Magris i inni

Magris, Jančar, Luković. Co łączy tych pisarzy? Piotr Kępiński pisze o książkach „bałkańskich”. 

Na Księżycu znaleźli się Chorwat, Muzułmanin i dwaj Serbowie. Chorwat mówi: Spójrz na te kamienie, to Dalmacja. Muzułmanin nie chce się zgodzić: Nie, tak kamienista jest tylko Hercegowina. Serb zaś wyciąga pistolet, strzela do drugiego Serba i mówi: To jest serbski grób, to jest Serbia.

Ten ponury dowcip powstał w latach dziewięćdziesiątych i opowiadany jest na Bałkanach do dzisiaj, a jego wymowa drażni mieszkańców Belgradu i Nowego Sadu.

Nie tylko jednak na Bałkanach wykreowano obraz niebezpiecznego Serba. Taki schemat pokutuje i w innych częściach Europy. Generalizowanie nie jest jednak niczym dobrym i zawsze wykoślawia obraz rzeczywistości.

Canetti i Mauthausen

Aby zrozumieć w pewnym stopniu tę skomplikowaną część Europy, należałoby czytywać książki Claudio Magrisa, który, chociaż nigdy nie napisał osobnej pozycji o Bałkanach, traktował je zawsze jako znaczący element kulturowego dziedzictwa. Dla Magrisa Serb, Chorwat, Macedończyk – to pełnoprawni uczestnicy historii i członkowie „społeczności naddunajskiej”. Proszę się nie dziwić, zarówno Macedończycy, jak i Chorwaci pomieszkiwali nad tą rzeką.

Ten znakomity włoski pisarz, germanista, wykładowca Uniwersytetu w Trieście opublikował przed laty zadziwiającą książkę. „Dunaj” to pozycja niemal klasyczna, przetłumaczona na wiele języków. Magris zdecydował się na rzecz zupełnie szaloną, a mianowicie na podróż od źródeł Dunaju do jego ujścia. Triesteński profesor zdecydował się połączyć pasję historyka i literaturoznawcy z naiwnością podróżnika. I wygrał. Napisał fascynującą książkę.

„Dunaj” jest jednak przede wszystkim metaforą współczesnej Europy oraz próbą dotarcia do źródeł naszej tożsamości. Magris opisując dzieje rzeki, w istocie nakreślił obraz zmian zachodzących w mentalności narodów zamieszkujących jej brzegi. Dunaj był świadkiem wielkości kulturowej Niemiec, Austrii, Węgier, Jugosławii, Bułgarii i Rumunii. Był też świadkiem zbrodni i upadku wielu narodów. Magris zdaje się mówić, że rzeka ta pamięta dom Eliasa Canettiego, a jednocześnie baraki Mauthausen. W Dunaju zanurzali ręce ludzie szlachetni i ludzie podli. Jednak zawsze w jakiś dziwny sposób rzeka ta zbliżała do siebie różne nacje.

Dzięki Dunajowi, Niemcy poznawali Austriaków, Austriacy Węgrów etc. Szwabowie mieszkający do dzisiaj w Rumunii, przypłynęli w tamte strony Dunajem. Dzięki tej rzece historia Serbów zazębia się z dziejami Niemców, Bułgarów czy Rumunów.

W przedwojennej Jugosławii „Dunaj” był książką kultową. I nic dziwnego. Magris niemal z czułością opisał Nowy Sad, Suboticę i Belgrad. Historia nie jest dla niego materią suchą i bezosobową, lecz opowieścią o losach zwykłych ludzi, pejzażach i ulicach.

Trzeba jednak pamiętać, że książka ta powstała przed rozpadem Jugosławii. Belgrad był wtedy jeszcze pięknym miastem, Nowy Sad to były jeszcze „serbskie Ateny”, a liczne mniejszości narodowe wydawały w Wojwodinie swoje gazety. W Nowym Sadzie Cyganie byli skrzypkami, a także filologami, jak np. Trifun Dimić, autor słownika cygańskiego. Słowacy pokazywali się na targach w swoich strojach ludowych, podobnie jak Węgrzy. Żyć nie umierać.

Magris nie mógł wiedzieć, że już za parę lat przez Dunaj będą uciekali Węgrzy i Serbowie. Nie podejrzewał, że rzeką gangsterzy będą szmuglowali benzynę. Ciekawe, jak opisałby obecne losy tej rzeki? Czy tak jak Emir Kusturica (w „Undergroundzie” i „Czarnym kocie, białym kocie”), dla którego historia płynie wraz z wodami Dunaju?

Śmierć delfina

Tuż po zawarciu porozumienia pokojowego w Dayton, znany austriacki pisarz Peter Handtke wybrał się do Serbii, by, jak podkreślał, opisać i pokazać światu prawdziwe oblicze Jugosławii.

W efekcie powstał esej „Zimowa podróż ku Dunajowi, Sawie, Morawie i Drinie albo Sprawiedliwość dla Serbii”. Handtke w konflikcie jugosłowiańskim opowiedział się jednoznacznie po stronie rządu Serbii, sankcjonując tym samym zbrodnię i bezprawie. Zniweczył trud Magrisa…

Przewodnikiem Handtkego po kraju był Milorad Pavić – pisarz, autor „Słownika chazarskiego”, który tak oto ocenia Austriaka: „Handtke swoim dziennikiem podróży dołączył do wielkich pisarzy, którzy bronili prawdy o małym serbskim narodzie, od Goethego i Grimma po Victora Hugo i Tołstoja. Przypomniał nam o nich, o tych gigantach przeszłości. Jednym słowem – dobrze jest mieć Petera Handtkego”.

Drago Jančar, słoweński prozaik i dramaturg, (napisał m.in. przełożonego w Polsce „Galernika”) w wydanych przez Fundację Pogranicze „Esejach” bardzo krótko skomentował słowa Pavicia: „Rzeczywiście brzmi pięknie, ale dosyć śmiesznie”. Jednak esej Handtkego przestaje być dla Jančara śmieszny wtedy, kiedy dostrzega w jego języku, stylistykę niemieckiej ideologii Blut und Boden z lat trzydziestych. Ludzie, którzy ucierpieli w czasie tej wojny, w ogóle dla Handtkego nie istnieją, dla austriackiego pisarza liczy się tylko polityka, twierdzi Jančar.

Jančar pyta, czy jest jeszcze nadzieja na dobre wspólne życie obok siebie i sam sobie odpowiada: zdecydowanie tak. Jednak wiele wody musi upłynąć w Sawie, Dunaju i Drinie, by do tego doszło.

„Eseje” są specyficznym „Dunajem” a rebours. Dla Magrisa Serbia była krainą mityczną, pełną cerkwi i pięknych rzek, dla Jančara Bałkany są przepełnione już tylko cierpieniem i rozpaczą.

Autor „Galernika” za nic ma stereotypy, potrafi zrozumieć zarówno serbskich, jak i chorwackich pisarzy. Opowiada o swojej wizycie w Sarajewie, podczas której zbulwersował wielu swoim pytaniem o losy Serbów zamieszkujących to miasto. Przytacza też jednak wiele przykładów świadczących o atrofii uczuć cechującej dziś niektórych serbskich pisarzy i intelektualistów. Pisze: „Jakiś poroniony satyryk zbierał broń, jakiś uczony poeta oznajmiał, że święte Kosowo jest fundamentem ziemi i sklepieniem nieba serbskiego narodu. Ten sam poeta oświadczył w belgradzkiej telewizji, że śmierć Słoweńca jest dla niego tym samym, czym śmierć delfina, a opowiedział o tym Mirko Kovač, pisarz, który jak tylu innych musiał z kraju emigrować”.

Kosowo w ogniu

W 1999 roku ukazała się w Belgradzie książka Miloäa D. Lukovicia „Kryzys kosowski oczyma Serbów”. I pewnie nic dziwnego nie byłoby w tym fakcie, gdyby nie to, że książka została napisana po polsku. Luković jest naukowcem pracującym w Instytucie Bałkanologii Serbskiej Akademii Nauk; przez dwa lata był lektorem na Uniwersytecie Jagiellońskim. We wstępie wyjaśniał, iż jego książkę można potraktować jako swego rodzaju „długi list z Belgradu” do Polaków, którzy interesują się losem Kosowa.

Czym różnią się rozważania Jančara o Kosowie od przemyśleń Lukovicia? Jedną zasadniczą kwestią. Jančar bierze stronę wszystkich pokrzywdzonych. Nie udowadnia niczyjej winy, wie bowiem, że wojna jest okrutna sama w sobie. Książka Lukovicia jest natomiast tylko krzykiem rozpaczy. Belgradzki naukowiec zdaje się mówić: nie wszyscy Serbowie są zbrodniarzami, popełniamy błędy, ale opinia publiczna bywa dla nas ostatnimi czasy niesprawiedliwa, a my na to, jako naród, nie zasługujemy.

Nie można jednak nie wypomnieć autorowi nazbyt pobłażliwego stosunku do Miloszevicia. Nie można nie wspomnieć przekłamanego obrazu exodusu Albańczyków, który, jak twierdzi autor, spowodowany był tylko i wyłącznie nalotami NATO.

Wielką wartość tej książki stanowi natomiast opis historii Kosowa. To jest momentami materiał na film sensacyjny z zaskakującymi zwrotami akcji. Nie mniej ciekawe są fragmenty poświęcone przenikaniu się języka serbskiego i albańskiego. Nie mamy pojęcia, ile serbizmów funkcjonuje w albańskim i ile albanizmów obecnych jest w codziennej mowie Serbów!

Z taką obecnością trudno jest się pogodzić zwłaszcza nacjonalistom, a cała ta sytuacja, jak pisał przed wieloma laty Miroslav Krleza, i tak przypomina bałkańską karczmę, w której wszyscy są już nieco pijani, zachowują się niebezpiecznie i czekają, aż ktoś pierwszy stłucze lampę. Nigdy jednak nie wiadomo, kto to będzie.

Claudio Magris „Dunaj”. Czytelnik, Warszawa 1999. Drago Jančar „Eseje”. Fundacja Pogranicze, Sejny 1999. Milo D. Luković „Kryzys kosowski oczyma Serbów”. Belgrad 1999.