Pavel Kohout nadal w formie

Jolanta Piątek o nestorze czeskiej literatury Pavle Kohoucie i jego nowej publikacji.

Lubicie koguta (kohouta) na winie? Przyjdźcie posłuchać Kohouta przy winie.

Tak zapraszał  Pavel Kohout  w 2013 w ramach Miesiąca Spotkań  Autorskich we Wrocławiu. I to po raz ostatni. Bo Kohout (rocznik 1928) pożegnał się wówczas z polskimi czytelnikami, twierdząc, że w tym wieku należy radykalnie ograniczyć ilość spotkań. Nie oznacza to jednak, że zakończył swą aktywność pisarską i publiczną. Nie dalej jak w styczniu 2015 na Nowej Scenie Teatru Narodowego mówił o Janie Palachu (‘przy całym szacunku dla Jego czynu: nie umierać przedwcześnie’), także zamach terrorystyczny w Paryżu wywołał jego refleksje. Kohout nie zamilkł.

Z końcem 2014 wyszedł trzeci już tom jego felietonów publicystycznych Zánik trilobitů v Čechách (Zagłada trylobitów w Czechach). Tak jak poprzednie: O ničem a o všem (2007)(O wszystkim i niczym) i Z pohledu trilobita(2010) (Z punktu widzenia trylobita),  teksty były  regularnie publikowane  w Mlada Fronta Dnes (choć niektóre felietony pierwszego zbioru także w innych czasopismach). Tom najnowszy zawiera felietony z lat 2009-2014.  Odwołują się do bieżących wydarzeń (politycznych, kulturalnych, społecznych), ale filtrowane wrażliwością pisarza i doświadczeniem własnej przeszłości, uciekają od bieżącego, szybkiego komentarza.

Nie są to teksty, które nie wzbudzają polemik. Jego pożegnanie Josefa Škvoreckiego  zirytowało jednego z blogerów tak dalece, że zaprzestał kupowania MF. Oczywiście w podtekście tli się wciąż komunistyczna przeszłość Kohouta, z którą od dobrych kilkunastu lat pisarz wciąż się rozlicza. Z drugiej strony obrona militarnej walki braci Mašinu (antykomuniści, którzy w latach 51-53 zbrojnie walczyli w kraju z komunizmem wciąż budzą skrajne emocje czeskiej opinii publicznej)  również  wzbudziła polemikę ze strony młodych historyków nastawionych bardziej pacyfistycznie do walki z komunizmem.

Te małe formy wyróżnia też językowa inwencja. Kohout potrafi stoczyć prawdziwą walkę z  korektorami, niemiłosiernie poprawiających jego literackie słowotwórstwo, np. występując o ekspertyzy dopuszczalnych deklinacji :czy można używać formy ocząt czy też, jak uważają puryści, jedynie oczyma.

W odróżnieniu od powieści Kohouta (szczególnie ostatnich, rozliczeniowych), które są obszernymi memuarami, te są niemal lakoniczne, każdy tekst liczy najwyżej 5500 znaków. Naturalnie publicystyka, nawet transponowana literacko, bywa hermetyczna dla odbiorcy zagranicznego, choć problemy mamy podobne i czasem warto dowiedzieć się,  jak oni to widzą.

Obok Ludvika.Vaculika. Kohout jest najstarszym  felietonistą czeskiej prasy, co zresztą sumiennie zaznacza ustawiając się właśnie w pozycji trylobita, żyjątka wymarłego miliony lat wcześniej…

Ciekawe, że Kohout, mający w swoim dorobku kilkanaście powieści, wiele scenariuszy (większość współautorstwa żony, Jeleny Mašinovej), szereg dramatów, niesławnej pamięci wierszy z okresu socrealizmu, w Polsce właściwie jest znany z dwóch powieści (Kacica (1995) , Z Dziennika kontrrewolucjonisty (1990)) i jako autor dramatów o Wańku.

A przecież jego wspomnieniowo-rozliczeniowe powieści (To był můj život?? (dwa tomy: 2005, 2006), Můj život z Hitlerem, Stalinem a Havlem (2011) wiele mówi o czasach, które i my pamiętamy. Tym bardziej, że w Polsce niewielu pisarzy z takim samozaparciem rozlicza się z własną biografią. U nas ‘ukąszenie heglowskie’ raczej jest pomniejszane czy wręcz wymazywane. Podobnie ze świetnym wywiadem rzeką, który z pisarzem przeprowadził Pavel Kosatik (Fenomen Kohout , 2001).

Kohout należy do ostatnich żyjących Czechów, którzy osobiście pamiętają wszystkich prezydentów Republiki. Masaryk dał mu srebrną stukoronówkę, Beneszowi recytował, Hasze współczuł i pogardzał nim, kręcił film o pogrzebie Gottwalda, Zapotocki krzyczał na niego, Novotnego nie uznawał, Svoboda go zawiódł, Husaka doprowadził do łez, a następnie spał w jego pościeli, Havla zwymyślał, i zrozumiał, że Klaus ma większe ego niż on sam. A Zemana wybrał w obu turach..

Ten osadzony w realiach zachodniego świata dysydent, który zdobył uznanie niemieckojęzycznego świata, nabył z wiekiem autoironii, która czyni tego poukładanego człowieka dużo sympatyczniejszym.

Podczas wspomnianego wieczoru autorskiego we Wrocławiu, Kohout zapytany, czy to prawda, że miał zostać ministrem kultury w rządzie J.Rusnoka odpowiedział z kapitalnym  auto-dystansem:

Dziennikarze okupują willę Kramarza, w której premier konstruuje swój nowy rząd, Kohout wjeżdża tamże, zaproszony przez premiera. Dla dziennikarzy to znak, że wchodzi do rządu. Sam Kohout nie wie, dlaczego został zaproszony. Premier wita go miło, rozmawiają, aż nagle Rusnok wręcza mu prezent z okazji jubileuszu 85-lecia – spinki. Niestety, bez koszuli, zaznacza Kohout. Wyjeżdża taksówką, nie rozmawiając z dziennikarzami, więc domysły co do posady idą w eter. W taksówce Kohout orientuje się, że nie zabrał swojego płaszcza, a udać ma się do szpitala na badania. Taksówkarz zgadza się poczekać na pieniądze (zwłaszcza, że w radiu słyszy, że wiezie przyszłego ministra). Te Kohout pożycza od znajomego lekarza. Ze szpitala dzwoni do sekretariatu premiera i tam go zapewniają, że płaszcz zostanie dowieziony do restauracji, w której Kohut ma zjeść obiad. W restauracji już go witają jako przyszłego ministra, no bo jak płaszcz przywieziono rządową limuzyną… Potem nasz bohater udaje się do Bratysławy (wywiad telewizyjny na żywo z okazji jubileuszu), a tam dziennikarz wita go jako przyszłego ministra… I dopiero wtedy Kohout wyjaśnia, że nikt mu takiej propozycji nie złożył.

To był najszczęśliwszy dzień mojego życia….-  zakończył swą opowieść.

Postać ciekawa. Może warto, by poznał ten bogaty, niejednorodny życiorys także polski czytelnik. Pisarz, scenarzysta, reżyser, dysydent. Choć niektórzy pamiętają mu wciąż nieszczęsny fragment wiersza z lat 50-tych, którego uczyły się wszystkie dzieci:

Zítra se bude tančit všude. (jutro będzie się tańczyć wszędzie).

Kohout parę lat temu zamieścił komentarz do swego wiersza, by młode pokolenie zrozumiało dlaczego tak wielu uległo tej muzyce… Ale ten wiersz będzie nad nim wisiał. Spektakl operowy poświęcony stalinowskiemu procesowi, skazanej na śmierć czeskiej polityk Milady Horakowej,  nosił właśnie taki tytuł : Zitra se bude… popravovat (jutro będzie się … ścinać).

 

Jolanta Piątek – dziennikarka radiowa i publicystka, autorka reporterskiej książki „Obrazki z Czech”. Mieszka we Wrocławiu.