Dzisiaj w Wilnie zmarł Leonidas Donskis

Dzisiaj w Wilnie zmarł Leonidas Donskis. Filozof, poeta, wspaniały człowiek. Przyjaciel Polski. Mój przyjaciel – pisze Piotr Kępiński. 

„Nie chcę kupować słuchawek na Litwie, bo są tańsze i gorszej jakości niż w Stanach. W Waszyngtonie nigdy jednak nie mam czasu, więc zdecydowałem się na zakupy na lotnisku w Kopenhadze. Młody sprzedawca pokazał mi zestaw, jakiego wcześniej nigdy nie widziałem, jego jakość była wprost idealna. Widząc mój bilet, zapytał mnie, czy jestem z Litwy. Odpowiedziałem, że tak. »Ja też jestem Litwinem« – powiedział z miłym uśmiechem, w całkiem dobrym litewskim i szybko wytłumaczył, że jest amerykańskim Litwinem, czasowo mieszka w Malmö i pracuje w Kopenhadze. »Mój brat mówi po litewsku lepiej niż ja, bo mieszkał tam przez jakiś czas« – powiedział ciepło Eric Vytautas. Uśmiechnąłem się tylko, myśląc o moich nowych słuchawkach, których nigdy nie chciałem kupić na Litwie. I o litewskiej globalizacji, która dopadła mnie w Kopenhadze. Słuchawki są perfekcyjne. Niemieckie”.

Litwini uwielbiają, kiedy obcokrajowcy dostrzegają ich obecność w przestrzeni publicznej. Pewien mój znajomy w barze we Florencji zapytał kelnera, czy zna nazwisko kogoś słynnego z Litwy. Był pewny, że w odpowiedzi usłyszy: przykro mi, ale nie znam. Jakie było jego zdumienie, kiedy młody chłopak wypalił: Znam Žydrūnasa Savickasa. – Nawet imię pamiętał – mówił mi Eimantas.

Spotkać Włocha, który wie, kim jest Savickas (litewski strongman, mistrz świata w wyciskaniu belki, cokolwiek to znaczy), a na dodatek poprawnie wymawia jego imię, to jakby wygrać los na loterii.

Współczesna Litwa to jednak nie tylko Savickas (życzymy mu naturalnie wielu sukcesów) czy koszykarze grający w najlepszych ligach świata. To także Leonidas Donskis. Jego aforyzmy i przypowieści, z których jedną przed chwilą przytoczyłem, znajdą swoje miejsce w literaturze światowej. Na Litwie ci, którzy znają Savickasa, znają także Donskisa. Kiedy Savickas skończy karierę, przyjdzie kolej na Donskisa. On dopiero powoli wkracza na światową arenę.

Ten filozof, historyk idei, współpracownik Zygmunta Baumana, z którym napisał książkę Moral Blindness: The Loss of Sensitivity in Liquid Modernity (2013), autor esejów tłumaczonych między innymi na polski, włoski, duński, estoński, niemiecki, rosyjski, ukraiński, porzucił niedawno karierę polityczną w Parlamencie Europejskim. Wrócił na Litwę i zajął się na nowo nauką. Do polityki nie wróci. – Wystarczy – odpowiada, kiedy pytam go o powody. – Polityka nigdy nie była moim zawodem.

Powoli wyjmuje małą książkę A Small Map of Experience. Reflections and Aphorisms, przekreśla napisaną wcześniej dedykację dla biblioteki Parlamentu Europejskiego, którą miał wtedy odwiedzić, i wpisuje dedykację dla mnie. – Ludzie są ważniejsi niż biblioteki – rzuca.

Zaledwie stustronicową książkę przeczytałem przez godzinę. Błąd. Do Donskisa należy podchodzić wolnymi krokami, a potem smakować lekturę bardzo powoli. Tu waży każde zdanie, każde słowo, niejednokrotnie naznaczone ironią, która – jak powiada Jerzy Pomianowski – jest „czternastym tropem stylistycznym”, tak powszechnym w literaturze polskiej, a tak rzadkim w literaturze litewskiej. Poza Donskisem chyba tylko Herkus Kunčius upodobał sobie ten styl. (Mówię oczywiście o twórcach współczesnych, bo przecież już Kristijonas Donelaitis udanie eksperymentował z ironią w Porach roku).

Kim jest Donskis w tej książce? Poetą, myślicielem, filozofem, eseistą, prowokatorem zmuszającym ludzi do myślenia.  Niewątpliwie wszystkim po trochu. I dorzuciłbym jeszcze: artystą. W zdaniach Donskisa słychać bowiem niesłychaną wrażliwość i empatię. Co zawsze winno być cechą człowieka twórczego i uczciwego.

A Donskis w swoim pisaniu jest nadzwyczaj uczciwy. Konsekwentnie, logicznie, delikatnie, a czasami boleśnie wskazuje rzeczy istotne. Niczego nie odrzuca bez namysłu, nikogo nie przekreśla bez poznania. Wręcz niesamowita cierpliwość jest w tej twórczości.

I chociaż, jak sam napisał we wstępie, jego literackimi i filozoficznymi mistrzami byli Lichtenberg, Schopenhauer, Nietzsche, Wittgenstein i Baudrillard, to słychać w tych krótkich przypowieściach, definicjach, a czasami przecież i wierszach słowo absolutnie własne i indywidualne, naznaczone niepowtarzalnym piętnem, takiego, jakiego nie usłyszy się nigdzie.

Kanadyjsko-litewski pisarz Antanas Sileika, znajomy Donskisa, mówi, że jest on znakomitym opowiadaczem. Zwyczajny obiad w jego towarzystwie potrafi zmienić się w intelektualną ucztę. Potrafi zajmująco opowiadać zarówno o Europie Wschodniej i jej ewolucjach, jak i o moralnych standardach zmieniającej się globalizacji, a także o pisarstwie Arthura Koestlera czy o piosenkach Beatlesów. Podobno umie nawet zagrać niektóre kawałki na gitarze i na pianinie. Zatem krótka forma jest mu bliska. Kondensacja, skrót i metafora rządzą jego literacko-filozoficznym światem. Zygmunt Bauman w posłowiu do Małej mapy doświadczenia twierdzi, że „doskonały aforyzm pozwala na mały krok, aby przejść długą, prawdopodobnie nieskończenie długą drogę”.

Po pierwszej lekturze zacząłem czytać aforyzmy Donskisa metodą protestancką: co jakiś czas otwierałem tomik na jakiejkolwiek stronie i odczytywałem te przypadkowe znaczenia. Po kilku dniach zrozumiałem, że wszystkie te definicjo-aforo-wiersze łączą się w jedno: wychodząc od znaczenia słowa, docierają do znaczenia bytu, przechodzą przez piekło nieoznaczoności, by dojść do piekła jednoznaczności, dotykając znaczenia tożsamości.

Zatem każdy aforyzm Donskisa bez wątpienia może być zarówno pierwszy, jak i ostatni. To dobitnie świadczy nie tylko o kompozycji tej książki, ale także o tym, jak poważnie litewski filozof traktuje swoje zadanie. Żadnych pustych przebiegów, zero tolerancji dla niedopracowanej składni. Tu wszystko chodzi jak dobrze naoliwiona logiczna maszyna: bezgłośnie i precyzyjnie. W istocie Donskis nie ma ostrego temperamentu. W jego tekstach słychać raczej gorzką zgodę na świat. Bo innego nie będzie. Należy zatem oswajać i „przekierowywać” świat, który jest. Rzeczy niegodne trzeba nazywać niegodnymi. I mówić prawdy niewygodne. Tak też czyni Donskis, kiedy na przykład w sposób metaforyczny definiuje swoje miejsce i swój kraj. Czym jest prowincjonalizm? „To niemożność uwierzenia, że życie dzieje się właśnie tam, gdzie ty jesteś, to strach przed tym, że życie zdarzy się tam, gdzie ciebie nie ma”.

To prawda dosyć bolesna, rzadko słyszana na Litwie czy w Polsce. Powiedzieć to w kraju, który szczyci się (oprócz kilku innych krajów) geograficznym środkiem Europy, to dość duży nietakt, a kto wie – może i prowokacja?

Ale takie właśnie perełki niezwykle trafnie określają nasze środkowoeuropejskie strachy, wątpliwości i kompleksy. Donskis formułuje je bezkompromisowo. I pewnie za to też bywa na Litwie niezbyt lubiany. Kiedyś pod jednym z jego esejów zamieszczonych w internecie znalazłem około setki wpisów tak obrzydliwie antysemickich, że chyba tylko Adam Michnik mógłby „poszczycić” się podobną kolekcją. Moi litewscy znajomi mówili, że nie była to reakcja jednorazowa. Za bardzo akcentuje swoje żydowskie pochodzenie? Nie jest zbyt gorliwym patriotą? Stał się kosmopolitą jak Venclova? Kiedyś w Wilnie usłyszałem właśnie taki zarzut w stosunku do tego pisarza: w nim już nie ma Litwina, za bardzo lubi Polaków, sprzedał dom w Wilnie, mieszka gdzieś w Dubrowniku, do nas rzadko przyjeżdża, więc to nie jest w porządku.

Trzeba jednak przyznać, że Venclova nie kocha Polaków miłością bezkrytyczną. Potrafi wypomnieć nam wiele grzechów, z nacjonalizmem i pychą na czele. Owszem, zgadzamy się w kwestii podwójnych nazwisk czy tablic dwujęzycznych. Dla Venclovy sprawa jest oczywista: im prędzej ów konflikt się rozstrzygnie, tym lepiej dla naszych stosunków. Donskis mówi i myśli podobnie. A więc skąd ta niechęć do niego? Odpowiedź może być tylko jedna: niezależność i dystans, myślenie krytyczne o społeczeństwie i historii,  wypowiadanie prawd niewygodnych.

Tego prawica zarówno litewska, jak i polska znieść nie może: my jesteśmy czyści, nasi dziadkowie i ojcowie również nie mają niczego na sumieniu. A i dzisiaj nie mamy sobie nic do zarzucenia. Donskis – delikatnie, Venclova – trochę ostrzej wskazują od lat na problemy, które czekają na dyskusje. I idzie to trochę jak po grudzie. Kwestia nie dotyczy zresztą tylko spraw litewsko-polskich, ale także litewsko-żydowskich na przykład. Pamięć na Litwie pracuje ciągle na bardzo słabych obrotach. Pamięć krytyczna jest rzadka. A przecież, jak zdaje się mówić Donskis, to ona jest najważniejsza.

„Pamięć przychodzi skądś. Pamięć przychodzi od Innego. Myślimy tylko, jak zachować w pamięci miejsca, podczas gdy pamięć tak naprawdę chce zachować nas. Chcemy i lubimy być kreowani na założycieli świata (…), podczas gdy  robią to inni, ci niosący świadectwo. Pamięć, która ocala nas od nie-bycia, przychodzi zewsząd. Pamięć nie żyje tutaj. Pamięć żyje wszędzie”.

Mam przed oczyma park w Poznaniu, niedaleko szpitala przy ulicy Paderewskiego, przejeżdżałem tamtędy wiele razy; codziennie przez dziesięć lat patrzyłem przez okna tramwajów na ów park. I zawsze dziwiłem się, dlaczego po deszczu tworzą się w nim prostokątne zagłębienia. Te rozmieszczone niesymetrycznie doły sprawiały wrażenie, jakby czegoś w tym miejscu brakowało. Brakowało i owszem. Grobów. W latach sześćdziesiątych wywieziono stamtąd wszystkie niemieckie nagrobki i szczątki ludzkie, przy cmentarzu na Miłostowie wykopano wielką jamą i tam je wrzucono. Proces likwidacji tej małej nekropolii trwał kilka dni; tę akcję pamiętają jeszcze do dzisiaj niektórzy poznaniacy. Dzisiaj na Miłostowie stoi pomnik, który przypomina to zdarzenie. Pamięć upomniała się o swoje, a deszcz do teraz daje do zrozumienia, że nic nie odeszło w niepamięć.

W Wilnie jest podobnie. Wiele polskich lub rosyjskich cmentarzy popada w ruinę. Na Rossie walą się nagrobki, osuwa się ziemia. (Wiem, wiem – od czasu do czasu organizowane są akcje ratunkowe, zbiera się pieniądze, niemniej jednak tego, czego brakuje mi w tych działaniach, to jasnej deklaracji np. mera Wilna, który jasno i głośno wypowie: ten cmentarz trzeba odnowić razem, litewskimi i polskimi siłami; takich deklaracji na razie brak).

Ludzie chodzą obok tych cmentarzy obojętnie, jakby chcieli powiedzieć: to nie nasze miejsca. I są naturalnie w błędzie. Donskis delikatnie przypomina: „Pamięć przychodzi od Innego”.

Kim jest ów Inny? Prawdopodobnie to ten, którzy dostrzega więcej. Młodszy, pozbawiony kompleksów swoich rodziców. Prawdopodobnie to ten, który sprząta dzisiaj w Polsce zaniedbywane przez pokolenia cmentarze niemieckie, tatarskie czy żydowskie. Ile takich miejsc widziałem zwłaszcza na zachodnim Pomorzu. Zdewastowane kirkuty, zniszczone niemieckie groby.

„Według Isaaca Singera, zdarzenia są czasami mądrzejsze niż ludzie. To prawda, z jednym wszakże zastrzeżeniem: sami musimy rozpoznać ich znaczenie…” – pisze Donskis.

Samodzielność to klucz, bez którego nie da się zamknąć raz na zawsze minionej mentalności: czy to środkowo-, czy wschodnioeuropejskiej. Nikt tego klucza nie da nam do ręki. Nikt tym kluczem nie przekręci za nas zamka. Nikt nam nawet nie powie, gdzie taki klucz obstalować. My sami musimy zredefiniować nasze małe prowincjonale kompleksy, które sprawiają, że nie wiemy, co to znaczy odpowiedzialność za miejsca, w których jesteśmy. Ciągle chyba pokutuje w nas przeświadczenie, że czasu jest dużo, a Innych tak wielu, że nie musimy sobie tym głowy zawracać. To nieodpowiedzialne myślenie sprawia, że pozostawiamy naszą przestrzeń komuś innemu; komuś, kogo czasami nie jesteśmy nawet w stanie zaakceptować.

* * *

Życie monadyczne winno odejść w niepamięć – zdaje się mówić Donskis. To naturalnie marzenie, nic więcej niż smutne marzenie intelektualistów i poetów z naszej części Europy. Czasami jednak w marzeniach warto mieć takiego sojusznika jak Leonidas Donskis.

 

Leonidas Donskis, A Small Map of Experience. Reflections and Aphorisms, Guernica, Toronto 2013.

Leonidas Donskis (ur. w 1962 r. w Kłajpedzie – zm. 2016) – litewski filozof, eseista, nauczyciel akademicki, eurodeputowany VII kadencji. W 1985 ukończył studia w Konserwatorium Litewskim (przekształconym później w Akademię Muzyczną), dwa lata później został absolwentem filozofii na Uniwersytecie Wileńskim. Od początku lat 90. pracuje jako nauczyciel akademicki, początkowo na Uniwersytecie Kłajpedzkim. W latach 1997–2002 przebywał na stażach naukowych na uczelniach zagranicznych. W 1999 uzyskał stopień doktora nauk społecznych na Uniwersytecie Helsińskim. Od 2002 roku jest profesorem na Uniwersytecie Witolda Wielkiego w Kownie. Pełni funkcję dziekana wydziału nauk politycznych i dyplomacji na tej uczelni. Opublikował szereg pozycji naukowych poświęconych m.in. kulturze i filozofii. Nakładem Wydawnictwa KEW w roku 2015 ukazał się tom rozmów Tomasa Venclovy i Leonidasa Donskisa Poszukiwanie optymizmu w epoce pesymizmu, a także wybór jego esejów Władza, wyobraźnia i pamięć.

(Cyt. za: Wikipedia)