Władza, wyobraźnia i pamięć

Piotr Kępiński o książce Leonidasa Donskisa  „Władza, wyobraźnia i pamięć : studia o polityce i literaturze”.

Leonidas Donskis (zmarły w roku 2016 roku), był jednym z najciekawszych europejskich myślicieli naszych czasów. Obywatel Litwy i wyznawca Unii Europejskiej, trzeźwy obserwator nacjonalizmów i uważny analityk liberalizmów, niepodlegający trendom i modom filozof idący własną ścieżką tłumacząc współczesność w swojej książce „Władza, wyobraźnia i pamięć : studia o polityce i literaturze” (która ukazała się w wydawnictwie KEW)  sięgnął m.in. po Machiavellego, Szekspira, Orwella, Zamiatina, Witkacego, Justinasa Marcinkevičiusa i Karela Gotta, ale nie po to, żeby wywód dał się ładnie przełożyć na język współczesnych recenzji, które ukazują się w kolorowych gazetach; tylko po to, żeby uświadomić nam, po raz kolejny, jak cienka dzieli nas granica od podłych kłamstw z którymi mieliśmy do czynienia na co dzień w niezamierzchłych czasach komunizmu.

Czy Ketmanem możemy dzisiaj tłumaczyć nasze minione niegodziwości – pyta Donskis w swojej książce? I nie daje na to pytanie jednoznacznie negatywnej odpowiedzi, albowiem, zwłaszcza w naszej części Europy, wyznawcy Ketmanu nie zawsze byli sprytnymi cynikami. Jak pisze: „Zdarzali się także idealiści, głęboko wierzący w postęp oraz słuszność swoich idei. To właśnie im po II wojnie światowej przyszło się zderzyć z obalającą wszelkie mity bezwzględną rzeczywistością Związku Radzieckiego. Wśród młodych litewskich idealistów Alexander Shtromas (litewski emigrant, dysydent, publicysta, analityk) wspomina dwóch poetów: Vladasa Grybasa – postać tragiczną oraz Justinasa Marcinkevičiusa – poetę, którego los był zdecydowanie szczęśliwszy”.

Vladas Grybas, ciekawy litewski poeta, szczerze wierzył w komunizm, zakładał w swojej szkole pierwsze komórki komsomołu, przeżył jednak wiele rozczarowań, popadł w alkoholizm i koniec końców „stał się ikoną sowieckiej kultury, symbolizującą smutny koniec wyznawców i entuzjastów komunizmu”.

Justinas Marcinkevičius, również poeta i dramaturg, przeszedł zupełnie inną drogę. Zaczynał bowiem swoją karierę jako romantyczny komunista, później zaś wstąpił w szeregi mistrzów uników i wszelakich kompromisów, dzięki czemu spokojnie egzystował bynajmniej nie na marginesach wielkiej kultury.

Niemniej jednak, to trzeba również podkreślić, poparł dążenia Litwy do niepodległości, był członkiem Sajudisu.

Jakże charakterystyczne losy i przypadki. W każdym kraju naszego regionu znaleźlibyśmy setki podobnych przykładów. W tej wielkiej historyczno-literacko-politycznej psychomachii nie ma jednak jasnych odpowiedzi i jedynie słusznych postaw.

Donskis świetnie zdefiniował te dylematy: „prawdą jest, że po śmierci Stalina w Związku Radzieckim nie było już fanatyków. Jednak do komunistycznego porządku dopasowywali się nie tylko cyniczni koniunkturaliści, polityczni konformiści czy ideowi oportuniści, ale także znakomici twórcy, którzy zwyczajnie przywykli do tego systemu i szczerze wierzyli, iż da się go humanizować. Oczywiście, prawdziwi dysydenci stanowili mniejszość, margines. Niemniej prawda jest też taka, iż w dłuższej perspektywie system pogrążał artystów w coraz większej dwulicowości moralnej, w ambiwalencji, w rozdwojeniu osobowości, a nierzadko w cierpieniu moralnym”.