Gdańsk – maj 1939

Niedawno przypomnieliśmy przedwojenny, napisany w sierpniu 1939 roku, reportaż Józefa Mackiewicza opisujący atmosferę stolicy Estonii tuż przed wybuchem II Wojny Światowej. Trzy miesiące wcześniej autor „Kontry” odwiedził Wolne Miasto Gdańsk. Oto jego relacja z maja 1939 roku, opublikowana w wileńskim Słowie.

 

 

 

 

 

JÓZEF MACKIEWICZ

 

Gdańsk bez złudzeń

 

Gdańsk, 24 maja

„Zurück zum Reich”!

– Pass – kontrolle! – Zoll -kontrolle! – Bagnet i rewolwer na brzuchu Schutzmanna, szare mundury i czako z bączkiem, zielone mundury celników. Wewnątrz dworca, który mieni się być pod zarządem Polskich Kolei Państwowych, w kioskach „Ruchu” nie dostaniesz ani jednej gazety polskiej. One są konfiskowane ryczałtem. Nikt tam ich tekstu nie przegląda. Wszystkie absolutnie są konfiskowane bo gazet polskich w Gdańsku być nie może: basta! Zato rozpierają się gazety niemieckie. I „Völkischer Beobachter” z trzeciego Reichu, urzędowe gdańskie „Danziger Neueste Nachrichten” i przedewszystkiem „Danziger Vorposten”, który w podtytule woła na całe gardło: „Zurück zum Reich!”

„Zurück zum Reich” wisi na każdym kroku gdańskiej ulicy, na rogach, w witrynach, słupach ogłoszeniowych. – Na zmianę: „Das ist unser Führer!” – To jest nasz wódz, pod każdym portretem Hitlera.

Na Langer Markt pod statuą Neptuna grają trębacze. W brązowych mundurach z czarnemi krawatami, swastyki, swastyki, swastyki. Jakiś pan kroczy środkiem jezdni z naszywką
na rękawie i wysoko wznosi tą rękę w hitlerowskiem powitaniu.

Czem się różni właściwie Gdańsk od miast Rzeszy? Na oko trudno byłoby różnicę tę wskazać.

PROPAGANDA W ZBANKRUTOWANYM SKLEPIE

W gotyckim cieniu, w wilgoci starego kanału, zaraz za mostem, przystają ludzie przed witryną. Jedną, drugą, trzecią. Wystawa propagandy kolonjalnej. Pośrodku potężne rogi bawołu afrykańskiego, obok kręte jak korkociąg antylopy Kudu, spisy, tarcze i oszczepy afrykańskich ludów, portrety Wissmanna, Petersa, badaczy i założycieli Deutsch – Ost – Afrika, a wokół plakaty z wyciągniętą pięścią, plastycznie wołające nadpisami: „Wie lange noch ohne Kolonien?!” (Jak długo jeszcze bez kolonij?!). – Drugie okno to Nowa – Gwinea. Trzecie: Kamerun.

Na drzwiach tabliczki, że sklep jest do wynajęcia.

Historja prosta: kupiec gdański zbankrutował, zwinął frontowy sklep, na jego ruinie rozsiadła się wszechmemiecka propaganda. Bo czyż to Wolne Miasto posiadało kiedy kolonje? Czyż ono ma prawo krzyczeć: jak długo jeszcze będziemy bez kolonij!

– Nie, Gdańsk kolonij nie posiadał. Posiadały Niemcy. Ale Niemcy nie robią dziś różnicy pomiędzy Reichem i Gdańskiem.

WSZYSTKO JAK W REICHU

Z taką symboliką spotkać się możemy na każdym kroku. I na Hundegasse jest sklep „zu vermieten”, do wynajęcia! I w tym opuszczonym sklepie też rozsiadła się skolei propaganda dozbrojenia sił powietrznych… Trzeciej Rzeszy. I znów: nasz wódz, nasz Führer Adolf Hitler.

– Żadnych pozorów różnicy, żadnych pozorów zewnętrznej przyzwoitości państwowej w stosunku do suwerennych praw Rzeczypospolitej już się nie zachowuje.

Na Reitbahn, naprzeciw gmachu Polskiej Kasy Rządowej, widnieje świątynia czarno – czerwona, pseudo – gdańska, secesyjno – gotycka, w wilhelmowsko – nowoczesnym stylu, z wieżycami i kopułą. Od frontu otaczają ją rusztowania i czerwony kurz unosi się nad rozbijanemi czerwonemi cegłami. Praca wre: wyłamano już główny portyk, rozbiórce uległa lewa ściana. Ogromny nadpis na białem płótnie głosi: „Die Synagoge wird abgebrochen”. Dwa nazwiska i Co. widnieją jako reklama przedsiębiorstwa. Na rusztowaniach drugi nadpis:
„Komm lieber Mai und mach von den Juden uns jetzt frei”. (Przyjdź kochany maju i uwolnij nas teraz od żydów).

PIASKIEM W DZIOBY GŁODNYCH GOŁĘBI

Te same metody, te same hasła, te same słowa. – Dalej jest skwerek z ławkami, słońce właśnie prześwieca z pomiędzy obłoków, w które wiatr dmie jak w żagle i przypędza od morza. Na ławce siedzi staruszek i karmi gołębie. Zebrało się ich mnóstwo. Siadają na poręczy, depczą mu po starych trzewikach. Ale staruszek wysypał resztki okruszyn i poszedł sobie. Usiadłem na jego miejscu i w zamyśleniu zapaliłem papierosa. Gołębie odeszły na trawę na słońce. Nagle przybiegło dwoje dzieci, dwoje takich z nowego pokolenia Gdańszczan, a chłopczyk choć ledwo jeszcze przebiera nogami, do kołnierzyka przypiętą ma swastykę. Dzieci nabrały do rąk piasku i zaczęły nim sypać w kierunku gołębi. Zleciały się ptaki, cisną jedne przez drugie, otoczyły chłopczyka ze swastyką, dziobią i zdumione podnoszą główki: przecież to tylko piasek. Oszukuje ich mały chłopczyk ze swastyką, „nabrał” tłum starych gdańskich gołębi.

OPTYMIZM NIE NA CZASIE

Pomyślałem, że taki obrazek możnaby użyć za literackie motto do politycznego artykułu. Bo można i tak. Można wciąż jeszcze dzielić ludność Gdańska na tych starych, co to nie chcą Anschlussu i tych młodych, co sypią piaskiem hitlerowskim w oczy. Można wierzyć Rauschningom, którzy publikują swe artykuły w „Journal de Debats” i gdańskim korespondentom „Neuer Vorwärts” (30, Rue des Ecoles, Paris – 5), i można sumiennie przyznać im rację że znaczna część ludności gdańskiej chciałaby zostać Wolnem Miastem, a nie totalistyczną bazą hitlerowskiej strategji otczania Polski. Tylko teorje tem się różnią od praktyki, że łatwiej się dadzą konstruować, im dalej od interesującego objektu.

Oczywiście gazety polskie pełne są takich optymistycznych enuncjacyj, podchwytują każde słowo, każdy gest zniechęcenia ze strony obywatela Gdańska, który nie raz i nie dwa z tajoną wściekłością patrzy na to, co się dziś wyrabia z nim i z jego miastem. – Ale niechże on spróbuje: nie „z tajoną” nie w pojedynkę, a we trzech – czterech jakąś myśl antyhitlerowską wypowiedzieć głośno! – Unsinn i ausgeschlossen! Nie dopomyślenia i wykluczone. Takiego w Gdańsku się nie znajdzie nawet za pełną wagę jego pieniędzy, nieruchomości, składów, statków i interesów wiążących go z Polską. Zbankrutuje, a rękę podniesie do góry i głosować będzie za Reichem.

Bzdury tamto wszystko. Nie czas dziś na złudzenia! W taki czas gorący…

Ci panowie zapominają, iż poza terrorem fizycznym, hitleryzm wyspecjalizował się w terrorze moralnym. Niema się poco łudzić i zawracać sobie głowę podziałem Gdańska na tych, co chcą do Rzeszy i tych, co nie chcą.

Można się zastanawiać, czy nasza polityka w stosunku do Gdańska, od zarania niepodległości była słuszna, czy niesłuszna. Czyśmy wyzyskali czy utracili możliwości ściślejszego związania Gdańska z Rzeczpospolitą. Ale będą to również rozważania już tylko teoretyczne. Praktycznie jest już zapóźno na wyciąganie z tej przeszłości wniosków. Dziś oblicze „Wolnego” Miasta jest wyraźne i jednolite.

Ustąpić Gdańska nie możemy i nie ustąpimy. Ale dziś nie względy gospodarcze będą o tem decydować, nie nastroje ludności gdańskiej, a jedynie tylko i wyłącznie – siła zbrojna.

To trzeba sobie powiedzieć otwarcie.

ANEGDOTKA BERLIŃSKA

Organ kamieniczników gdańskich, a więc najbardziej zasiedziałych rdzennych obywateli, jest dziś ultra – anschlussowski. A „Danziger Sonntags Zeitung”, w artykule: „Polnische Versprechungen und Verblendungen” pisze w ten sposób:

„…Czego się to teraz nie wypisuje w prasie polskiej na temat gospodarczych korzyści związania Gdańska z Polską; niby, że żyć bez Polski nie możemy! Ale niechże w całej Polsce wiedzą, że ani w Niemczech całych, ani w Gdańsku, niema takiego głupca, któryby wierzył tym obietnicom. Pomińmy jednak tę sferę. Bo w tej chwili decydują o tem wyłącznie nie obietnice gospodarcze, nie miraże ekonomiczne, a niemieckie serca i niemieckie sumienia, które oderwać się od Macierzy nie dadzą”.

W tej chwili Gdańsk steroryzowany jest moralnie przez Hitlera, od fundamentów po piki swych tumów. W tej chwili w Berlinie opowiadają anegdotkę:

Do starego kupca berlińskiego, który się właśnie grzebie w swych towarach za ladą, wchodzi klijent i mówi ode drzwi: „Heil Hitler”. – „Guten Tag” – odpowiada zaaferowany poszukiwaniem jakiejś drobnostki, kupiec. – „Heil Hitler!” – powtarza groźnie klijent. – „Guten Tag, guten Tag” – przytakuje stary Niemiec. – „Heil Hitler!” – wrzeszczy po raz trzeci klijent. – Kupiec się zorjentował wreszcie, poprawił okulary i uśmiechnął się: „Aa to pan pewnie jest Gdańszczanin…”

TYLKO BEZ ŻADNYCH NAM TU PLEBISCYTÓW!!

A inny Gdańszczanin powiedział mi tak: – Nie przesadzajmy, ale dziś już może tylko sześćdziesiąt procent ludności chciałoby zostać Wolnem Miastem i nie łączyć się z Rzeszą. Czy sądzi pan jednak, że gdyby zarządzono plebiscyt nawet pod auspicjami Ligi Narodów, to sto procent nie opowiedziałoby się za Anschlussem? Owszem, całe sto procent.

Samodzielne władze Senatu, władza – władz gdańskich, jest w tej chwili kompletną, najzupełniejszą fikcją. O żadnej samodzielności mówić nie można. Wszystko tu wewnątrz jest podległe Hitlerowi, tak samo, jak w Niemczech.

Dlatego zupełnie słusznie i logicznie postąpił rząd Rzeczypospolitej, który na wciąż powtarzające się pogłoski o planach jakowegoś plebiscytu w Gdańsku, oświadczył wyraźnie, że żadnych plebiscytów tolerować nie będzie, żadnych ich wyników uznawać nie myśli uważając tego rodzaju wystąpienia poprostu za casus belli.

Plebiscyt miał się odbyć w dniu 21 maja. Odbył się w tym dniu tylko „Dzień Matki”, bo – my trzymamy bagnety na karabinach. – Jedyny dziś sposób.

DLACZEGO GDAŃSK NIE MOŻE PÓJŚĆ ŚLADEM KŁAJPEDY?

Wszystkie inne muszą odpaść. Żywym przykładem służyć nam może Kłajpeda. Byłem w niej na parę tygodni przed Anschlussem. W porównaniu do Gdańska wszystko przemawiało na korzyść utrzymania jej przy Litwie. Po pierwsze nie była żadną „Freie Stadt”, a częścią składową suwerennej Litwy. Po drugie ludność litewska wahała się w niej do 50 procent. Po trzecie zawierała o wiele większy odsetek niechętnych Rzeszy t. zw. „Memelländerów”, niż Gdańsk podobnych „Danzigerów”. Po czwarte zespolona z Litwą gospodarczo silniej, bo była portem jedynym. („Gdańsk” i „Gdynia” razem wzięte). Po piąte była litewską „Gdynią”, bo i port, i składy, i dźwigi, i fabryki, i mola, i baseny zbudowali w niej nie Niemcy, a Litwini…

A przecież jak przyszło ultimatum Hitlera, – czyście dużo słyszeli panowie o gospodarczych względach? albo o zdaniu ludności? O ich woli czy wypowiedzeniu? Nic. I Litwa w ciągu 48 godzin oddała Kłajpedę. Dlaczego tak się stało? Poprostu dlatego, że nie miała czem jej bronić.

Otóż ta jedyna jest tylko różnica pomiędzy Kłajpedą i Gdańskiem przemawiająca na korzyść utrzymania Gdańska w sferze uprawnień Polski, że Polska ma czem ich bronić i bronić będzie. Jedyna, ale też decydująca różnica. Spekulacje polityczne w stosunku do Gdańska nie oparte i nie poparte siłą zbrojną, nie mają w tej chwili najmniejszego zastosowania praktycznego.

Zdaje się, ze Hitler niema co do tego złudzeń. Dlaczego my je stwarzamy dla siebie i to właśnie teraz, gdy jedna prowokacja postępuje za drugą!

Słowo,26.05.1939, Wilno, Rok 18, Nr 143

Źródło:retropress.pl