Finał „Angelusa”- Maciej Robert o książce Uładzimira Niaklajewa

Maciej Robert

SZALONY MIŃSK

„Automat z wodą gazowaną z syropem lub bez” Uładzimira Niaklajewa jest powieścią – jak każda dobra powieść – wielowymiarową. Jest więc między innymi dziełem pokoleniowym – rozgrywa się na początku lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku w Mińsku i opowiada o grupce tamtejszych stiljagów (barwna młodzież, którą można porównać z ówczesnymi polskimi bikiniarzami lub dzisiejszymi hipsterami). Jest powieścią rozliczeniową – zderza bowiem młodzieńczy buntowniczy idealizm z późniejszymi, nieco bardziej pragmatycznymi, życiowymi wyborami bohaterów. Jest ironiczna, albowiem tylko przy pomocy humoru i dystansu można było przetrwać w stolicy Białoruskiej SRR, gdzie na posterunek KGB trafiało  się choćby za stanie na ulicy. Jest także prorocza – Niaklajau, nota bene kandydat na prezydenta Białorusi w wyborach z 2010 roku, okazuje się nie tylko świetnym prozaikiem, ale  też przenikliwym analitykiem politycznym, który w powieści pisanej w roku 2008 przewidział rosyjską aneksję Krymu. Jest również, a może przede wszystkim, mitotwórcza – zgodnie z podtytułem („Powieść mińska”) wykorzystuje bowiem genius loci białoruskiej stolicy, tworząc z niej przestrzeń magiczną. Jest, począwszy od tytułu, przesiąknięta nutą nostalgii – Niaklajau z upodobaniem wskrzesza „złoty pył młodości”, o którym w posłowiu wspomina z niejakim rozrzewnieniem Wiktor Ledzieniew, czyli pierwowzór powieściowego Wiła. Jest wreszcie „Automat…” powieścią autobiograficzną, gdyż Niaklajau czerpie obficie z własnych wspomnień, kreując narratora na swój wzór, a licznych bohaterów – na podobieństwo swoich przyjaciół z lat młodości. Na tym właśnie poziomie ujawnia się główna cecha powieści Niaklajewa, która zaświadcza o jej wyjątkowości – białoruski autor, wyzyskując absurdy lat odwilżowo-zimnowojennych, stworzył powieściowy świat przedstawiony w taki sposób, by jego niepewny status odpowiadał zawirowaniom ówczesnej rzeczywistości.

W „Automacie z wodą gazowaną z syropem lub bez” wszystko jest (nie)możliwe. Modę na zdeprawowany jazz propaguje „Biały Armstrong”, czyli polski Żyd Eddie Rosner, wykpiwany przez Chruszczowa, który, uderzając butem w mównicę, domagał się uznania dla   wartościowych tańców ludowych, prezentujących bogactwo folkloru republik radzieckich. Naczelnym kagebistą jest major Gagarin, który jednak nie potrafi oderwać się od ziemi. Wodę gazowaną z automatu (przeniesionego ze sklepu mięsnego, który zlikwidowano, ponieważ po kolejnej reformie mięsa permanentnie brakowało) sprzedaje żydowski sklepikarz, podający się za krewnego Włodzimierza Iljicza Lenina. A mińskie środowisko stiljagów reprezentuje Amerykanin, który oskarżany był o planowanie zamachu na Chruszczowa, a ostatecznie zastrzelił Kennedy’ego (jak spekulowała prasa – agenci chcieli w ten sposób ukrócić zainteresowanie prezydenta Stanów Zjednoczonych serią domniemanych lądowań kosmitów w USA). Brzmi nieprawdopodobnie? A jednak zdarzyło się naprawdę. I to – poza zabójstwem Kennedy’ego, rzecz jasna – w Mińsku. Choć jego zabójca, Lee Harvey Oswald, w istocie przebywał przez pewien czas w stolicy Białorusi. Niaklajau umiejętnie wplótł szaleństwo tamtych czasów w strukturę swojej powieści, gdzieniegdzie koloryzując nieco fabułę. „Nawet gdyby nic z tych rzeczy nie miało miejsca, to jednak wszystko to mogło się zdarzyć” – komentuje w posłowiu Ledzieniew. A on przecież musi coś wiedzieć na ten temat. Przecież jest postacią z tej niezwykłej powieści!

Uładzimir Niaklajau „Automat z wodą gazowaną z syropem lub bez”, tłum. Jakub Bernat, Kolegium Europy Wschodniej, Wojsławice 2015