Światło na Tomi

Patrycja Spychalska o kandydującej do „Angelusa” książce Tomasza Różyckiego:

W czasach szybkostrzelnych filmów wideo zamieszczanych w Sieci, w zalewie cyfrowego strumienia fotek z egzotycznych (lub topowych – do wyboru) miejsc świata, dosadnych komentarzy lub po prostu werdyktów „lubię to”, „dzielę się”, „rekomenduję”… tradycyjny esej podróżniczy ma się bardzo dobrze. „Tomi. Notatki z miejsca postoju” Tomasza Różyckiego są na to dowodem.

W ubiegłym roku do Nagrody „Angelus” został nominowany Karl-Markus Gauß za książkę „W gąszczu metropolii”.  Gauß nie darząc sympatią mitu imperium Habsburgów, zaglądał w zaułki Europy (bo nie tylko w metropoliach pisarz bywał) m.in. proponując własne spojrzenie na Mitteleuropę. Co więcej, odwiedził i opisał też Opole (z którego pochodzi Różycki), zaś w innym miejscu swoją uwagę skierował na postać XVIII-wiecznego artysty Franza Xavera Messerschmidta twórcy słynnych głów, rzeźb przedstawiających niesamowite grymasy twarzy. Messerschmidt trafia zaś pod lupę Różyckiego… Kapitalnie jest móc porównać obie książki. Przekonać się jak doświadczenie, język i styl autora oraz poczucie humoru, mogą ukazać ten sam „przedmiot badań” w zupełnie innym kontekście (ale nie oderwaniu). Nie musimy tu mówić o wykluczeniu – raczej o doświetleniu i nadaniu barwy.

Motywem napędzającym książkę Różyckiego jest Tomi. Cóż to takiego? Leży więc w Rumunii nad morzem Czarnym port Konstanca, do IV wieku noszący nazwę Tomis, zwany też Tomi. Dziś poza plażami, kurortami, ruinami (jeśli jeszcze stoją) nadmorskich fabryk, przed gmachem muzeum historii i archeologii stoi postument, na którym prezentuje się sylwetka najsłynniejszego gościa Tomi – Owidiusza. Każdy może trzasnąć poecie fotkę i zadumać się nad starożytną historią miasta. Być może będzie to złośliwością, ale Rumunii lubią zanurkować w odmęty starożytnej chwały (mniej lub bardziej udokumentowanej), czasem tak jak Polacy do krainy Sarmatów. Owidiusz nie przebywał w Tomi dla hecy i z upodobania do miejscowych win. Jak głosi wieść – został tam zesłany za karę. Był wygnańcem skazanym na kiepską krainę, kwaśne wino i mało wyrafinowane żarcie. Różycki zaś zastanawia się czy on tam w ogóle był? Może Tomi to tylko miejsce wirtualnego wygnania poety, a wszystko co można wyszperać na ten temat to po prostu gra Owidiusza. Ogólne uwagi, mało opisów. Mógł zamknąć się w swoim domu i sklecić tych parę zdań, traktując „wygnanie”, pobyt w innym miejscu jako punkt wyjścia – a nie centrum – do własnych rozważań.

Tak zaczyna się podróż Różyckiego. I to Tomi raz bywa Opolem, raz inną krainą, a raz wewnętrznym światem pisarza, który próbuje jego obraz zaprezentować czytelnikowi.

Miejsca postoju są różne od miast Europy Zachodniej, przez Wiedeń aż po Petersburg i Moskwę. Za każdym razem „miejsce” jest punktem wyjścia, kilkoma kreskami w roboczym szkicu, który przekształca się w opowieść o książkach, pamięci, polityce, sztuce czy o Mitteleuropie. Barwna i oryginalna w szczególności jest przygoda w Moskwie, kiedy pisarz wędruje przez miasto porównując dzień, wydarzenia, a nawet rozdając role swoim towarzyszom wedle klucza mitu zdobycia Moskwy przez polską załogę. Bezcenne.

O podróży cenniejszej niż sam cel napisano sporo. Claudio Magris wykorzystał lata temu Dunaj aby korzystając z symbolu rzeki pokazać nie tylko losy, charakter i tajemnice tej części Europy, ale nasycić czytelnika gorączką podróży. James Clifford, amerykański historyk i antropolog, poetyce przemieszczania się poświęcił sporą cześć swojej słynnej książki „Kłopoty z kulturą”. Można tam znaleźć taki (dość chyba) zabawny fragment: czasem można dość precyzyjnie określić usytuowanie fenomenologiczne „ciała” podróżnika. Niektórzy pisarze najbardziej lubią sytuację, w której widoki i tok rozmowy określają ramy przedziału w jadącym pociągu*.

Jakie sytuacje i jaką perspektywę wybiera Tomasz Różycki? Dobre.

 

* str. 170, J. Cliford „Kłopoty z kulturą”; Warszawa 2010.

Tomasz Różycki, Tomi. Notatki z miejsca postoju

Zeszyty Literackie 2013 r.