Rumunia – instrukcja obsługi

Patrycja Spychalska o książce Bogumiła Lufta „Rumun goni za happy endem”

Bogumił Luft proponuje podróż przez Rumunię tropem polityki, historii i zmian społecznych. Śmiało można powiedzieć, że „Rumun goni za happy endem” to książka, którą należy zaliczyć do lektur uzupełniających, dla wszystkich zainteresowanych tym kawałkiem Europy.

Dlaczego „lektura uzupełniająca”? Ponieważ w odróżnieniu od pozycji reporterskich, skupiających się na wyłuskanym detalu, intymnej historii miejsc i ludzi lub subiektywnych przeżyciach i obserwacjach autorów, często porywających kunsztownym warsztatem literackim, książka Lufta to rodzaj przewodnika lub instrukcji obsługi Rumunii w kontekście politycznym i społecznym. Oczywiście, nie jest to historia pozbawiona osobistych refleksji, bo wszak autora z Rumunią i Rumunami łączy bardzo wiele. Jednak to pewien oficjalny ton (choć warto zaznaczyć – bardzo przystępny) zdecydowanie dominuje w tej opowieści.

Interesującym akcentem i niejako punktem wyjścia dla narracji są rozdziały poświęcone Mołdawii i mołdawsko-rumuńskim relacjom. Zaś w kontekście europejskich dywagacji na temat roli Rosji i jej wpływu na historię, a przede wszystkim politykę regionu, warto „Rumuna…” polecić. Bogumił Luft kreśli też szkic pokazujący relacje Rumunii z najbliższymi sąsiadami: Węgrami, Ukrainą i Bułgarią. To nie są łatwe „znajomości”. Z Madziarami Rumunii toczyli spory terytorialne i kulturowe, a o Bułgarii woleli nic nie wiedzieć.

Dobrze też się stało, że Luft przypomina losy Rumunii po II wojnie światowej, zwłaszcza okres stalinizmu (jest to niezłe uzupełnienie dla reportaży Małgorzaty Rejmer pt. „Bukareszt. Kurz i krew”) oraz drogę jaką państwo rumuńskie przeszło od obalenia reżimu Nicolae Ceaușescu i egzekucji dyktatora i jego małżonki do czasów obecnych.

Drugim argumentem „za” jest krótkie przypomnienie o statusie i pozycji Rumunii w 20-leciu międzywojennym. Gospodarczy rozwój, kapitał zbijany m.in. na handlu i wydobyciu ropy, a z drugiej strony olbrzymia przepaść między społecznością wielkomiejską czy posiadaczy ziemskich, a chłopstwem i robotnikami ukazuje kraj nie tyle nawet rozdarty co wręcz dwa zupełnie oderwane od siebie światy. Po II wojnie światowej tę przepaść i niechęć wykorzystają komuniści. Jednak nowy ustrój nie okazał się rajem na ziemi. Po stalinizmie – utrzymującym się dłużej niż w Polsce – rządy Ceaușescu przyjęto z ulgą porównywalną do października Gomułki. I tu najpierw nastąpiło stosunkowe poluzowanie i poprawa bytu, jednak każdy kolejny rok zamieniał Rumunię w krainę jedynowładztwa. Ceaușescu, jak na topornego cwaniaka – jak często się go określa, radził sobie całkiem nieźle, z jednej strony przed Zachodem „niezależnego” wobec Kremla (za co czerpał niezłe profity), z drugiej zaś pozwalając służbom wywiadowczym Moskwy prowadzić swoje interesy.

Rumun goni za happy endem” nie jest opowieścią włóczykija czy doświadczeniem prywatnego wyboru uczestnictwa w życiu danej społeczności. Autor jako dziennikarz, a potem dyplomata opowiada o Rumunii i Rumunach z tej właśnie określonej perspektywy. Jednak, co należy zaznaczyć, za tą perspektywą i późniejszą drogą – stoi bardzo osobiste przeżycie – spotkanie z pewnym gościem z Rumunii na początku lat 80. w Warszawie. Spotkanie, które jak zaznacza sam autor sprawiło, że w końcu „zachorował na Rumunię”.

Gdyby układać krótki intensywny kurs „Rumunia w pigułce” – to oprócz znajomości tuzów rumuńskiej literatury, filozofii i sztuki, można polecić taką miksturę: weź Luciana Boie, Gabriela Liiceanu, przypraw to Jeanem Nouzille, gotuj w Alexandrze Laignel-Lavastine i posyp szczyptą Bogumiła Lufta – a co ci z tego wyjdzie, to już sam zobaczysz.

Patrycja Spychalska

Bogumił Luft, Rumun goni za happy endem, Czarne 2014