Kępiński o „Drwalu”

Piotr Kępiński o „Drwalu” Michała Witkowskiego, powieści świeżej i dojrzałej, napisanej pod patronatem Gombrowicza. 

Wszystko tutaj jest mroczne i trochę odjechane. Jak główny bohater tej opowieści, młody pisarz, homoseksualista chadzający w Warszawie na celebryckie przyjęcia, miłośnik stołecznych plotek, kolorowych gazetek, wielbiciel nowinek technicznych i facetów, którzy… mają domki, „najlepiej gdzieś na polanie, nad morzem, nad jeziorem”.

Tak, tak – bohater „Drwala”, nowej powieści Michała Witkowskiego, najbardziej na świecie uwielbia takich właśnie samotnych gości, z którymi to można drew narąbać, pomilczeć, wspólnie się nie golić, po prostu zborsuczeć. Wydaje się, że Witkowski dryfuje w klimaty ze swoich poprzednich powieści („Lubiewo”, „Margot”), jednak w „Drwalu” buduje opowieść wielopoziomowo. Z jednej strony serwuje nam kryminał z trupem pięknej kobiety w tle, z drugiej autoironicznie nawiązuje do swojej najgłośniejszej powieści „Lubiewo”. Sięga też po Gombrowicza (język, klimat), Prousta (wspomnienia), a kto wie, może także po ulubioną powieść Samuela Becketta – „Effi Briest” Theodora Fontanego.

Bo dlaczego aż tak bardzo go ciągnie nad to polskie morze? Skąd ta miłość do Świnoujścia, Międzyzdrojów i Lubiewa? Niewykluczone, że kluczem jest Fontane, który tam się urodził, a akcja słynnej „Effi” dzieje się przecież nad Bałtykiem. Fontane to świetny ironista i bystry obserwator, walący mieszczuchów na odlew. Podobnie jak autor „Fototapety”, który w istocie napisał powieść o dojrzałości, jej braku, smutku i poszukiwaniu miłości. I o Polsce. Jak Fontane pisał o Niemczech.

Jeśli tak, to po co Witkowskiemu był potrzebny wątek kryminalny? Mam wrażenie, że ironicznie wypełnia w ten sposób zamówienie społeczne. Wszyscy młodzi pisarze tworzą kryminały, to i on mówi: dobrze, też napiszę taki kryminał, że buty wam spadną. Tak, cały wątek kryminalny jest autoironiczny. W pewnym momencie bohater przecież mówi, że chciałby napisać wreszcie powieść dla ludzi; gdzie indziej pojawia się jeszcze większe komercyjne marzenie naszego pisarza, by napisać powieść o córce esesmana, która zakochuje się w Żydzie. I żeby powieść sfilmował Spielberg.

Właśnie te fragmenty powieści są najbardziej gombrowiczowskie – w klimacie i języku. Dojrzewający pisarz, trochę narcyz, szuka swojego miejsca na świecie. Choć od glamouru ucieka, glamour go kusi. A postaci, jakie go otaczają, też są gombrowiczowskie w każdym geście. Drwal, chociaż nie wygląda na intelektualistę, zbiera przedwojenną porcelanę i stare gramofony; recepcjonista hotelu kocha specyficzne powieści historyczne, natomiast chłopak, którego poderwał pisarz, nienawidzi ryb i Szwecji. Ten młody chłopak to klasyczny luj: trochę bezdomny homoseksualista, jakiego można spotkać na przystankach miasteczek: „lujekpospolity, kundelek, lujekwsiowy! Gęba rumiana i poczciwa, na której natura toczyła tę najsłodszą walkę pomiędzy chłopcem a mężczyzną, która dopiero w najbliższych latach miała zostać rozstrzygnięta”.

I tak naprawdę to ów gombrowiczowski luj jest głównym bohaterem tej powieści. Za dużo nie rozumie, nie łapie w lot niuansów, niewiele go obchodzą Polska i świat. Jest jakby symbolem naszych czasów – obojętnym, ale sympatycznym przechodniem, który za nic ma historię, chce tylko czuć się bezpiecznie. Pełni on w „Drwalu” funkcję pojedynczego, niemego chóru, który tylko patrzy na rzeczywistość, nie będąc w stanie jej skomentować. Gdzieś się dzieje historia, ukryte są tajemnice, ale wszystko to nic. Lujek musi być najedzony, napity, ubrany. To jest najważniejsze. Witkowski zdaje się sugerować, że każdy z nas ma takiego właśnie lujka w sobie, który albo zabija naszą wrażliwość, albo ją konserwuje. W efekcie mamy smutek, niedojrzałą dojrzałość, samotność. I dobrze. O tym jest ta powieść.

Aha, miałem napisać o wątku kryminalnym. Ale jednak nie napiszę. Nie dlatego, że jest on kluczowy do zrozumienia powieści, bo nie jest. W gruncie rzeczy to prosta historyjka, ale napisana tak, że raz autentycznie śmiertelnie przeraża, raz śmiertelnie rozbawia. I tego nie da się opowiedzieć. To trzeba przeczytać.

Michał Witkowski Drwal, Świat Książki