Miljenko Jergović – „Wilimowski”

Fragment nieopublikowanej jeszcze – nawet w ojczyźnie autora- powieści „Wilimowski” Miljenko Jergovica, laureata „Angelusa” z 2012 roku. Jej tytułowym bohaterem  jest polski piłkarz z okresu międzywojennego Ernest Wiimowski, później grajacy w barwach III Rzeszy, który na mistrzostwach świata w roku 1938 strzelił Brazylii cztery bramki podczas jednego spotkania. Książka ukaże się w 2016 roku nakładem Książkowych Klimatów. Autorką przekładu jest Magdalena Petryńska.

Szerzej o powieści pisaliśmy w tekście: Polski piłkarz bohaterem powieści laureata „Angelusa”

 

Miljenko Jergović

„Wilimowski”

(fragment)

Jak stary ksiądz, który przez całe życie bez wiary powtarza tę samą litanię, sprawozdawca wymieniał nazwiska zawodników:

„Brazylia: Batatais, Machado, Hércules, Lopes, Leônidas, Martim, Perácio, Romeu, Zezé Procópio, Domingos Da Guia, Afonsinho.

Polska: Madejski, Piec, Scherfke, Wilimowski, Wodarz, Szczepaniak, Dytko, Piontek, Góra, Nyc, Gałecki”.

Nazwiska Brazylijczyków brzmiały jak imiona bohaterów antycznych mitów, które, zanim nauczył się wszystkich liter, Róża czytała mu przed snem z jakiejś starej i grubej książki ojca.

Zwyczajni ludzie, Polacy, wśród których mógł się znaleźć jakiś Mieroszewski, bo inni nazywali się podobnie, grali mecz z półbogami i herosami, o których aż do końca opowieści nie wiadomo, co zrobią, w jaki sposób przechytrzą i pokonają wszechmocnego wroga.

„Straszne…”, zaczął, ale nie wiedząc, jak wyrazić to, co jest straszne, nie dokończył zdania.

Ojciec się roześmiał i poklepał go po ramieniu, uważając, żeby nie dotknąć garbu.

Jakby się go bał, jakby nie był on częściąciała Dawida. Czasami, kiedy przypadkiem dotknął garbu, twardego,jakby z drewna, albo gdy przenosząc chłopca, poczuł, jak go uciska, gniecie gdzieś między wolnym żebrem a sercem, wydawało mu się, że to, co zamierza zrobić z synem, jest niegodne, że nie da się tego wypowiedzieć i już sama myśl o tym jest chora i nienormalna.

Gdyby cały Dawid przemienił się w garb, łatwiej bym go odrzucił, myślał wtedy.

„To nic strasznego”, powiedział teraz, choć nie wiedział, co miałoby być straszne.

„Straszne”, powtórzył Dawid, tym razem z przekonaniem.

Z głośnika dochodziło jakieś buczenie, wzmagało się, potemcichło i powoli się oddalało. Dźwięk falował w nieregularnym, nieprzewidywalnym rytmie, ale miało się wrażenie, że istnieje w tym jakiś porządek.

Dawid pomyślał, że to zakłócenia na łączach, szum fal radiowych, które rozchodząsię po niebie, mieszają się, zderzają i zmagają z wolą Boga i Jego decyzjami, krzyżują się z drogami aniołów i ciał niebieskich, tak jak to sobie wyobrażał, kiedy ojciec dawno temu, tłumaczył mu, co to są fale radiowe i jak działa radioaparat.

W pewnej chwili buczenie przemieniło się w pieśń wielkiego, niezharmonizowanego chóru i Dawid zrozumiał, że to nie fale radiowe, tylko potężny tłum, tysiące, milionyludzi, którzy są tam, gdzie sprawozdawca, na stadionie w Strasburgu, i czekają na rozpoczęcie meczu.

Jaki wielki jest ten stadion, że mieści się na nim tyle ludzi?

Zeszłej jesieni ojciec zabrał go na mecz TS Wisły z FC Kattowitz.

Wtedy cała widownia kibicowała przeciwko Niemcom, bo w FC Kattowitz grali tylko Niemcy, którzy chcieli, żeby Śląsk przyłączono do Niemiec i pozdrawiali się, tak przynajmniej mówiono, podnosząc do góry prawą rękę, jak Hitler ze swymi oficerami, więc ojciec i on także krzyczeli i głośno kibicowali TS Wiśle; wydawało się, że na stadion przyszło pół Krakowa. Dawid był ogłuszony tymi wrzaskami, które brzmiały inaczej niż teraz dźwięk z radia, buczenie tysięcy i milionówludzi oczekujących, aż zacznie się „mityczny pojedynek” (to też są słowa sprawozdawcy, które Dawid koniecznie chciał zapamiętać, a potem użyć ich w odpowiedniej chwili) w Strasburgu, „mieście na granicy”. Tak właśnie powiedział – na granicy”, i brzmiało to złowieszczo.

Przekład Magdalena Petryńska

Inny fragment książki można przeczytać na stronie: czasopisma „Radar”