującym gmachem, (pisał o tem Skiwski).

A Boy? apostoł „życia ułatwionego” który wmawia w młodzież dzisiejszą, że najważniejsze są dla niej kwestje swobody seksualnej, bo były one najważniejsze w czasach gdy on, Boy był młody (no ale młodzież ma dziś trochę większe „zmartwienia”). A Winawer? – zabawny przykład skutków jednostronnego wykształcenia.

A Krzywicka? Słowem cała ta grupa reprezentuje terror bezideowości, charakterystyczny dla pisma, które Kołaczkowski określił jako „wyraz gustów i snobizmów ginącej burżuazji”.

*

Tak więc przejrzeliśmy pobieżnie główne ośrodki terroryzmu ideowego. Na zakończenie jeszcze raz chciałem podkreślić, że chociaż w tym artykule występuję jedynie w roli negatywnej, nie dowodzi to, abym był destruktorem nie uznającym wogóle żadnych programów dogmatycznych. Wiele poglądów i idej O-N-R-u jak też wiele postulatów programu gospodarczego lewicy społecznej uznaję za słuszne. Lecz w artykule powyższym nie szło mi o poglądy lecz o postawę, nie o walkę z takiemi czy innemi programami lecz o walkę z symplifikacją życia i sztucznem wtłaczaniem go w programy. Walczę z doktrynerskiem łączeniem różnych problemów i dziedzin ludzkiego życia w rygorystyczne systemy „kluczowe”, walczę ze skuwaniem swobodnej myśli w okowy zgóry narzuconej doktryny, walczę z „jednorazowością” myślenia. Walczę wreszcie z frazeologją boć przecież czas nie skacze ale idzie i dzień jutrzejszy nie przyniesie nam nic takiego, czego już w dniu dzisiejszym dostrzec by nie było można; ci, którzy swą działalność wiążą tylko z nadzieją przewrotu, kataklizmu – ukazują jasno że nic twórczego do powiedzenia nie mają i w społeczeństwie twórczem miejsca dla nich być nie powinno. W artykule moim byłem pod wrażeniem wspaniałych wystąpień Kołaczkowskiego w „Marchołcie”. Wystąpienia te to prawdziwy „Głos Wolny Wolność Ubezpieczający”, to dowód, że terror ideowy jeszcze w Polsce nie zwyciężył, że są ludzie którzy ponad tezy doktryny przedkładają „imponderabilia”, ponad formę – treść.

Stefan Kisielewski 

Bunt Młodych, 25.02.1936,  Nr 3 (94)

Źródło: retropress.pl