Nie jest źle – fragment

Premiera! Prezentujemy fragment opartej na faktach powieści czeskiego pisarza emigracyjnego Jana Nováka „  Nie jest źle”. Książka ukaże się za dwa tygodnie nakładem „Książkowych Klimatów”. Novák opisuje w niej – godną hollywoodzkiego filmu – historię braci Mašin i ich dramatyczną ucieczkę ze stalinowskiej Czechosłowacji.

Można nawet powiedzieć, biorąc pod uwagę liczebność grupy pościgowej, że była najbardziej dramatyczna ucieczka w całym komunistycznym bloku.  W październiku 1953 r. pięciu młodych mężczyzn usiłowało przedostać się przez żelazną kurtynę do amerykańskiego sektora w okupowanym Berlinie, by wstąpić do armii amerykańskiej i w jej szeregach walczyć z komunizmem podczas  III Wojny Światowej, na której wybuch liczyli.  Zanim przedostali się przez granicę z NRD, synowie straconego przez Gestapo, bohatera podziemia – bracia Josef i Ctirad Mašin oraz  Milan Paumer, Zbynek Janata i Vaclav Sveda dopuścili się kilku aktów terrorystycznych, co usprawiedliwiali tym, że czuli się żołnierzami; porywali samochody, kradli pistolety maszynowe i  zabili sześciu ludzi. Granicę czesko- niemiecką przekroczyli stosunkowo łatwo. Jednak ich droga do Berlina Zachodniego ( i pościg za nimi) trwała 28 dni. Polowało na nich tysiące żołnierzy sowieckich i enerdowskich milicjantów. Ostateczni trzem, braciom oraz Milanowi Paumerowi,  udało się dotrzeć  do Berlina Zachodniego. Pozostałych dwóch – Janatę i Svedę złapała enerdowska milicja. Zostali  oczywiście straceni. Ocalała trójka wstąpiła do armii amerykańskiej.  Walczyli min. podczas wojny w Korei. Później zamieszkali w USA.

Kilka lat temu na temat tej ucieczki odbyła się gorąca dyskusja. Wywołała ją decyzja  premiera Czech Mirka Topolanka  o odznaczeniu trzech żyjących uciekinierów i tym samym uznaniu ich oficjalnie za bohaterów. Części obywateli, głównie tym sympatyzującym z komunistami, to się oczywiście nie spodobało. Dla nich uciekinierzy pozostają mordercami.

Powieść Jana Nováka „Zatím dobrý” pierwotnie  została napisana po angielsku. O jej walorach literackich niech świadczy fakt , że czeski przekład książki  z roku 2004 otrzymał prestiżową nagrodę Magnesia Litera. Co nie specjalnie dziwi, bo ten pisarz – emigrant to w literaturze czeskiej uznana marka. Urodził się w roku 1953 w Kolinie.  W roku 1969 wraz z rodzicami wyemigrował do USA. Jako pisarz, dramaturg i scenarzysta odniósł na rynku amerykańskim spory sukces, współpracował min. z Milošem Formanem. Jest też współautorem znanego w Polsce dokumentu „Obywatel Havel”.

Autorką polskiego przekładu powieści jest Dorota Dobrew

Obecnie w Czechach powstaje filmowa adaptacja powieści, którą reżyseruje Tomas Masin  autor min. znanego filmu 3 sezony w piekle – opowiadającego o losach legend czeskiego undergroundu z lat 40 Jany Krejcarovej (Karolina Gruszka) i Egona Bondy.

*********

Jan Nowak – Nie jest źle

fragment

Chlumec nad Cidliną, miasteczko jednopiętrowych domków, jest miejscem wymarzonym do zaplanowanej akcji, posterunek SNB[1] znajduje się w bocznej uliczce, mieści się w otoczonej płotem okazałej willi z ogródkiem, Radek dokładnie obejrzał to miejsce, uliczka jest cicha i ciemna, nocną służbę pełni tylko jeden funkcjonariusz. Zadanie polega na tym, żeby pod jakimś pretekstem przedostać się do willi i unieszkodliwić strażnika obuchem, który Radek zrobił ze stalowego pręta wymontowanego z gąsienicy radzieckiego czołgu T-34, potrafi go opuścić pod rękawem wzdłuż przedramienia do dłoni i schować z powrotem, przećwiczył to ze sto razy, za chwilę tym narzędziem uderzy strażnika w głowę, tamten nieprzytomny padnie na ziemię, a potem trzeba będzie już tylko zgarnąć sześć całkiem nowych automatów, wyfasowanych niedawno przez miejscowych milicjantów.

Pepa ma za zadanie ubezpieczać go od tyłu, właściwie tylko go kryje, trzyma niemiecki pistolet, który jeszcze w czasie wojny zdobyli z transportu broni dla Wehrmachtu, dawno temu, byli wtedy szczeniakami, ale mają go od tamtej pory i teraz nareszcie im się przyda.

Na pogrążonej w mroku ulicy Chlumca Radek wskazał miejsce pod gęstą koroną orzecha, gdzie Paumer zatrzymał auto, a kiedy zgasił światła, odnieśli wrażenie, że nagle znaleźli się w tunelu. Radek i Pepa ostrożnie zatrzaskują drzwi wozu i rozglądają się wokół. Mieszkańcy Chlumca są już dawno w wyrkach, psów też nie słychać, i tak ma być, stąd do posterunku jest zaledwie parę kroków, furtka w ogrodzeniu z metalowymi szpicami zgrzytnęła, ku drzwiom prowadzi kilka betonowych schodków, szybko na nie wbiegają, zatrzymują się jeszcze w cieniu na schodach, ale tylko na chwilę, żeby złapać oddech, bakelitowy przycisk dzwonka jest okrągły, wciąż jeszcze jest czas, żeby wycofać się z akcji, kiedy nacisną ten plastikowy guzik, nie będzie już odwrotu. Mašínowie właśnie zamierzają wypowiedzieć wojnę komunizmowi, tak samo jakby zrobił to ich ojciec. Josef Mašín senior był największym bohaterem czeskiego ruchu oporu w czasie drugiej wojny światowej, organizował sabotaże i zamachy, jego synowie postanowili przeciwstawić się komunistom tak samo, jak on walczył z nazistami, teraz jeszcze wymieniają ostatnie kontrolne spojrzenie, no jak stary? Jeszcze można na wszystko machnąć ręką i wrócić do domu, Czechosłowacja położyła uszy po sobie, czy Mašínowie naprawdę różnią się czymś od reszty? Kilka nadchodzących chwil zmieni na zawsze ich życie, więc jak, idziemy?

Dobra, idziemy.

No to chodź.

Mężczyzna za drzwiami ma na sobie mundur, jest w średnim wieku, nazywa się Oldřich Kašík i z zawodu jest garbarzem, w bezpiece od niedawna, dzisiaj powinien być w domu we własnym łóżku, ale zachorował kolega, więc Kašík wziął za niego służbę. Tylko troszkę uchyla drzwi i przez wąską szparę patrzy na chłopaków, nie pali się do odhaczenia łańcucha, prawdopodobnie jest jakiś regulamin, do którego musi się stosować funkcjonariusz na nocnym dyżurze. Radek wyjeżdża z wcześniej przygotowaną historyjką, udaje zdenerwowanie, przypięli motor do stojaka na dworcu, ale kiedy wrócili, już go nie było, zniknął razem z łańcuchem, Radek dobrze gra, wygląda na porządnie wzburzonego, Pepa mu wtóruje:

– Cholerni złodzieje!

– No to wejdźcie… – Kašík w końcu odhacza łańcuch.

W holu widać troje zamkniętych drzwi i schody prowadzące na piętro.

– Poczekajcie chwilę, tylko coś wezmę – powiedział Kašík i odwraca się w stronę schodów, teraz! Radek wypuszcza metalowy pręt, który zjeżdża mu w rękawie do dłoni, nie ma tu miejsca, żeby wziąć porządny zamach, ale zamach nie jest potrzebny, wystarczy, że w szybkie uderzenie włoży całą siłę, to potężny cios, ale kurna, co jest?! Facet zamiast paść na ziemię, odwraca się, to chyba zły sen, człowiek właśnie zaliczył taką bombę, a nawet nie drgnął, jak to możliwe, do tego sięga do kabury po broń, Radek wymierza mu jeszcze jeden cios, Kašík lekko się zachwiał.

– Uwaga!

Pepa wyciąga z kieszeni rękę z pistoletem, Kašík walczy z kaburą, więc co teraz, teraz już nie ma wyjścia, nie ma innej możliwości, Pepa naciska spust, TRACH, i jeszcze raz TRAAACH, w małym pomieszczeniu strzały brzmią jak uderzenia gromu, ten hałas musi obudzić cały Chlumec, mało tego, jeszcze światło! Cholera, światło! Na górze w kancelarii!

– Tam ktoś jest!

Z góry dochodzi jakiś szelest, stłumiony odgłos, jakby coś się poruszyło.

– Kurwa, co to było?

Na górze muszą być jeszcze bezpieczniacy, bo kto inny?

– Tam ktoś jest!

– A pierdolone giwery?

– W cholerę z nimi, musimy wiać!

– Wiejemy!

 

No dzięki Bogu! Paumer może w końcu wcisnąć w podłogę pedał gazu, cały czas poci się z nerwów, słyszał strzały, które musiały obudzić całe miasto, a Mašínów nie ma, liczył każdą upływającą sekundę, walcząc z pokusą, żeby ruszyć z miejsca i odjechać, a teraz, po całej wieczności czekania, widzi braci, wybiegają z posterunku, nareszcie wskakują do auta, nareszcie Paumer może wystartować, nareszcie może wcisnąć gaz do dechy, nareszcie pędzi byle dalej, nareszcie ostatnie domy zostają za nimi, nareszcie są na drodze obramowanej drzewami, nareszcie wszędzie wokół panuje ciemność, nareszcie, nareszcie, nareszcie.

 

Na początku lat pięćdziesiątych w Czechosłowacji jest niewiele prywatnych aut, to był jeden z powodów, dlaczego musieli porwać taksówkę, ale teraz pusta jezdnia jest im na rękę, Paumer nie zdejmuje nogi z gazu, na zakrętach autem zarzuca na całą szerokość asfaltu.

– Weź zwolnij, do cholery! Nie pali się!

Pędzą z powrotem przez las w okolicach Kerska, pod drzewami noc jest czarna jak smoła, nagle światła reflektorów wyłowiły jakiś ruch, na poboczu majaczy jakaś postać, ktoś wymachuje rękoma i stara się ich zatrzymać.

– Jasny gwint! Przecież to nasz taksówkarz! Rozwiązał się!

Zły sen trwa nadal, człowiek na skraju drogi nagle zamarł w bezruchu, a potem na łeb na szyję daje nura w krzaki, jasna sprawa, rozpoznał swoją własną škodę.

– Niech to szlag, teraz wystarczy, żeby kogoś zatrzymał, i już wiadomo, że jedziemy z powrotem do Pragi!

– No to gazu!

Paumer z radością wykonuje polecenie, auto wystrzeliło z lasu, ale zanim silnik zdążył się rozkręcić, kierowca musi wcisnąć pedał hamulca, widać przejazd kolejowy, a na nim opuszczony szlaban, auto zatrzymuje się tuż przed zaporą, o mało jej nie staranowało, a potem stoją tam i czekają, gdzie ten cholerny pociąg, nie ma i nie ma, w szczerym polu widać tory w obie strony na odległość kilku kilometrów, ale z żadnej nie zbliżają się światła.

– Co jest?!

– Czekaj! Jeszcze chwilę!

Czekają, siedzą w aucie, patrzą na czerwone i białe paski na szlabanie, utkwili tu i tracą cenne minuty, czas, który zyskali, coraz bardziej się kurczy, dlaczego, do jasnej ciasnej muszą tu czekać? Mašínowie w końcu wyskakują z samochodu, Radek podnosi jeden szlaban, Pepa drugi, auto przetacza się przez tory, z budki wybiega dróżnik i zaczyna się wydzierać, co do kurwy nędzy wyprawiają, bracia wskakują do auta, a Paumer znowu wciska w podłogę pedał gazu.

– Stary, naprawdę zachowujemy się jak durnie!

Właśnie zrobili kolejny błąd, powinni byli spokojnie czekać przed tym przejazdem, prędzej czy później przyjechałby jakiś pociąg, a tak znowu zwrócili na siebie uwagę, pojawił się nowy świadek, więc ich prześladowcy zyskają kolejne wskazówki.

Za przejazdem kolejowym Mašínowie zmieniają plan, wybierają objazd, w końcu wszystkie drogi prowadzą do Pragi, a dłuższa trasa wydaje im się bezpieczniejszym rozwiązaniem, ale po trzydziestu kilometrach okazuje się, że na ogonie siedzi im jakieś auto. Mašínowie każą Paumerowi zwolnić, ale obcy samochód nie zamierza ich wyprzedzić, ich auto tnie powietrze i toruje mu drogę, tylko pytanie dlaczego? Dlaczego ktoś przykleił im się do tyłka właśnie teraz, w nocy, na pustej szosie? Co to może znaczyć? Kto wie, może kierowca tylko oszczędza benzynę? Mašínowie pilnują Paumera, żeby nie przekroczył sześćdziesiątki, światła z tyłu powoli przestają im działać na nerwy, no bo co, kości zostały rzucone, Pepa przeładowuje pistolet, poczuł zapach prochu, Radek ma nabitego gnata, nie ma sensu pytać dlaczego, jest jak jest, a teraz po prostu zrobią to, co będzie trzeba zrobić.

– Patrzcie, skręcił!

Jadący za nimi samochód na pustym skrzyżowaniu pośród pól ni stąd, ni zowąd skręcił w prawo, światła zjechały w bok, a kiedy zniknęły, nagle trudno było uwierzyć, że ktoś im wisiał na zderzaku.

Akcja dobiega końca, żaden wielki sukces, ale mogło być gorzej, przynajmniej w nocy nie zaczęły wyć syreny i nie zapaliły się światła ostrzegawcze, dalej już nikt nie będzie próbował ich zatrzymać ani jechać za nimi, wrócą do Pragi zupełnie normalnie, normalnie porzucą gdzieś škodę, normalnie rozejdą się do domów, chciałoby się wierzyć, że wszystko jest normalne.

przeklad Dorota Dobrew

 

[1] SNB (Sbor národní bezpečnosti) – policyjny aparat w Czechosłowacji powołany w 1945 roku. W skład SNB wchodziło StB (p. przypis 1) oraz VB (Veřejná bezpečnost) – umundurowana policja, odpowiednik polskiej Milicji Obywatelskiej (MO), zajmująca się utrzymywaniem porządku publicznego oraz sprawami kryminalnymi.