Półfinał „Angelusa” – Kateřina Tučková

Jolanta Piątek o, zakwalifikowanej do półfinału tegorocznej edycji „Angelusa”, powieści  Kateřiny Tučkovej „Boginie z Žitkovej”.

Magiczny realizm po czesku

My mówimy na nie wiedźmy, czarownice, w najlepszym wypadku:  wieszczki, znachorki. Tam, w Białych Karpatach, to były boginie. Ale nie te mityczne, żeńskie odpowiedniki bogów, ale kobiety, które otrzymały dar od Boga. Umiały ‘bogować’. Czyli widziały i wiedziały  więcej, potrafiły okiełznać żywioły,  zmieniać bieg życia, przepowiadać przyszłość,  leczyć ciało i duszę. Umiały też szkodzić. Ale te były nieliczne. Ten dar miały od wieków, przekazywały go z matki na córkę. Wywodził się  z prastarej magii, potem włączyły też Boga i tak dokonała się synteza magii i religii.

Kateřina Tučková  opowiada fascynującą historię etnograficzną z zakątka zapomnianego nie tylko przez Boga, ale i ludzi. Tam ten fenomen trwał wieki, a i bogiń nie brakowało. Ale dziś powoli odchodzi  na zakurzone półki historii etnografii. Ostatnie boginie pomarły,  ich córki, które powinny przejąć dar ‘bogowania’ nie rozwinęły go. Bo taki dar trzeba pielęgnować, jest tylko potencjalny, dopiero praktyka  przetwarza go w umiejętność niesienia pomocy (lub zagrożenia) innym.

Dora Idesova , ostatnia z rodu bogiń, a my w wraz z nią, poznaje tajniki bogowania i tajemnice swego rodu. Już jako dorosła kobieta chce naukowo przyjrzeć się fenomenowi bogowania, którego jako dziecko nie rozumiała i nie dostrzegała, choć ‘aniołowała’ . To  ma być także hołd złożony ciotce, Sumenie, która ją i jej brata wychowywała, dopóki nie zamknięto jej w szpitalu psychiatrycznym. Ale tak być musiało, to  przeznaczenie – boginie, zwane w dawnych wiekach czarownicami, nigdy dobrze nie kończyły. Za dar bogowania trzeba zapłacić.

Tučková tworzy powieść niemal detektywistyczną. Jej bohaterka zwolna rozsupłuje tajemnice wielowiekowej historii bogowania jej własnej rodziny. Poznaje skrywane, ale tylko przed nią, tajemnice rodu, a równocześnie swoje własne korzenie. To, co chciała odrzucić, o czym chciała zapomnieć wraca do niej jak fatum. To  specyficzna  bohaterka, bez własnego życia osobistego, biseksualna (czy to hołd dla ‘kobiecej ‘ literatury?), pozbawiona radości życia, z determinacją wypełniające zobowiązanie  wobec pamięci  Surmeny. Bo też nie o nią chodzi, jest tylko spoiwem opowieści.

Magia, kobiecy świat, historia rodziny.  I to jaka historia. Nie tylko losy bogiń, zwanych wtedy czarownicami,  kiedy bez pardonu rozprawiano się z odmieńcami stosującymi zakazaną magię (na stos). Oto XX wiek przyniósł dwa totalitaryzmy zainteresowane fenomenem bogiń. Niemiecki plan odnalezienia korzeni pangermańskich w wierzeniach Karpat Białych był zakrojony na dużą skalę.  Grupa naukowców poszukuje potwierdzenia swojej tezy o pangermańskiej Europie, właśnie tu, wielowiekowe procesy czarownic mają potwierdzić rolę kościoła w niszczeniu germańskości.

Tučková  operuje na faktach, dostępnych w archiwach, choć literacko je przetwarza . Naprawdę istniał Fryderyk Norfolk (wcześniej Soukup), laureat Literackiej Nagrody Moraw z 1924 r. (co ciekawe, wielbiciel twórczości St.Przybyszewskiego, wystawiał jego ‘Krzyk’) i  był jednym z tych poszukujących pierwiastka  germańskiego na pograniczu Moraw i Słowacji.

Niemcy nie chcieli  zniszczyć wierzeń, raczej zakonserwować. Co innego komuniści. Zabobony karpackich bab należało wyplenić do korzeni , co się zresztą udało.

Nosicielki pradawnych tradycji mieszkały tam od dziesiątek pokoleń, przetrwały wejście chrześcijaństwa, procesy czarownic, rządy miejscowych księży i wymiaru sprawiedliwości, i badania grupy esesmanów. A załatwił je prosty bolszewik, konstatuje z jedna z bohaterek powieści.

Dla Dory Idesovej, która na naszych oczach stopniowo dowiaduje się prawdy o genezie losu swojej ciotki, są to pytania na które musi znaleźć odpowiedź. W świetle dokumentów czechosłowackiej służby bezpieczeństwa Surmena przestaje być przypadkiem skazaną boginią. Była obiektem inwigilacji, z premedytacją prowadzonej przez całe lata. Akcja zakończyła się sukcesem: obiekt zmarł.

Ale czy dzięki skuteczności komunistów? Poniekąd. Jeden z nich pełni główną rolę w inwigilacji Surmeny, zarówno w czasach nazistowskich, jak i komunistycznych. Jindřich Švanc vel  Heinrich Schwannze, człowiek z darem  kameleona – w czasach Protektoratu był Niemcem, a w czasach komunizmu stał się idealnym czechosłowackim komunista. I jak to zwykle bywa, nie przekonania komunistyczne kazały mu walczyć z boginią, ale własne osobiste porachunki z kobietą, która w jego mniemaniu zniszczyła mu życie. To jego osobisty sukces.

Ale może tak naprawdę to wina magii? Tego białego wężyka, którego nieświadoma niczego mała  Dora zabija wywołując ciąg nieszczęść? A może to jednak klątwa?

Fakty i mity przenikają się wciąż w tej sprawnie napisanej powieści. To wielka sztuka tak opowiedzieć zasuszoną etnograficzną historię, ubierając ją w faktografię historyczną. Przecież przed nią opracowywano już temat bogiń z Žitkovej. Dopiero  powieść Tučkovej rozsławiła go. Dociekliwość naukowca i talent pisarski sprawiły, że na Kopanice Morawskie  wędrują ludzie poszukując miejsc związanych z boginiami.

Zwłaszcza, że tajemnica nie jest rozwikłana. Dora zostaje zamordowana, tym razem jej śladem podąża autorka…

Kateřina Tučková , z wykształcenia bohemistka i historyk sztuki. Rozgłos przyniosła jej powieść ‘Wygnanie Gerty Schnirch’ (2009), ‘Boginie z Žitkovej’ (2012) utrwaliły jej pozycję jako pisarki. Obie książki zyskały prestiżowe nagrody w Czechach, były tłumaczone na wiele języków, adaptowane na deski teatru,  na kanwie ‘Bogiń…’ powstaje też film. Tučková pracuje nad następną powieścią. Jej tematu nie zdradza.

Jolanta Piątek

Kateřina Tučková, „Boginie z Žitkovej”, przekład Julia Różewicz, Wydawnictwo „Afera”, Wrocław 2014