Poeta, pesymista, ironista, prowokator

24 kwietnia we Wrocławiu zmarł Tadeusz Różewicz, poeta, prozaik, dramaturg. O poecie pisze Piotr Kępiński

Nagrody literackie miał w nosie, w życiu publicznym nie uczestniczył, nie cierpiał bywać w telewizji – choć uwielbiał ją oglądać. Wywiadów udzielał z niechęcią. Jak twierdził, za dużo go kosztują. „To, co mnie dotyczy, jest dla mnie samego ewidentne, jasne… To po co mam o tym mówić ” – dodawał, gdy proszono go o komentarz do własnej twórczości.

Nie wiem dlaczego ale przypominam sobie teraz znakomity zbiór wywiadów z Różewiczem “Wbrew sobie”. Wyłaniał się z nich obraz przewrotnego poety, ironicznego obserwatora, błyskotliwego i prowokującego dramaturga, który niczego w życiu nie robił pod publiczkę.

Nikt lepiej nie zdefiniował Różewicza niż on sam. W rozmowie z Beatą Sowińską (Życie Warszawy, 1974) mówił: „Ja nie jestem artystą, cyganem, anarchistą. Moja anonimowość to szare ubranie, nierzucające się w oczy, moda raczej sprzed iks lat. Nie uważam tego za zaletę, ale tak jest. Pewno, żebym chciał mieć do tego krawat szeroki, kolorowy, ale nie umiem go wiązać… Może i fajkę. To dodaje uroku. A ja mam puste ręce. Trzymam się czasami za własne ucho…”.

Do swojej sławy zawsze miał stosunek ambiwalentny. „Chciałoby się być czytanym, a nie istnieć tylko w anegdocie, w pismach takich jak Życie na Gorąco czy Twój Styl, gdzie można przeczytać takie oto rewelacje: jajko na twardo przyrządzone przez Tadeusza Różewicza okazało się miękkie. Ja chcę istnieć w swoich tekstach, ponieważ one są tym, co ze mnie najlepsze”.

Przypominam sobie wieczór autorski Różewicza w Śmiełowie na początku lat dziewięćdziesiątych. Mam przed oczyma poetę, który powoli mówi rzeczy nieoczywiste.  Fascynująco opowiada o Mickiewiczu. Czytam “Płaskorzeźbę”. Przypominam sobie opowieść mojego ojca o tym jak mój dziadek drukował w Częstochowie pierwszy tomik Różewicza “Niepokój”. Jak młody poeta przyjeżdżał do drukarni na motorze w czapce pilotce na głowie.  Czytam wiersze poetów mojego pokolenia. Pokolenia, które jak i poprzednie pokolenia bez Różewicza by nie istniało. Tak jak Różewicz nie zaistniałby gdyby nie mój dziadek, który wydrukował “Niepokój”.

Śmierć zamyka usta.