Tochman vs. Hugo-Bader

Burza wokół najnowszej książki Jacka Hugo – Badera nie ustaje. Kilka dni temu pisaliśmy o oskarżeniach o plagiat  jakie wytoczył przeciw niemu „Tygodnik Powszechny”. Wczoraj na stronach Gazety Wyborczej pojawił się tekst uznanego reportera Wojciecha Tochmana, który w przekonujący sposób rozprawia się „z podejściem do prawdy” w reportażu literackim, prezentowanym przez Hugo- Badera.

Punktem odniesienia dla  Wojciecha Tochmana jest wywiad, którego Jacek Hugo – Bader udzielił Adrianowi Stachowskiemu dla dwutygodnik.com.

Pojawia się w nim wiele stwierdzeń – eufemistycznie mówiąc- zaskakująco brzmiących w ustach „reportera”. Jacek Hugo- Bader mówi między innymi tak:

Oddzielam reportera gazetowego od książkowego. Literatura faktu to literatura i fakt. Wszystko zależy od stosunku tych składników. Reporter gazetowy musi zapomnieć o literaturze. Jemu nie wolno o milimetr rozminąć się z faktami. Gazety mają mnie informować. Reporter książkowy może pójść w literaturę”.

Ładne kwiatki! Specjalista od literatury faktu ogłasza, że prawda jest w niej nieobowiązkowakomentuje Wojciech Tochman. I dodaje:

Reguły literatury non-fiction widzę tak: fakty są święte. Nie można ich zmyślać, przekręcać. Poza jednym wyjątkiem, kiedy musimy chronić bohatera, czyli z ważnych powodów uniemożliwić jego rozpoznanie. Ukrywamy go pod fałszywym nazwiskiem, wyjmujemy z prawdziwego kontekstu i lokalizujemy w innym, nieprawdziwym. Ale reportaż to nie tylko fakty, to także wrażenia autora, jego refleksje, emocje. I one budują opowieść. Piszemy subiektywnie. Reportaż obiektywny nie istnieje. To nie zwalnia nas jednak z pisania prawdy. Zawsze musimy być przekonani, że piszemy prawdę, i nigdy intencjonalnie nie możemy się z prawdą mijać.

Polecamy lekturę obu tekstów, bo taka polemika między reporterami to rzecz niezwykle rzadka. Jak pisze Tochman:

Reporterzy nigdy otwarcie nie dyskutowali między sobą o zawodowych standardach. Nie brali też w sumie udziału w debacie o biografii Ryszarda Kapuścińskiego, mądrzyli się inni. Plotkowaliśmy co najwyżej po cichu, kto co robi: jak dokumentuje, jak pisze.

Może szkoda? Być byłoby mniej czytelniczych rozczarowań i zaskakujących upadków gwiazd „literatury faktu”. Nie mówiąc już o utrwalonym w pamięci społecznej wypaczonym obrazie poszczególnych ludzi i wydarzeń.

ms