Punk is (not) dead

Maciej Robert o nominowanej do półfinału tegorocznej edycji „Angelusa” powieści Jaroslava Rudiša, „Koniec punku w Helsinkach”

Powieść zatytułowaną „Koniec punku w Helsinkach” mógł napisać tylko ktoś taki jak Jaroslav Rudiš – swego czasu menedżer zespołu punkowego, a dziś także wokalista pojawiający się okazjonalnie na scenie razem z zespołami U-Bahn i The Bombers. Już w swojej debiutanckiej książce „Niebo pod Berlinem” Rudiš dał się poznać jako autor, który potrafi pasję i luz mocnej, niezależnej muzyki przekuć w zajmującą prozatorską opowieść. Ale dopiero „Koniec punku w Helsinkach” jest – zgodnie z tytułem – powieścią w pełni punkową. Gdyby odnieść ją do znanego hasła definiującego prostotę tej muzyki – „trzy akordy, darcie mordy” – wszystko by się zgadzało. Powieść Rudiša jest prosta (jak trzy akordy) i szczera (jak darcie mordy właśnie). Na szczęście jest też czymś więcej niż punkowa muzyka. Jest pomysłową narracją przywołującą z nostalgią (czy też raczej „ostalgią”, wszak opowiada o czasach, gdy kraje bloku wschodniego były jedną socjalistyczną rodziną) historię pewnej pary straceńców. Rudiš wpisuje ich barwne przygody w szary kontekst lat osiemdziesiątych w Europie Środkowo-Wschodniej, nie starając się przy tym na siłę  wybielić tamtych czasów. Młodość młodością, punk punkiem, ale czeski autor mądrze nie poddaje się luzacko-wspomnieniowej fali. W efekcie ta reinterpretacja legendy o kultowej parze punk rocka, Sidzie i Nancy, mówi nam więcej o przygnębiającej atmosferze panującej w ówczesnych demoludach, niż o koncertowych balangach.

W wersji Rudiša Sidem jest NRD-owski punkowiec Ole, który w roku 1987 przyjeżdża do Pilzna na koncert zespołu Die Toten Hosen, Nancy zaś 17-letnia Czeszka, pragnąca uciec do zachodnich Niemiec, by zaznać upragnionej wolności. Okazuje się, że to właśnie w tamtym miejscu i w tamtym czasie, w Czechosłowacji doby Husáka i w przaśnych wschodnich Niemczech Honeckera, ta punkowa historia miłości tragicznej nabiera właściwego znaczenia. Hasło „No future” pasowało bowiem o wiele bardziej do socjalistycznej beznadziei niż do wspieranego przez przemysł muzyczny sztucznie wykreowanego buntu angielskich nastolatków. Dla ówczesnych młodych ludzi z Czechosłowacji, wschodnich Niemiec i reszty socjalistycznego obozu przyszłość naprawdę nie istniała. Nancy z szarego Jesenika, walcząc na swój sposób z systemem (między innymi za pomocą ignorowania interpunkcji w swoim dzienniku) celnie zdiagnozowała stan umysłu jej rówieśników z krajów demokracji ludowej: „Włączysz radio i leci gówno albo Vondračkova. Włączysz telewizor a tam gówno albo seriale o komunistach. Wychodzisz na dwór i też gówno”. Ucieczką z tego gównianego świata pozostawała muzyka, bunt i marzenia. Kiedy jednak marzenia się ziściły, a znienawidzony system upadł, okazało się, że w nowej rzeczywistości nie ma miejsca na dawne młodzieńcze ideały.

Rudiš umiejętnie konfrontuje świat socjalizmu i kapitalizmu, zderzając zapiski Nancy z współczesną narracją Olego, który w zjednoczonych już Niemczech próbuje żyć na punkową modłę, prowadząc wskrzeszającą atmosferę dawnych lat knajpę o nazwie Helsinki. Tyle tylko, że – jak pisał klasyk – bunt mu się nieco ustatecznił, a poza tym w nowym świecie nie ma już miejsca dla takich dinozaurów jak on. Tę smutną prawdę o końcu pewnego mitu i o zgorzknieniu dzisiejszych czterdziestolatków Rudiš podaje w iście punkowy sposób – liczy się prostota, energia i emocje. Ale między wierszami znajdzie się też miejsce na refleksję o tym, że prawdziwą walkę staczamy przede wszystkim nie z realnym bądź wyimaginowanym systemem, ale sami z sobą, z własną pamięcią i z błędami przeszłości. I jeszcze – że bunt jest niezależny od politycznych i społecznych uwarunkowań, albowiem jest wytworem młodych serc i gorących głów. Przekazuje się go niczym pałeczkę następnym pokoleniom, które co prawdą mają już inną muzykę i żyją w innej rzeczywistości, ale nadal buzuje w nich wściekłość i na swój sposób chcą zmieniać świat.

Maciej Robert

 

Jaroslav Rudiš, „Koniec punku w Helsinkach”, tłum. Katarzyna Dudzic, Czeskie Klimaty, Wrocław 2013