Jan Gawroński: Moje wspomnienia 1892-1919. Wydawnictwo Literackie.
Jan Gawroński był znanym przedwojennym dyplomatą, pracował w ambasadach II Rzeczypospolitej w Szwajcarii, Niemczech, Holandii, Turcji i Austrii. Niepublikowane dotychczas pamiętniki obejmują lata dzieciństwa na Litwie, młodość spędzoną w szkole klasztornej w Anglii, studia i podróże.
Historia Polski i Europy widziana poprzez dzieje rodziny autora (i wielu innych polskich rodów) staje się bliska dzięki autentyczności i indywidualności opowieści. Talent narracyjny autora idzie w parze z prostotą, skromnością i mądrą refleksją o życiu, a zdjęcia z archiwum rodzinnego są znakomitym uzupełnieniem tych pogodnych wspomnień z nieistniejącego już świata.
Jarosław Mikołajewski pisał o Gawronskim w Gazecie Wyborczeh: „Był pisarzem w swoim gatunku znakomitym. ”Dyplomatyczne wagary” (1965), ”Moja misja w Wiedniu. 1932-1938” (1965) i ”Wzdłuż mojej drogi. Sylwetki i wspomnienia” (1968) to rzeczy z pogranicza gawędy, dziennika i reportażu. Naszpikowana wspomnieniami o politykach miary Piłsudskiego, myślicielach formatu Einsteina proza Gawrońskiego staje się literaturą wybitną w tych miejscach, w których autor pozwala sobie na perspektywę bezpośrednią, opowieść o fizycznej bliskości ze spotkanymi postaciami. Mój ulubiony fragment z ”Wzdłuż mojej drogi” dotyczy Hitlera. Nazajutrz po anszlusie, 14 marca 1938 r., dyplomata dostaje od ministra Becka polecenie, by wysondował zamiary Führera (który ma odbyć triumfalny wjazd do Wiednia) wobec Czechosłowacji. Oto opis wodza III Rzeszy:
”Hitler stał przy samych drzwiach, tak że wchodząc, natknąłem się na niego od razu – niespodziewanie blisko – twarzą w twarz. (…) Uderzyły mnie przede wszystkim komiczne cechy jego wyglądu. Brązowa koszula. Fatalnie skrojone czarne bryczesy, jakby za duże, za szerokie, opadające, zwisające od pasa, zadziwiająco nisko położonego. Chciałoby się go poratować parą szelek. Czarne, rozchlapane buty, z pomiętymi cholewami, z podwiniętym czubem – za długim. Trochę Chaplin. W ogólnym wyglądzie nic z tego oficerskiego szyku, na który bardzo widocznie sadziło się jego otoczenie. Twarz – »bajecznie kolorowa «. Cera za biała i za różowa – niemęska. Nasuwała supozycje… Każda dziewczyna chciałaby mieć taką. Czyżby nie miał zarostu? Nie potrzebował się golić? Usta lekko wykrzywione, jakby początkiem uśmiechu, lecz uśmiechu nie wesołości czy nawet pogody, ale raczej wzgardy, ironii, szyderstwa. W środku twarzy wąsik miedzianozłoty, o agresywnie intensywnym kolorycie. Aenobarbus… Oczki małe, raczej sine niż niebieskie, lodowato zimne, ale żywe, świdrujące na wylot – właściwie przerażające. Nad nimi – znany kosmyk ciemnokasztanowaty”.