Antyk, sztuka, Herling


O książce Jacka Hajduka W rejony mroku (Kolegium Europy Wschodniej) pisze Piotr Kępiński.

W książce „W rejony mroku”, która ukazała się w oficynie Kolegium Europy Wschodniej Jacek Hajduk napisał: „Nasza literatura minionego stulecia – ani krajowa, ani emigracyjna – nie wydała utworu, który by dorównał Herlinga-Grudzińskiego „portretowi epoki z autoportretem w rogu wielkiego obrazu” albo go przewyższył.”
Podzielam opinię autora, że Dziennik pisany nocą to arcydzieło, które rekompensuje nam niedomiar mistrzowskiej polskiej prozy w dwudziestym wieku. Diagnozy, opisy i analizy Herlinga przetrwały próbę czasu. Wydaje się, że nawet włączone do Dziennika opowiadania zyskały lepszy kontekst i czyta się je lepiej aniżeli w separacji. Wszystko to zasługa oryginalnego pomysłu, języka, daru obserwacji a nawet złości i złośliwości autora.
Naturalnie, Dziennik jest na tyle pojemny, że każdy przeczyta go inaczej. Dla miłośników polityki będzie on źródłem wiedzy o stanie komunizmu we Włoszech lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Dla znawców literatury rosyjskiej ciekawym i niebanalnym dopełnieniem opisów dzieł Szałamowa, Sołżenicyna czy Błoka, etc etc. Dziennik jest przede wszystkim lekturą wielokrotnego użytku. Można go wertować, czytać, wracać do niego na każdym etapie życia i się nie znudzić. Za każdym razem – olśnienie. Za każdym razem – wielość.
Hajduk spróbował połączyć wszystkie fascynacje autora Wieży w jednym. I ta sztuka, wydawałoby się karkołomna, udała mu się. Okazało się bowiem, że jest coś co łączy światy Herlinga. I nie jest to polityka, literatura rosyjska czy Neapol. Elementem scalającym Dziennik jest naturalnie antyk i sztuka. Hajduk jest czytelnikiem wnikliwym i na dodatek wrażliwym i bystrym, potrafiącym wyłuskać z lektury jedną celną obserwację Herlinga i na jej podstawie, prawie jak Barbara Tuchman (w „Odległym zwierciadle”) zbudować paralele między światem współczesnym i minionym.
W roku 1997 Herling zanotował: „Czy urwę pisanie dziennika i zrośniętych z nim opowiadań w końcu roku 1996? Jeśli los nie wytrąci mi pióra z ręki, to oczywiście mój dziennik, typowa „work in progress”, będzie miał ciąg dalszy. Ale impreza taka jak Pisma zebrane musi się w pewnej chwili skończyć, aby zachować dostatecznie wyraźnie swój kształt kompozycyjny.”
Herling choć pisał nieprzerwanie (jego córka opowiadała w jednym z wywiadów, że faktycznie pisał w nocy, w swoim gabinecie przy via Crispi w Neapolu) to miał świadomość „skończoności” nieskończonego. Chociaż był zadowolony z Dziennika bodaj najbardziej ze swoich dzieł, chociaż podkreślał, że gdyby tylko ten utwór powstał jego pisarskie ego byłoby nasycone, wiedział, że formuje nowy rodzaj literacki i bardzo musi uważać na to, żeby w ramach nieskończonego nie powstało chaotyczne i niesformowane. Tego błędu nie popełnił. Każda nota, każdy szkic i esej, a także każde opowiadanie ma w Dzienniku swój sens i swoje miejsce. Zero żywiołu, zero przypadkowości. Czasami słowa Herlinga niosą emocje, niemniej jednak czujemy literacki filtr, wyczuwamy dbałość o konstrukcję zdania.
W roki 1985 Herling pisał: „Rozmawia się w dzienniku z sobą samym, ze światem, z innymi, z Bogiem (od różnic w nacisku zależą rozmaite dzienniki). I tworzy się często rozmówców, jak tworzy się w rozmowach z nimi samego siebie.”
Tworzy się również historię dopasowując ją do naszych tez i wymagań. Herling przecież starannie dobiera sobie „rozmówców” sprzed wieków i konfrontuje ich z naszym współczesnym światem. To samo czyni ze sztuką. Nie ma jednak w tych wyborach koniunkturalizmu. Brak tutaj wyrachowania. Herling idzie za głosem sumienia: zło jest złem, polityka przestaje być polityką kiedy w relacjach między ludźmi pojawia się krew, wtedy mamy do czynienia ze zbrodnią. Koniec kropka.
Herling nienawidził przemocy, zwłaszcza tej totalitarnej. Przerażenie tym światem słychać w Dziennikach zawsze.
Autor Innego świata, chociaż do strachliwych (jak się zdaje) nie należał, całe życie spędził w cieniu, w mroku. Czasy wojny, łagier, Bitwa pod Monte Cassino, samobójstwo pierwszej wojny i koniec końców egzystencja w mieście pod wulkanem, w mieście w którym mrok i krew są codziennością od najdawniejszych czasów.
W książce Jacka Hajduka słychać wszystkie te niuanse. Słychać też fascynację tym utworem.
„Żywię przekonanie – napisał Hajduk – że Gustaw Herling-Grudziński wejdzie na trwałe do historii literatury jako autor tyleż polski, co europejski; tyleż repre- zentatywny dla XX wieku, co uniwersalny.”
Im więcej podobnych książek powstanie, tym większa szansa, że Herling wejdzie do wspólnego europejskiego obiegu. Na razie jego pośmiertna sława (bo za życia we Włoszech nie został dostatecznie doceniony) jest gruntowana.