Orbitowanie z bykiem

Patrycja Spychalska o kandydującej do nagrody „Angelus” powieści Łukasza Orbitowskiego „Szczęśliwa ziemia”

Łukasz Orbitowski konsekwentnie realizuje w swoich powieściach charakterystyczny styl narracji oraz wizję rzeczywistości, do której pasuje określenie – horror reality.

W swojej najnowszej powieści „Szczęśliwa ziemia” – która znalazła się w konkursie Nagrody Angelus, zabiera nas do Rykusmyku.

Było sobie miasteczko, a w nim mały rynek, stary kościół i parę innych mniej ciekawych miejsc. Nad wszystkim górował zamek, a w jego lochach żyło sobie licho. Pod koniec pewnego lata, w niepewnych czasach transformacji gospodarczej, piątka młodych chłopaków, fanów metalu będących na „skraju” – bo w tym wieku zawsze jest się na „skraju” postanawia zmierzyć się ze swoim gniewem, smutkiem i niepewnością… a nic w tym bardziej nie pomaga, jak magia obietnicy spełnienia marzeń.

W „Szczęśliwej ziemi” losy bohaterów wpasowują się w pewien rodzaj układanki-zagadki, w połączeniu zaś z postacią zamkowego licha, któremu to najbliżej do mitycznego Minotaura, mamy do czynienia z wędrówką po labiryncie. Zagęszczenie tropów prowadzi nie tylko do lepszego poznania bohaterów, ale odnosi się też do kontekstów literackich i kulturowych, z których powieść się składa. Można więc „Szczęśliwą ziemię” przeorać i rozkopać na wiele sposobów – wszystko zależy od czytelnika i jest to niewątpliwie duży atut książki Orbitowskiego.

Z licznie nasuwających się interpretacji, warto zwrócić uwagę na motyw bohaterów – poznajemy ich w wieku szczenięcym a ich przygody i doświadczenia przypominają smak lektur z dzieciństwa takich jak „Wakacje z duchami” Adama Bahdaja czy „Pan samochodzik i templariusze” Zbigniewa Nienackiego. Tyle, że u Orbitowskiego nie mamy do czynienia z idyllicznym światem, gdzie zagrożenie okazuje się być tylko żartem, a obok jest ten dobry-dorosły, który wszystko naprawi i zapewni ochronę. Łobuzerskie wyczyny chłopaków z Rykusmyku opisane są językiem dorosłych i z perspektywy dorosłości. Jest to podróż gorzka, usłana świadomością strat, a nie zysków jak czasem traktujemy wybrane wspomnienia, kolekcjonując je w pamięci bez świadomości, że nie wiele mają wspólnego z prawdą.

 

Kolejny trop – marzenia. Marzenia i życzenia doczekały się bogatego wyboru powiedzonek i przysłów. Za marzenia trzeba płacić, warto uważać czego się sobie życzy… i tak dalej. Cat Mackiewicz pisząc o Dostojewskim, wyłuskał uwagę rosyjskiego pisarza, który gorzko zauważa, że nasze marzenia zawsze się spełniają, ale w formie skarłowaciałej i zmienionej więc w konsekwencji nie możemy ich nawet rozpoznać. Marzenia/życzenia bohaterów Orbitowskiego nie są snem o złotej rybce, to raczej przymus okoliczności, rekompensata braku lub próba przełamania własnych ograniczeń. Licho je spełni, ale na własnych warunkach, a bohaterowie słono za nie zapłacą. Co ciekawe, w tej opowieści nawet licho-Minotaur jest zniewolony.

„Szczęśliwa ziemia” kończy się zdjęciem czaru złego, ale bez sypania kwiatków, miejskiego festynu czy pokazu sztucznych ogni. Nasi bohaterowie przegrywają, ale licho odchodzi. W spektakularnym przemarszu prezentuje się jak muzyczny motyw z utworów szwajcarskich ponuraków z Celtic Frost (swoją drogą ciekawe czy bohaterowie „Szczęśliwej ziemi” ich czasem słuchali…).

 

Łukasz Orbitowski „Szczęśliwa ziemia” Wydawnictwo: Sine Qua Non  / 2013