Eseje Jergovicia

Książka „Muszkat, cytryna i kurkuma. Spojrzenie z Zagrzebia” Miljenka Jergovicia to dziesiąty tom w serii Biblioteka Europy Środka tworzonej przez Międzynarodowe Centrum Kultury z Krakowa. (Miljenko Jergović w 2012 roku otrzymał Literacką Nagrodę Europy Środkowej Angelus za powieść „Srda śpiewa o zmierzchu w Zielone Świątki”, która w Polsce ukazała się nakładem wydawnictwa Czarne).

Jak wyleczyć się ze złudzeń? Dlaczego wielka literatura powinna zaświadczać prawdę o „kaczkach na gołoledzi”? Czego na pewno brakuje Robertowi Lewandowskiemu? Za co Chorwaci nie lubią Tadeusza Różewicza? O czym opowiada podświadomość polskich miast? Na pytania te próbuje odpowiedzieć Miljenko Jergović – największy współczesny pisarz chorwacki – w przygotowanym specjalnie dla polskiego czytelnika wyborze esejów pt. „Muszkat, cytryna i kurkuma. Spojrzenie z Zagrzebia”. Wydawcą książki jest Międzynarodowe Centrum Kultury z Krakowa.
Bałkański pisarz snuje nieśpieszną opowieść o czasach wojny i pokoju, o zwykłych ludziach i wielkiej historii. Na Bałkany patrzy jak na palimpsest, opowiada je jak ktoś stamtąd i zarazem obcy. Nie boi się nazwać tego regiony fantasmagorią, „przedszkolem Europy” i „europejskim burdelem”. Znane głównie z reporterskich relacji kulisy wojny, u Jergovicia uzyskują indywidualny wymiar.
Urodził się i wychował w Sarajewie. Przed wybuchem wojny udało mu się ukończyć filozofię i socjologię. W oblężonym mieście spędził jedenaście miesięcy. W 1993 roku wyjechał do Zagrzebia, na trochę, ale jak się później okazało, na zawsze. Od tamtej pory każdy powrót do rodzinnego Sepetarevca, żeby odwiedzić matkę lub uporządkować dom po jej śmierci, przypomina o tragicznych wojennych doświadczeniach.
Mityczne, magiczne Sarajewo jest w nim i w jego pisaniu, tak jak w pamięci wielu jego rówieśników, pisarzy, muzyków, reżyserów filmowych i teatralnych, aktorów i zwykłych młodych ludzi wyrzuconych przez wojnę ze ścieżek własnego życia. Im również poświęcona jest ta książka. Cztery zamieszczone w książce fragmenty zapisków z dziennika podróży Jergovicia do Sarajewa ukazują się drukiem po raz pierwszy, jeszcze przed ich chorwacką premierą.
W esejach Jergovicia historiozoficzne analizy płynnie przechodzą w ton elegijny, osobiste miesza się z powszechnym, powaga idzie w parze z ironią, pozbawiony emocji opis ustępuje miejsca melancholii. Sam w jednym z tekstów stwierdza: „Nie ma tu płytkich sentymentów, które można by wypłakać, zapić, przemienić w coś łatwego i trywialnego. Chodzi o głęboki uzdrawiający smutek, który zawsze jest mi droższy i bliższy od każdej Bożej radości, pamiętam go i nim żyję”.
Inny wielki temat Jergovicia to literatura i sztuka – ich czasem zbawienna, a nierzadko destrukcyjna moc w życiu pojedynczego człowieka. Obszerne fragmenty książki opowiadają o twórczości europejskich artystów – Thomasa Bernharda, Sándora Máraiego, Iva Andricia, Danila Kiša, Lászla Krasznahorkaiego, Miroslava Krležy czy Mariny Abramović. Nigdy jednak nie są to tylko popisy erudycji, oczytania i wrażliwości pisarza. Opowieść o dziele konkretnego twórczości uruchamia refleksję o czymś osobistym, co nieoczekiwanie staje się wspólne.
Dla autora nagrodzonej Angelusem książki „Srda śpiewa o zmierzchu w Zielone Świątki” czytanie jest przekleństwem i przestrogą, ale czasem przynosi pocieszenie. W eseju poświęconym słynnej „Piosence o Bośni” Brodskiego Jergović napisze: „I co my, przerażeni i zmrożeni w swoich niechcianych czasach, możemy zrobić innego, niż czytać Brodskiego niby najbardziej wiarygodną korespondencję z Syrii?”
Bohaterem jego tekstów są też środkowoeuropejskie miasta – Petrinija, Triest, Belgrad, Budapeszt, Zagrzeb, Kraków czy Lwów. Spacerując po nich, uruchamia zacierającą się pamięć o nieodległych czasach i poplątanej historii. Bez wahania przekracza granice czasowe i geograficzne: chorwacką, bośniacką, austro-węgierską, radziecką, ukraińską i polską. O Polakach mówi jak o swoich, bardziej się czuje mieszkańcem Europy Środkowej, którą przykryły różne mapy, a granice państw nie zgadzają się czasem z granicami języka, kultury, literatury i podpowiedziami pamięci. Jergović jest ich uważnym strażnikiem.
W swoich esejach wraca często do mitu Galicji i wielkich Austro-Węgier, które stają się pojemną metaforą i „żywym, nieutulonym bólem niespełnionego świata”, który opowiada raz jeszcze poprzez literaturę i pisanie. Spacerując po pchlim targu w Zagrzebiu wspomina epokę, kiedy „nawet nocnik miał wiedeńską sygnaturę”. Impulsem do refleksji nad tożsamością swoją i cudzą oraz dziedzictwem dawnego świata, które często zmieniało właścicieli, jest u Jergovicia zawsze konkret – przeczytana książka lub wiersz, obejrzana wystawa lub film, odbyta podróż, odwiedzone miasto, zasłyszane na ulicy zdanie. Imponujące, ile autor z tych drobin i fragmentów potrafi odczytać.
Część zbioru stanowią eseje poświęcone polskiej kulturze, którą Jergović czuje i rozumie jak mało kto. Jego odczytanie polskiej przeszłości i współczesności tworzy mapę kulturową, bliską naszemu spojrzeniu, choć zarazem inną. W zbiorze znajdziemy teksty m.in. o Wróblewskim, Vincenzie, Miłoszu, Różewiczu, Herlingu-Grudzińskim, Zagajewskim, Kornhauserze, Tokarczuk, Stasiuku i in.
Książka jest polifoniczną, jednocześnie intymną i uniwersalną, momentami bolesną i bezlitosną opowieścią o pamięci, skomplikowanej wielkiej historii, która wdziera się szturmem w biografie zwykłych ludzi, o literaturze, która bywa obciążeniem i wsparciem, wreszcie o zbawiennej mocy miłości w świecie „po przejściu barbarzyńców”. W nieoczywisty sposób pokazuje, że w beznadziejnych czasach może rodzić się nadzieja, a apokalipsa potrafi być piękna.
Najwcześniejszy esej zamieszczony w zbiorze pochodzi z lutego 2002 roku, najnowszy z października 2016 i ukazuje się drukiem po raz pierwszy. Książka „Muszkat, cytryna, kurkuma. Spojrzenie z Zagrzebia” nie ma swojego odpowiednika w żadnym języku i została przygotowana specjalnie dla polskiego czytelnika przez wybitną tłumaczkę Magdalenę Petryńską.
Zamieszczone w niej teksty pochodzą z ośmiu książek eseistycznych Jergovicia oraz fragmentów dziennika „Jutranji list”. Część z nich była drukowana w prasie, czasopismach chorwackich, serbskich, bośniackich, czarnogórskich, w piśmie internetowym „Ajfelov most” oraz na stronie internetowej pisarza. Tytuł książki pochodzi od jednej z książek eseistycznych Jergovicia „Muškat, limun i kurkuma”. Autor pozwolił użyć go do polskiego wyboru.

Miljenko Jergović (ur. 1966 w Sarajewie) – powieściopisarz, poeta, eseista, jeden z najwybitniejszych współczesnych pisarzy chorwackich. Jego proza i poezja są tłumaczone na wiele języków. W Polsce ukazało się dziewięć jego książek: siedem powieści (trzy „samochodowe”: „Buick Rivera”, „Freelander i Wołga”, „Wołga”, oraz „Ruta Tannenbaum”, „Srda śpiewa o zmierzchu w Zielone Świątki”, „Wilimowski” i „Psy nad jeziorem”), zbiór opowiadań „Ostatni pocałunek Gity Danon” i powieść-esej „Ojciec”. Laureat kilkunastu nagród bośniackich i chorwackich, a także Nagrody im. E.R. Remarque’a i Premio Napoli. Za powieść „Srda śpiewa o zmierzchu w Zielone Świątki” otrzymał w 2012 roku Literacką Nagrodę Europy Środkowej „Angelus”.
Magdalena Petryńska (ur. 1940 we Lwowie) – tłumaczka i redaktorka, magister filologii polskiej (1964) i słowiańskiej (1968). Redaktor w Państwowym Instytucie Wydawniczym (1967–1991), I sekretarz, później radca Ambasady RP w Belgradzie (1991–1996). Obecnie współpracuje jako redaktorka i recenzentka z różnymi wydawnictwami. Uhonorowana m.in. nagrodą Ministerstwa Kultury i Sztuki za przekład „Czasu cudów” Borislava Pekicia, 2012, Nagrodą Literacką Europy Środkowej „Angelus” za powieść Miljenka Jergovicia „Srda śpiewa o zmierzchu w Zielone świątki”.

Wybrane fragmenty książki

O ZŁUDZENIACH:
Ze złudzeń wychodzi się jednak tylko jednymi drzwiami, a za nimi są nowe złudzenia. s. 279

O SOBIE SAMYM:
Człowiek nie jest tym, kim jest. Człowiek jest tym, za kogo mają go inni. Uchodźca różni się od pozostałych tym, że to, kim jest, a kim nie jest, zależy od jednego: po której stronie granicy się znalazł i na jakie trafił towarzystwo. Nie jestem tym, za kogo mnie uważają w Zagrzebiu. Ani tym, co powiedzieliby o mnie w Sarajewie. Zawsze jestem przeciwieństwem tego, za kogo mnie mają. I nigdzie już, w ani jednym miejscu na świecie, nie jestem tubylcem. Co prawda nigdy, przynajmniej w żadnej współczesności, nim nie byłem. Tubylec to ktoś, kto istnieje tylko w przeszłości, jako sympatyczna iluzja, optymizm pamięci. s. 20

O RODZINNYM SARAJEWIE:
Moje Sarajewo jest takie, jakie stworzyłem, po co mi teraz jeszcze jedno? To moje po części zrobione jest ze wspomnień, a po części odbija się w nim charakter stwórcy, jest jednak wystarczająco samodzielne, żeby się wydać żywym i realnym miastem. O tym Sarajewie, którego unikam i do którego udało mi się przez ponad trzy lata nie jechać, wiem coraz mniej, jest coraz dalej ode mnie i prawie całkiem się oddzieliło od biograficznego faktu, i że tam się, jak mówią, urodziłem i że tam, jak mi się wydaje, są pewne rzeczy, po które muszę jechać. Obraz tego unikanego Sarajewa w porównaniu z wymyślonym w moim przypadku coraz bardziej zależy od tego, co usłyszałem w telewizji, przeczytałem w gazetach, co oświadczyli tamtejsi politycy i religijni przywódcy. I wszystko to oczywiście znaczy, że mam do tego Sarajewa uprzedzenia, które pomagają mi tam nie jechać.
Ale dlaczego tak uparcie pracuję nad wyobcowaniem się z tego miasta? Dlatego że nie jestem w stanie nadstawiać dupy w dwóch miejscach. Gdyby w Zagrzebiu było mi przyjemniej, niż jest, lepiej znosiłbym dzisiejsze Sarajewo. I to wszystko. s. 14

O WSPÓŁCZESNEJ CHORWACJI:
Smutna jest dzisiejsza Chorwacja, kiedy patrzy się z Petrinji, ale z Petrinji ten kraj widać lepiej niż z Zagrzebia. Widok mówi nam, że nie mamy na co mieć nadziei, ale mamy co podziwiać: piękno w tragicznej chorwackiej niezgodności formy z treścią. s. 43

O GALICJI:
Był to przede wszystkim kraj gości, kraj, w którym nikt nie był gospodarzem bardziej niż ten drugi i w którym wszyscy byli daleko od swego centrum, wyrzuceni z orbity swojej narodowej przynależności, daleko od stolicy, od swego pierwszego i drugiego Rzymu. Właśnie ta decentralizacja sprawiała, że byli tak mocno zakorzenionymi Galicjanami. I to czyni dzisiaj Galicję nieśmiertelną i obecną, przynajmniej w imaginarium europejskich kultur i literatur. […] W Galicji mogła się zjednoczyć Europa – lecz tego nie zrobiła. s. 132

O DZIENNIKARSTWIE:
Dziennikarstwo jest literaturą, którą pisze się po to, żeby czytali ją i ci, którzy nie mają talentu potrzebnego do czytania literatury. Dziennikarstwo jest jak muzyka dla ludzi niemających słuchu. s. 185

O LITERATURZE:
Literatura wszystkim nam często pozwalała uciec od życia, wyrwać się z nurtu, który niósł nas wbrew naszej woli tam, gdzie nie chcieliśmy dotrzeć, i choć przez jakiś czas, bodaj w wyobraźni, żyć inaczej. Z tego celu ja zrobiłem w końcu życie, podjąwszy ogromne, ambitne i pod każdym względem niewykonalne zadanie: napisać i przemienić w tekst wszystko, co przeżyli oni, żeby ich uspokoić w ich grobach, zmieniając nieszczęście w fikcję. s. 183

O PISARZACH:
Pisarz, jak każdy człowiek, jest niepowtarzalny i niezastąpiony. Po pierwsze dzięki wyobraźni, którą różni się od pnia i butli z gazem. A potem dzięki wszystkiemu innemu. Wyobraźnia pisarza szuka i domaga się wyobraźni czytelnika. Dopiero z nich obu można zrobić dobrą literaturę. Do wyobraźni czytelnika należy wymyślanie nienapisanych powieści znanych mu pisarzy. Zarysowanych, zapowiedzianych, naszkicowanych, niedokończonych, powieści, do których przez całe życie się przygotowywali. To osobny gatunek literacki, największa pokusa dla wyobraźni czytelnika i krytyka. s. 62

O LÁSZLÓ KRASZNAHORKAIU:
Żeby człowiek wśród gówna był szczęśliwy, musi tylko zatkać nos i czytać Lászla Krasznahorkaia. Oczywiście szczęście jest zawsze w tekście i w książce. W życiu szczęścia nie ma, jak powiedziałby stary Cygan w swojej piosence. s. 144

O STANISŁAWIE JERZYM LECU:
To, że nie czyta się Szekspira, Owidiusza czy Ulissesa Joyce’a, może być skutkiem braku czasu albo nienaprawialnych duchowych i mentalnych niedostatków, lecz ani jedno, ani drugie nie może wyjaśnić, dlaczego ktoś nie czyta Leca. s. 273-274

O CZYTANIU:
To jest powód, dla którego warto na nowo czytać te same książki nawet wtedy, kiedy zna się każdy rozdział, bo w nich czytelnik śledzi swoje własne zmiany, odkrywa nowe warstwy opowieści i całe opowieści, które wcześniej pozostawały przed nim ukryte, wcale ich nie zauważał, bo go nie obchodziły albo ich nie rozumiał, ponieważ były daleko od jego życiowego doświadczenia. Oczywiście dotyczy to tylko prawdziwych pisarzy i wielkich dzieł prozy, a tych jest mało, ale i tak czytelnik musi sam je znajdować. Jeśli jest prawdziwym czytelnikiem i czyta z potrzeby i przekonania, że nie ma ważniejszej rzeczywistości niż ta, która wibruje w książce. s. 102

O POLSKICH MIASTACH:
Ale żeby w mieście istniał taki sklep z herbatą, z małą herbaciarnią na dwa–trzy stoliki, miasto musi być metropolią. W tych, które nimi nie są, takie sklepiki po prostu nie mogą istnieć, bo nie można ich sobie wyobrazić. Miasto ma swoją wyobraźnię, która jest, jak u każdego człowieka, indywidualna, odmienna i różnorodna. Polskie miasta mają wyobraźnię swoich byłych mieszkańców, ich umarłych kultur. Ich podświadomość jest mocna, rozpościera się nad ludźmi, którzy mówią językiem Talmudu i Kabały, nad martwymi niemieckimi filozofami, delikatnymi damami i ich małymi synami, urodzonymi sadystami, genialnymi skrzypkami, przyszłymi amerykańskimi poetami. W polskich miastach możliwe jest wszystko i wszystko można sobie wyobrazić. Tam, w Krakowie, na długości stu metrów są „sarajewska” ćevabdžinica, w której podaje się ćevapy z ajvarem i inne „jugosłowiańskie” specjały, sklep z gruzińskimi winami i miniaturowa księgarnia z książkami o żydowskiej historii miasta. Coś takiego możliwe jest tylko w miastach, w których martwi nie są mniej żywi od żywych, a żywi codziennie napełniają się śmiercią, patrząc na tych ludzi i wystawy. s. 288-289

O PROZAICZNOŚCI ŻYCIA:
Myślę, że każdy człowiek ma tylko jeden klozet, swój. s. 290