Z okazji 100-lecia wstąpienia Jaroslava Haška do wojska Wydawnictwo Znak podjęło ryzykowną decyzję i prezentuje nowe wydanie Losów dobrego żołnierza Szwejka czasu Wojny Światowej w tłumaczeniu Antoniego Kroha. Premiera 9 kwietnia. Chociaż poprzednia edycja tego przekładu z roku 2009 nie wywołała powszechnego entuzjazmu.
Powieść Jaroslava Haška w kulturze polskiej- dzięki znakomitemu literacko, chociaż nie do końca dokładnemu przekładowi Pawła Hulki- Laskowskiego – jest obecna od roku 1929. Jest to obecność mocna, książka w tym przekładzie stała się legendą i w głowach polskich czytelników Szwejk mówi językiem tego przekładu.
W ostatnich latach karkołomnego dzieła, jakim jest poprawienie pierwszego przekładu na bardziej zbliżony do oryginału podjęli się dwaj tłumacze. Pierwszym był Józef Waczków, który próbował oddać stylistykę języka mówionego „Szwejka”, czyli uwzględnić podział jaki istnieje w czeszczyźnie na używaną na codzień (obecná čeština) i literacką, czego nie zrobił Hulka-Laskowski.
Drugim” ryzykantem” jest właśnie Antoni Kroh, który uznał, że Waczków przesadził ze stylizacją przez co Szwejk w jego przekładzie mówi „potoczniej niż potocznie, kolokwialniej niż kolokwialnie”.
Antoni Kroh, tłumacz z czeskiego i słowackiego, etnograf, historyk kultury, autor świetnych książek „O Szwejku i o nas” i „Sklepu potrzeb kulturalnych” jest w tej dziedzinie specjalistą wysokiej klasy. Najpewniej zirytowany porażką Waczkowa i niedokładnością Hulki – Laskowskiego, podjął się tego karkołomnego zadania.
Jego przekład uchodzi za udany i najpewniej oczaruje wszystkich tych, którzy są zwolennikami precyzji. Dzięki licznym przypisom powieść także stała się bardziej zrozumiała dla młodszych czytelników. Jednak pierwsze wydanie– oględnie mówiąc- nie rzuciło miłośników powieści na kolana. Towarzyszyło mu sporo narzekania. Krzysztof Masłoń w „Rzeczpospolitej” pisał:
Mocne uderzenie czeka czytelnika przekładu Antoniego Kroha już we wstępie do powieści. Hašek, charakteryzując swego bohatera, napisał sławne zdanie: „On nie podpalił świątyni bogini w Efezie, jak to uczynił ten cymbał Herostrates, aby się dostać do gazet i do czytanek szkolnych”. „Świątynia” przemieniła się w „chram”, współcześnie albo kompletnie niezrozumiały, albo przypisywany wyłącznie pogańskiej słowiańszczyźnie. Efez leży gdzie indziej.
Wreszcie zagadnienie kluczowe – tytuł powieści. Ma rację Antoni Kroh, kwestionując „przygody” Szwejka, gdyż „powszechne zbydlęcenie i masowe rzezie to nie przygody”. Józef Waczków z tytułu „Osudy dobrého vojáka Švejka za svétové války” uczynił „dole i niedole”, Kroh – chyba trafnie – zdecydował się na „losy”. Ale już „żołnierz Szwejk” zgrzyta, niezależnie od tego, że po czesku „voják” to „żołnierz”. Dla nas Szwejk jest „dobrym wojakiem”, ale nie „dobrym żołnierzem”. Dobry żołnierz to był Soroka.
Rok po wydaniu przekładu Antoniego Kroha Łukasz Grzesiczak pisał:
Książka ukazała się w serii „50 na 50. 50 książek na 50-lecie Znaku”, w ramach której krakowskie wydawnictwo przypomina „książki dobrze znane, jak i niesłusznie zapomniane”. Czy „żołnierz Szwejk” przebije popularnością „wojaka Szwejka”? Miał już na to rok i tę bitwę przegrał. Zresztą nie chcę wierzyć, iż ktoś naprawdę wierzył w jego zwycięstwo. Sytuacja Szwejka w tłumaczeniu Kroha przypomina trochę położenie armii czechosłowackiej w 1938 roku.
Sądząc po tym, że sześć lat później Znak jednak decyduje się na wznowienie przekładu, to klęska nie musiała być taka druzgocąca i liczba jego zwolenników okazała się wystarczająco liczna. Ciekawe, czy dołączą do nich następni? Księgowość wydawcy dowie się o tym niebawem.