Kępiński o Witkacym

Piotr Kępiński o Witkacym i książce Janusza Deglera „Witkacego portret wielokrotny”.

Witkacy to miał klawe życie. Dziesiątki kochanek, sława za życia, alkohol, narkotyki, pojedynki, podróże, powszechne uwielbienie krytyki i czytelników. Słowem: życie minęło mu lekko, łatwo i przyjemnie. No, może tylko samobójcza śmierć nie pasuje za bardzo do tego obrazu.

Taki panuje stereotyp, a jaka jest prawda? Pisarz uwielbiał płeć żeńską i wcale się z tym nie krył. Kiedy był młody, lubił starsze aktorki, w wieku dojrzałym uganiał się za 20-letnimi mężatkami. Kobiet miał bez liku, ale za rozpaczliwym poszukiwaniem tej jedynej kryła się wielka tragedia: Jadwiga Janczewska, największa miłość jego życia, w 1914 roku popełniła samobójstwo. Witkacy czuł się do końca życia winny, że nie zapobiegł tej tragedii – twierdzi Janusz Degler w książce „Witkacego portret wielokrotny” ]PIW – książka ciągle dostępna na stronach internetowych wydawnictwa].

W 1918 roku mogło się wydawać, że czeka go harmonijnie rozwijająca się kariera. Wrócił właśnie z czteroletniej wyprawy do Australii, którą odbył ze słynnym antropologiem Bronisławem Malinowskim. Brał udział w ważnych wystawach, publikował artykuły, został dostrzeżony przez elitę literacką i artystyczną. Po pewnym czasie, kiedy działania formistów, do których przystał, zostały zmiażdżone przez część krytyki, rzucił się w wir polemik. A że język miał niewyparzony, narobił sobie wielu wrogów. Prawdopodobnie miało to wpływ na decyzję, jaką podjął w roku 1922. Uznał, że dalsza działalność artystyczna jest zupełnie bezpłodna, i założył jednoosobową Firmę Portretową S.I. Witkiewicz, która w efekcie przyniosła mu sławę, ale nie pieniądze.

Rok później, w wieku 38 lat, postanowił się ożenić. Janusz Degler, cytując obszernie nieznaną dotąd korespondencję pisarza z żoną i znajomymi, opisuje zarówno jego artystyczne, jak i osobiste perypetie. O Witkacym nie można bowiem mówić, pomijając wątki bigraficzne, skoro np. każdy jego związek erotyczny owocował znakomitymi portretami, sztukami czy powieściami. Po rozstaniu z 10 lat od niego starszą aktorką Ireną Solską opisał ich relacje w „622 upadkach Bunga”. Inne kochanki z reguły uwieczniał na obrazach lub wplatał wątki ze wspólnego życia w sztuki teatralne. A poszukiwanie przez Witkacego żony to gotowy scenariusz na dramat albo nawet thriller, który Hollywood kupiłby z pocałowaniem ręki.

Kiedy miał 20 lat, chciał się ożenić z Ewą Tyszkiewiczówną, ale nie zgodzili się rodzice dziewczyny, uważając taki związek za mezalians. Pomysł, żeby wziąć za żonę młodszą o 10 lat Ankę Oderfeldównę, córkę znanego żydowskiego adwokata, wybił mu z głowy ojciec, który bez ogródek napisał w liście: „Pomyśl, co zrobisz, jak Ci się wysypie pół tuzina Żydków, Twoich dzieci? Czy potrafisz nie obrazić ich matki, czy potrafisz przezwyciężyć swój wstręt, czy znajdziesz dosyć powagi i umiejętności życia, żeby ich ochronić od tych przykrości i poniżeń, jakimi jest dotąd przepojona atmosfera stosunków polsko-żydowskich?”.

Reprymenda ojca odniosła sukces i Witkacy zrezygnował z tego małżeństwa, a po chwili związał się ze wspomnianą Jadwigą Janczewską. Tym razem ojciec nie oponował, bo wybranka pochodziła ze szlacheckiego rodu, a syn był zakochany po uszy. Niestety, niedoszła panna młoda pewnego dnia pojechała do Doliny Strążyskiej i tam wypaliła sobie z rewolweru w serce. Prawdopodobnie dlatego, że kochała również Karola Szymanowskiego, przyjaciela Witkacego, a może nawet była z nim w ciąży, choć ten był homoseksualistą.

Niewykluczone, że od śmierci Jadwigi Witkacy stał się znacznie bardziej cyniczny i bezwzględny w stosunkach z kobietami. Jadwiga Unrużanka, arystokratka, którą w końcu poślubił, nawet mu się nie podobała. Do poważnego kryzysu doszło już dwa tygodnie po ślubie, gdy Jadwiga podczas kolacji ze znajomymi okazała nadmierne zainteresowanie Augustowi Zamoyskiemu. Witkacy okrutnie się spił, dotknięty zniewagą doznaną od dwojga arystokratów.

Kiedy podsumowywał pierwsze lata po ślubie, pisał: „To był najgorszy czas w moim życiu”. Ale w tym związku to nie on był ofiarą. W 1925 roku kazał żonie usunąć ciążę. Podczas zabiegu nie było go nawet w Warszawie, a w liście pisał: „Może Cię właśnie rżną i skrobią w tej chwili. Mój Boże – co bym dał, aby to widzieć”.

Potem było jeszcze gorzej. Rozstania, powroty, separacje. Młodsze o ponad 30 lat kochanki, wielodniowe pijaństwa i orgie. Przez cały ten czas Witkacy przekonywał żonę, że takie życie ma swoje zalety. Fundamentem związku – twierdził artysta – jest wzajemna tolerancja, nawet jeżeli dotyczy ona innych związków erotycznych.

Co prawda w liście z 1937 roku przyznał, że romansów i miłości ma już dosyć, ale w związku z tym zamierza „przejść na dziwki”: „Kurwa co tydzień jak Flaubert. Kurważ musi być zwiększony, jak woltaż, litraż i kilometraż (i metrampaż!)”.

Jak prawie każda obietnica Witkacego, tak też i ta pozostała bez pokrycia. Artysta zakochał się bez pamięci w ostatniej kobiecie swojego życia Czesławie Oknińskiej-Korzeniowskiej, która 17 września 1939 r. była świadkiem jego samobójczej śmierci w Jeziorach. Degler przytacza relację Oknińskiej, z której wynika, że artysta postanowił ze sobą skończyć z powodu narastającej depresji i choroby. W tekście tym, napisanym już po wojnie, nie ma ani słowa o armii sowieckiej, która tego dnia zaatakowała Polskę. Brak przerażenia hordami ze Wschodu, które według legendy miało skłonić artystę do samobójstwa. Wyziera z tych zapisków osamotniony człowiek, który nie widzi już sensu życia. W 1968 roku Oknińska pisała do przyjaciół: „Mam wstręt do swojej przeszłości (…). Byłam muchą w sieci pająka…”.

Degler nie ocenia ani Witkacego, ani jego kobiet. Na zimno relacjonuje szaleństwa pisarza. I zrzuca z niego maski. Żadnego kontrowersyjnego tematu nie pominął i w efekcie napisał najlepszą chyba pracę poświęconą autorowi „Nienasycenia”.

Janusz Degler Witkacego portret wielokrotny. Szkice i materiały do biografii (1918-1939), PIW