Półfinał „Angelusa” – „Szum”

Patrycja Spychalska o powieści Magdaleny Tulli „Szum”, zakwalifikowanej do półfinału tegorocznej edycji „Angelusa”.

 

PATRYCJA SPYCHALSKA

Bajki nie dla dzieci

 

„Szum” Magdaleny Tulli to sześć historii odsłaniających fragmenty życia głównej bohaterki począwszy od czasów szkolnych w latach 60. To też fragmenty wycięte z życia rodziny i społeczeństwa, których pragnienie normalności ma się nijak do tego co mają do zaoferowania. Im bardziej ta normalność jest pożądana, tym intensywniejsze są próby wykluczenia tych, którzy nie pasują do układanki.

Główną bohaterkę i narratorkę powieści poznaliśmy już w innej książce Magdaleny Tulli „Włoskie szpilki”. „Szum” jest więc kontynuacją – jeśli przyjmiemy perspektywę czytelnika znającego „Włoskie szpilki”, dla odmiany – debiutant nie będzie czuł niedosytu, ponieważ autorka w umiejętny sposób rozegrała wprowadzenie czytelnika w świat rysowany w „Szumie”. Do niewątpliwych zalet Magdaleny Tulli należy styl i tworzenie ramy dla opowieści. Narracja, intymność oraz łatwość z jaką przyjmujemy perspektywę narratorki jest uwodzicielska. Ba, mimo że w tych opowieściach chodzi o ten konkretny przypadek – dziewczynki, a potem nastolatki i wreszcie kobiety, która zmaga się (przechodzi etapy rozumienia) z postawami jej bliskich: matki, ciotki, kuzyna, ojca, a wreszcie z przeszłością i tajemnicami, to opisywane przez Tulli smutek czy uczucie odrzucenia albo niepewności są na tyle uniwersalne, że ponad tą jedną historią można odnaleźć cały klucz do międzyludzkich relacji.

W „Szumie” emocje dotyczą głównie matki i jej siostry (obie po doświadczeniu obozów śmierci) oraz kuzyna – to wobec nich próbuje pozycjonować się bohaterka. Z jednej strony jest więc relacja ze zdystansowaną matką, która nie potrafi (nie może?) nawiązać wystarczającej więzi z córką, z drugiej strony ciotka nadmiernie związana z synem stanowiącym kompletne zaprzeczenie głównej bohaterki. Młoda narratorka czuje się w tym świecie jak element podlegający ocenie – zdecydowanie negatywnej, albo pionek w pewnej rozgrywce. Zbyt wiele złych tajemnic jest w życiu rodziny, aby móc znaleźć dla siebie własną przestrzeń. Do tego dochodzi jeszcze motyw ojca – Włocha, i życie innej rodziny – tej która mieszka w Mediolanie. W tym wypadku posiadanie „zagranicznej rodziny” staje się w Polsce na tyle abstrakcyjne, a nawet fantastyczne, że otoczenie wątpi w jego prawdziwość. Bohaterka zauważa jednak, że inni też mają tajemnice, które czasem blokują to upragnione „normalne” życie (znajoma koleżanka ze szkoły, która ma „Niemców” w rodzinie ze strony matki, dziwni ludzie w autobusach, którzy opowiadają złe rzeczy o ustroju – niechybnie wariaci). Tajemnice posiadają nawet widmowi towarzysze zabaw narratorki, w tym Lis, który jest najlepszym przyjacielem i przewodnikiem czy też skrępowany SS-man, którego karmi się cukrem.

W książce Tulli szumem nazywa się życie, szum może być więc niezrozumiały, uporczywy, ale można też wyłowić z niego (mozolnie) fragmenty, które ujawnią sens. To poszukiwaniu sensu i zrozumienia innych zabiera czasem całe życie. Zresztą, to że w pewnym momencie elementy układanki znajdą się w odpowiednich miejscach wcale nie będzie oznaczać, że oto nadjedzie harmonia czy przebaczenie, albo choćby ulga.

W przedostatnim opowiadaniu bohaterka bierze udział w fantasmagorycznym sądzie, gdzie spotyka zmarłych bliskich, ale też i tych żyjących oraz postaci obce i widmowe. Każdy ma prawo do własnej opowieści, a zgromadzeniu przewodzi jej dawny wymyślony przyjaciel – Lis. Konkluzją jest związek, poczucie więzi rodzinnych, nawet z tymi, których chcielibyśmy „gdzieś odesłać”.

Porównując „Szum” z „Włoskimi szpilkami” trudno nie pokusić się o subiektywną ocenę tych dwóch opowieści o tej samej bohaterce. „Włoskie szpilki” wprowadziły nastrój i sposób narracji, którego mimo wszystko „Szum” jest echem. I w tym wypadku potraktuję „Szum” jako dogrywkę, wartą oczekiwania, ale zyskującą z obecności tej pierwszej.

 

Magdalena Tulli „Szum”, Wydawnictwo Znak 2014