Pierwszy czeski underground

Przedstawiamy premierowy fragment książki Mirosława Spychalskiego Wyścig niePokoju. Warszawa – Berlin – Praga. Wesołe i ponure wypisy z historii ungergroundu opowiadający o pierwszym pokoleniu undergroundu artystycznego w stalinowskiej Czechosłowacji.

Po przejęciu władzy przez komunistów,w lutym 1948 roku, rozpoczął się terror o skali niespotykanej nawet podczas hitlerowskiej okupacji. Do więzień trafiali katolicy za propagowanie wartości katolickich, realiści za realizm, a surrealiści za uprawianie surrealizmu. Jak na przykład oskarżony o „trockizm” i zdradę stanu krytyk literacki i historyk, lewicujący teoretyk surrealizmu, Záviš Kalandra, w okresie wojny więzień hitlerowskich obozów koncentracyjnych, który – podobnie jak wielka miłość Franza Kafki, dziennikarka i pisarka Milena Jesenská – wystąpił z KPČ jeszcze przed wojną po tym, jak pod przewodnictwem Gottwalda partia obrała „kurs stalinowski”. Kalandra został stracony po słynnym pokazowym procesie w roku 1950. Jest więc bardzo prawdopodobne, że podobny los po wojnie spotkałby także Jesenską (gdyby udało jej się przeżyć Ravensbruck).  która wszak nie bała się głośno wyrażać swojego zdania. Poeta katolicki, Jan Zahradníček, miał więcej szczęścia, został skazany na wieloletnie więzienie, które opuścił dopiero w roku 1960. Zaraz potem zmarł.

Do więzienia można było trafić nawet za nieopublikowane wiersze, co przydarzyło się Jiřemu Kolařowi, który został osadzony w nim po tym, jak maszynopis jego „nieprawomyślnego” poematu bezpieka zarekwirowała w mieszkaniu jednego ze  znajomych, bez czytania uznając go za wrogi dokument. Potem, na szczęście, uznano go za nie aż tak bardzo wrogi. Dzięki czemu Kolař po ośmiu miesiącach został zwolniony.

Duch – dotąd wolnej – czeskiej kultury oficjalnej zaczął przybierać znane także w innych komunistycznych krajach formy:

Okólnik Czeskiego Związku Pisarzy z dnia 23 lutego 1949 roku

Szanowni Towarzysze!   

Cały naród i każdy jego członek odda swe siły i umiejętności w służbie budownictwa socjalistycznego. Nasi rolnicy już rozpoczynają realizację planu pięcioletniego. Zadania, jakie stoją przed nimi, są poważne. […] Musimy im udowodnić swoimi czynami, że ich praca jest godna najwyższej uwagi i że wyżywienie narodu jest tak wspaniałym zadaniem, że uważamy je za odpowiedni materiał literacki. Dlatego ogłaszamy konkurs na najlepsze dzieło literackie (opowiadanie, felieton, wiersz), których tematem jest wykonanie zadań, jakie pięciolatka stawia przed kobietami pracującymi w rolnictwie.

Nagrody dla laureatów konkursu wyglądały naprawdę kusząco. Łącznie było to 6 kg kawy, 5000 papierosów i 50 litrów wina, które ofiarował minister rolnictwa p. J. Dariš[1].

Życie tych, którym szczęśliwie udało się uniknąć więzienia, a nie chcieli kroczyć w szeregu, też nie należało do łatwych. Rok 1949 był kulminacją „przykręcania śruby” w czeskiej kulturze. Ostatecznie spacyfikowano wówczas redakcje czasopism, a na uczelniach pojawiły się polityczne komisje weryfikacyjne. Pavel Brázda, wówczas student Akademii Sztuk Pięknych, wraz z żoną nie przetrzymali takiej weryfikacji i zostali usunięci ze studiów.

Wtedy oznaczało to uniemożliwienie jakiejkolwiek edukacji i skierowanie do pracy fizycznej. I tak mieliśmy szczęście, bo znaleźli się dobrzy ludzie, którzy nam pomogli. Żona została zarejestrowana jako pomoc domowa u mojej babci, a ja zostałem praktykantem malarstwa pokojowego w firmie naszego znajomego. Dzięki tej osłonie nie trafiliśmy do obozu pracy, gdzie mogli nas zesłać jako bezrobotnych[2].

To nie były jedyne kłopoty rodziny. Rodzicom malarza – jako przedwojennym „burżujom” – skonfiskowano mieszkanie. Babci groziło to samo, a dodatkowo jeszcze przymusowe zesłanie z Pragi na tereny przygraniczne po tym, jak aresztowano i skazano na 20 lat jej drugiego męża. Ostatecznie Brazda wraz z żoną wylądowali, chociaż byli już po maturze i roku studiów, ponownie jako uczniowie w szkole rzemiosł artystycznych, gdzie nauczyli się zawodu plastyka użytkowego. Pozwalało to im na przykład ilustrować książki medyczne, a z czasem również książki dla dzieci, ale nie mogli publicznie pokazywać swoich obrazów. Oficjalnie nie byli artystami, byli malarzami użytkowymi.

Chociaż oczywiście cały czas tworzyliśmy obrazy, tylko nigdzie nie mogliśmy ich zaprezentować. Nie tylko z tego powodu, że byliśmy niepewni politycznie, także dlatego, że obowiązującym kierunkiem był socrealizm, a myśmy nie malowali produkcyjniaków[3].

Podobne weryfikacje objęły też wiele innych instytucji, w tym przedszkola i szkoły. Celem było wychowanie nowego człowieka. Pozbywano się więc na różne sposoby wszystkich, którzy mogliby ten proces wychowawczy zakłócić.

Zresztą nie trzeba było wyznawać żadnej wrogiej idei, do tego, aby stać się ofiarą sankcji, czasami wystarczała apolityczność czy brak deklarowania miłości do władzy. Represje dotykały nie tylko „głównych winowajców“, ale także ich rodziny.

Czasami to nasza apolityczność była polityczna i niecenzuralna, albo nasze pochodzenie, jak to miało miejsce w przypadku Vaclava Havla – „burżuazyjnego” dziecka, które w komunistycznej Czechosłowacji nie miało prawa studiować i mogło zostać co najwyżej laborantem   wspominała poetka Viola Fischerova[4].

Podobny los spotkał też Karela Kryla, który chociaż w szkole podstawowej uczył się dobrze, nie dostał świadectwa uprawniającego do kontynuowania nauki. W podobnej sytuacji znalazła się też jego siostra. W końcu przy pomocy znajomych udało się oboje umieścić w szkole ceramiki artystycznej i budowlanej w Bechyni. Kształcili się w specjalności „rzeźba i ceramika sanitarna”, czyli uczyli się, jak robić muszle klozetowe.

W tym kontekście społecznym fakt pojawiania się takich tekstów, jak poniższy, musi robić wrażenie:

Nie zaszkodziłoby

trochę skromności

wiem

że wszystko

zawdzięczamy

socjalizmowi[5]

Napisał w roku 1951 Ivo Vodsed’álek, jeden z przedstawcieli pierwszego pokolenia czeskiego undergroundu(szerzej o tym zjawisku w rozdziale „Kryterium uliczne. Underground kontra społeczeństwo”). To wiersz typowy dla „realizmu totalnego“, kierunku, który wraz z Egonem Bondym i Janą Krejcarovą powołali do życia w roku 1950. To nie dysydenci sowieccy w latach siedemdziesiątych, ale oni tworzyli pierwsze w bloku komunistycznym samizdaty (chociaż wtedy tak ich nie nazywano), powołując do życia niezależne wydawnictwo „Edice Půlnoc“. Opublikowano w sumie 44 pozycje, wydane w formie krążących wśród znajomych maszynopisów.

Odkryliśmy wówczas – wspominał Vodsed’álek – metodę paranoiczno-krytyczną Salvadora Dale’go, która pomogła nam ujrzeć cudowność i podłość stalinowskiego mitu, przykrą poezję, która miała obrazować ideały polityczne, estetyczne i moralne oraz realizm totalny – będący osobliwym lustrem, paradoksalnie chwytającym zapach totalitaryzmu[6].

Świadomie wybrali życie na marginesie. Nie tylko politycznym. Marginesie totalnym. Nie próbowali nawet „zahaczyć“ się na jakiejkolwiek posadzie, wzorem innych „wyklętych”, w celu zapewnienia sobie jakiejkolwiek stabilizacji. Wybrali wolność absolutną tak polityczną jak obyczajową.

 

Przeloty na aeroplanie

Przeloty na łóżku

Nie lubię pierdolić się na łonie przyrody

Nie mogę przy tym rozłożyć nóg

I jeszcze łazi mi po nich jakieś robactwo

O tym pierdoleniu wyjdzie specjalne wydanie popołudniówki w „Gazecie Ludowej“ będzie o nim wstępniak

Pod tytułem „Róbcie to tak jak ja“[7]. 

Pisała w roku 1948 femme fatale, ale też muza i współtwórczyni tego środowiska, Jana Krejcarova, córka Mileny Jesenskiej. Wielka miłość Egona Bondy’ego i wielu innych mężczyzn. Liczba jej kochanków i kochanek nigdy nie została dokładnie policzona. Co gorsza, nie ustalono ojcostwa niektórych z jej dzieci, których miała piątkę. Do dzisiaj te bardzo dojrzałe już dzieci próbują się w tym wszystkim połapać. Po publikacji wywiadu ze Zbyńkiem Fišerem, przedstawionym jako jedyny syn Egona Bond’ego (wł. Zbyniek Fišer), oficjalnie uznany przez poetę, do redakcji gazety „Zpravy“ trafił taki oto list.

Nazywam się Martin Čereny, jestem drugim synem Jany Krejcarovej-Černej. Mój o rok starszy brat, Jan Černy, jest synem mojej matki i Bondy‘ego. Mam też młodszego brata, on jest synem mojej matki i Mikołaja Medeka. […] Mój brat Jan jest bardzo podobny do Bondy’ego. Po przeczytaniu wywiadu z Zbynkiem Fišerem zastanawiałem się, czy on wie o moim przyrodnim i jego bracie[8].

Niewykluczone, że Krejcarova sama nie wiedziała, które dziecko jest czyje. Jak wspominał Bondy, czasem bywało tak, że po seksie z nim zaciągała zaraz do łóżka swojego późniejszego męża, Jana Černego. Albo że krępowała nieszczęsnego Bondy‘ego i musiał obserwować, jak uprawia seks z jakimś nieznajomym.

Ona była fascynująca nie tylko fizycznie, ale też intelektualnie. „Była jak narkotyk – podkreślali zgodnie jej kochankowie – Inspirowała nas”.

Dała się też poznać z dobrej strony jako pisarka. Oprócz cytowanego, wyzwolonego erotycznie tomiku wierszy z lat czterdziestych jest autorką świetnej książki o swojej matce – Adresat Milena Jesenská, która to za komunizmu nie została oficjalnie wydana. Dla władz „trefne” były obie: i autorka, i bohaterka – przedwojenna komunistka. Kilka jej tekstów oficjalnie mogło się ukazać dopiero w roku 1968. Po interwencji wojsk układu warszawskiego ponownie trafiła na indeks.

Nieco gorzej sprawa wyglądała z jej macierzyństwem. W latach sześćdziesiątych trafiła do więzienia za zaniedbywanie dzieci. Tam powstał jej cykl przejmujących reportaży o uwięzionych kobietach.

Burzliwe życie Krejcarovej- Černej pewnemu uspokojeniu uległo dopiero pod koniec lat siedemdziesiątych. W 1981 roku zginęła tragicznie, wpadając pod tramwaj.

Ktoś porównał artystów tworzących Edice Půlnoc do działających w tym samym czasie amerykańskich beatników. Jeżeli chodzi o sposób podejścia do literatury i sposób życia, to jest to porównanie uzasadnione. Natomiast gdyby porównać warunki życia, to z punktu widzenia Czechów Amerykanie żyli w raju.

 

Czytałem właśnie doniesienie o procesie zdrajców narodu

kiedy przyszłaś

Po chwili się rozebrałaś

a kiedy się z tobą położyłem

byłaś jak zawsze fajna

Kiedy poszłaś

Skończyłem czytać komunikat o ich egzekucji

 

– pisał Bondy w poemacie Realizm totalny 1950[9]. Pisał to w czasach, kiedy za opowiedzenie dowcipu czy słuchanie zachodniego radia można było trafić na wiele lat do wiezienia albo obozu pracy.

Twórczość twórczością, ale trzeba też jeść. Krejcarova po przepuszczeniu milionowej schedy po dziadku przymierała głodem. Niepracującym nie przysługiwały kartki żywnościowe. Spędziła też jakis czas w więzieniu skazana za włóczęgostwo. Podobnie było z Bondym. Ojciec poety, nawet gdyby chciał, to nie miał mu jak pomóc. Jako przedwojenny generał i „burżuj“ został pozbawiony praktycznie środków do życia. Utrzymywali się więc z kradzieży, żebractwa i przemytu ze znajdującej się częściowo pod sowiecką okupacją Austrii. Podczas jednej z takich wypraw Bondy wpadł. Został aresztowany i szantażem zmuszony do współpracy z STB (szerzej o tym w rodziale „Pętla“). Potem trafił do szpitala psychiatrycznego, dzięki czemu mógł otrzymywać rentę.Udało mu się zerwać współpracę i aż do początku lat siedemdziesiątych przez niemal 20 lat nie współpracował. Do współpracy powrócił po tym, jak STB, w okresie „normalizacji“ po roku 1968, zaszantażowało go ujawnieniem faktu wcześniejszej współpracy. Od tego momentu współpracował do końca komunizmu.

Fakt współpracy Bond’ego z bezpieką odkryto dopiero po roku 1989 i wywołało to ostry spór w środowisku czeskiego undergroundu. Ogólnie sprawę ujmując, to stosunek byłych undegroundowców do tej postaci jest ambiwalentny. Część mu wybaczyła. Ważniejsze ich zdaniem jest znaczenie poety dla niezależnej kultury. Inni wyrażają się na ten temat ostrzej.

Jest to człowiek, którego praca, ale też osobowość miały wielki pozytywny wpływ na wielu młodych ludzi. Stąd ta ich późniejsza frustracja. Jednak moim zdaniem to był zły człowiek – mówi Petruska Šustrova – Jak kogoś nie lubił – to donosił. Jak lubił – to nie. Jakiś koszmar.

Niezależnie jak się ocenia fakt współpracy poety z bezpieką, nie da się  uciec od podstawowego chyba pytania: czy przypadkiem nie było tak, że podpisując pakt z diabłem, Bondy zapewnił sobie zarazem pełną swobodę wypowiedzi? Swobodę, która stała się potem inspirująca dla następnego pokolenia i przyczyniła się do rozwoju czechosłowackiej kultury niezależnej. Nie wydaje się, aby taki diaboliczny zamysł miała sama bezpieka. Oni najpewniej chcieli to środowisko tylko kontrolować. Faktem jest jednak, że poeta tę polisę bezpieczeństwa skwapliwie wykorzystał. Czy donosił tylko ze strachu? Byłoby to wybaczalne. Czy może jednak ten akt współpracy, skoro się przydarzył, cynicznie postanowił wykorzystać do cna? Wówczas nie zanosiło się na to, że komunizm upadnie i tylko współpraca z bezpieką dawała mu wolność wypowiedzi i tworzenia. Jeżeli tak było, to byłby kolejnym artystą, który nie licząc się z czyimś cierpieniem, postanowił wznieść się ponad moralność.

O to, czy tak mogło być, zapytałem w 1992 roku Ivana Martina Jirousa – „Magora”, jedną z głównych ofiar tych donosów, ale też oficjalnych zeznań Bondy’ego, choćby tych składanych podczas procesu Plastic People, po którym – jak wspomina Petruška Śustrova – „Magor” napisał szyderczy tekst o poecie ze strachu „trzęsącym się jak osika”: „Całkiem możliwe, że tak to sobie załatwił. Za to ja zafasowałem siedem lat pierdla” – odpowiedział.

Następnie użył wobec „papieża undergroundu” długiej listy obelżywych określeń.

Jednak stosunek samego Jirousa do współpracy Bondy’ego zaczął z czasem ewoluować i już pod koniec swojego życia, w publicznych wypowiedziach, przychylał się do zdania tych, którzy uważają, że większe znaczenie ma dzieło poety i filozofa niż fakt współpracy. Trudno już dzisiaj ustalić, czy dlatego, że czas goi rany, czy był to efekt innego rodzaju przemyśleń.

Petruški Šustrovej taka postawa „Magora“ nie specjalnie dziwi:

Pamiętam, jak po listopadzie 1989 roku robiliśmy spis sędziów komunistycznych, których chcieliśmy postawić przed komisją weryfikacyjną. I nagle „Magor” jak lew zaczął bronić sędziego, który posłał go do więzienia. Mówił, przecież on nie był taki zły, mogło być gorzej… Odpowiedziałam, że chyba oszalał, broniąc tamtego za to, że nie kazał go zastrzelić. Taki po prostu był „Magor”… Nigdy nie wiedziałeś, myślę, że nawet on nie wiedział, w jakim będzie humorze. I w zależności od humoru w danej chwili osądzał.

Opinia Tobiasa Jirousa, pasierba „Magora”, na ten temat jest jednoznaczna.

Magor” po tym, jak to ujawniono, działał – moim zdaniem – jak kretyn. To miło, że pod koniec życia zmienił zdanie. Egon Bondy, dla mnie ,to jedna z największych legend XX wieku, nie tylko w naszym kraju. Cieszę się, że znałem go osobiście[10].

Petruška Šustorva zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt tej ponurej historii:

Doskonale wiem, że dla młodych to, co napisał, było jak eliksir i wiem, że do dzisiaj wiele znaczy. Dla mnie jednak sprawa jest moralnie jasna i jest to postawa nie do usprawiedliwienia. Ale trzeba też powiedzieć, że Bondy naprawdę był psychicznie chory i, powiedzmy, dobrze kompensował swoją chorobę – to mówię bez ironii.

W efekcie ujawnienia jego współpracy, Bondy w roku 1992 wyemigrował na Słowację, gdzie żył aż do śmierci.

„EdicePůlnoc“ to nie jedyny przykład artystycznego undergroundu lat czterdziestych i pięćdziesiątych. Tych, którzy postanowili się nie poddać, była całkiem spora grupa. Na marginesie znalazło się wielu innych twórców. Nie byli oni co prawda tak ekscentryczni obyczajowo, jak Bondy cz Krejcarova, ale też nie do końca pruderyjni. Część tych środowisk się przenikała. Do najważniejszych niewątpliwe należał krąg artystów związanych w powstałą w 1942 roku „Skupiną 1942“, wraz z „intelektualnymi liderami“ tego środowiska – poetą i plastykiem Jiřim Kolařem oraz krytykiem Jindřichem Chalupeckim. Kolař przez wielu pisarzy czeskich, m.in. przez Hrabala, uznawany jest wręcz za „ojca chrzestnego” ich twórczości. Działająca formalnie do roku 1948 „Grupa 42” ustawiała się w opozycji do międzywojennych ruchów awangardowych i jednocześnie do socrealizmu. Ich wiersze często pisane językiem mówionym, skupiały się na powszedniości, peryferiach świata i szarym codziennym życiu. To była ich odpowiedź na socrealizm, a także surrealizm, któremu zarzucali zbytnie „oddalenie od świata” i „odświętność”. Oprócz Kolařa i Chalupeckiego związany był z nią między innymi Ivan Blatny, który po roku 1948 wyemigrował. Poeta niezwykle ceniony w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, wydawany przez środowisko polskiego undergroundowego „brulionu”.

W „salonie” Kolařa częstym gościem był także początkujący wówczas Josef Škvorecký. Bywali tam poeci, muzycy i malarze. Kolař organizował w domu dyskusje, czytano też sobie wzajemnie utwory, które nie miały szansy na publikację. Właśnie podczas tych spotkań Hrabal prezentował pierwsze opowiadania, w tym to, na którego kanwie powstały słynne Pociągi pod specjalnym nadzorem.

Do tej listy warto jeszcze dodać niezwykłego plastyka i happenera Vladimira Boudnika, bohatera prozy Bohumila Hrabala Czuły barbarzyńca, zwanego przez niektórych „czeskim Polockiem”. Boudnik to postać niebanalna, autor happeningów ulicznych, ubarwiających szarość ulic stalinowskiej Pragi, a także twórca zaskakujących obiektów, tworzonych z materiałów wynoszonych z huty w Kladnie, gdzie pracował jako robotnik. Robotnikiem w hucie był także Hrabal – pozbawiony możliwości wykonywania zawodu absolwent prawa. Do fabryki zgłosił się dobrowolnie, aby jako „niepracujący pasożyt” nie zostać zesłanym do obozu pracy przymusowej.

Z dobrodziejstw, jakie niosła ze sobą praca fizyczna Hrabala, czyli niezłej pensji oraz dodatkowych kartek na żywność, korzystał również przez dłuższy okres przymierający głodem Egon Bondy.

Wielu artystów działało też na własną rękę. Należał do nich na przykład Pavel Brazda (szerzej o tym w rozdziale „Kryterium uliczne. Underground kontra społeczeństwo”).

Swój tajemny żywot wiedli również podziemni odbiorcy kultury zachodniej, ci słuchający ukradkiem jazzu i rock’n’rolla w zachodnich rozgłośniach. Na ulicach czeskich miast można było spotkać odpowiednik polskich bikiniarzy, których w Czechosłowacji nazywano, od ich charakterystycznych fryzur, Potapka (kaczka).

W tych czasach debiutowały też późniejsze wielkie gwiazdy literatury czeskiej – dramaturg Pavel Kohout oraz Milan Kundera, autor wyśmiewanego potem przez lata poematu o „bohaterze młodzieży socjalistycznej” Juliuszu Fučiku.Fučik to dziennikarz i działacz komunistyczny stracony przez Niemców w Berlinie w roku 1944. Jego więzienne zapiski Reportaż spod szubienicy były wówczas – jako świadectwo niezłomności prawdziwego komunisty – obowiązkową lekturą dla młodzieży. Po latach okazało się, że więzienny dziennik Fučika dla celów propagandowych okrojono o te fragmenty, w których widać wyraźnie, że jego bohater nie do końca był niezłomny i też przeżywał, czemu trudno się dziwić, momenty załamania.

Kundera i Kohout oraz wielu im podobnych, do buntu dojrzeli dopiero w latach sześćdziesiątych.

Mirosław Spychalski

Zrealizowano w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

[1] Jiři Kolář, Naoczny świadek. Dziennik z roku 1949, przekł. Renata Putzlacher-Buchtová, Muzeum Sztuki Współczesnej, Kraków 2012.

[2] Rozmowa autora z Pavlem Brazdą.

[3] Rozmowa autora z Pavlem Brazdą.

[4] Rozmowa autora z Violą Fischerową do programu Telewizyjne Wiadomości Literackie (TVP 2, 2008).

[5] Ivo Vodsed’álek, przekł. Leszek Engelking.

[6] Cyt za: Leszek Engelking, Przerwy w życiorysie, „Literatura na Świecie” 1993, nr 11(268).

[7] Jana Krejcarova, wiersz z tomu: W ogródku ojca mego, przekł. Leszek Engelking, „Revolver Revue”, Fundacja „brulionu”, Warszawa 1992.

[8]Jana Soukopova, Rozhovor se synem Egona Bondyho a poněkud šokující post scriptum tohoto interview,http://zpravy.idnes.cz/rozhovor-se-synem-egona-bondyho-a-ponekud-sokujici-post-scriptum-tohoto-interview-gz1/zpr_archiv.aspx?c=A100610_212122_kavarna_chu (8.01.2014).

[9] Egon Bondy, Realizm totalny 1950, przekł. Leszek Engelking, „Revolver Revue” 1992.

[10] Rozmowa autora z Tobiasem Jirousem.