„Kompleks słowacki” – fragment

Dzięki uprzejmości wydawcy prezentujemy  fragmenty świetnego zbioru esejów Rudolfa Chmela „Kompleks słowacki”, który właśnie ukazał się nakładem Międzynarodowego Centrum Kultury w Krakowie. Książka jest czwartą pozycją w serii Biblioteka Europy Środka pod redakcją prof. Jacka Purchli. 

 

Rudolf Chmel jest wykładowcą akademickim, był także dyrektorem Instytutu Studiów Slawistycznych i Wschodnioeuropejskich na Uniwersytecie Karola w Pradze (2006–2010). Naukowo zajmuje się historią słowackiej krytyki literackiej, czesko-słowackim i słowacko-węgierskim kontekstem literackim, a także słowacką tożsamością i mitologią narodową w kontekście środkowoeuropejskim. Chmel w latach 1990–1992 był ambasadorem Czechosłowacji na Węgrzech, między rokiem 2002 a 2005 pełnił funkcję ministra kultury Republiki Słowackiej, a w latach 2010–2012 był wicepremierem ds. praw człowieka i mniejszości narodowych w rządzie Ivety Radičovej.

 Opublikowane w tomie eseje omawiają kluczowe zagadnienia słowackiej narracji tożsamościowej, uwzględniając różne perspektywy: historyczną, polityczną i literacką. Autor, znajomość przeszłości uznaje za klucz do zrozumienia współczesnych zachowań politycznych, a w pisarzach i intelektualistach upatruje nadziei na uporanie się z narodowymi traumami i kompleksami.

 

Rudolf Chmel „Kompleks słowacki”

Ten, kto przejawia u nas choć najmniejsze zainteresowanie tematyką węgierską, jest zobowiązany do potwierdzenia swojego „czystego” pochodzenia. Co za tym idzie, w tym tradycyjnie już zróżnicowanym etnicznie i narodowo regionie, jakim bez wątpienia jest Europa Środkowa, nie może dopuścić do styczności z węgierską „krwią” lub – o ile tak się stało – powinien się jej wyprzeć. Powyższe przeświadczenie jest nadal żywe w liberalnym społeczeństwie i wciąż weryfikuje demokratycznego ducha rodzimej sceny politycznej, zwłaszcza w okresie przedwyborczym. Jego pozorna irracjonalność ma konkretne przyczyny historyczne. Historia, co zresztą nie dziwi, zajmuje ważne miejsce w bieżącej praktyce politycznej i w środkach masowego przekazu. Z niej rodzą się stereotypy, mity i uprzedzenia, które kształtują obecne czasy. Mam na myśli także przeszłość – również w zdeformowanej formie – nieodłączną część politycznych, medialnych, ale też „knajpianych” dyskusji, które opierają się na ograniczonej albo wręcz zerowej wiedzy historycznej. Przeszłość bowiem – nierzadko niejednoznaczną i zniekształconą – każdy nosi w sobie, ale nie każdy jest gotowy, aby ją wnikliwie poznać.

Nawet tak niepodważalny demokrata, obieżyświat i jednocześnie prawdziwy patriota jak językoznawca światowego formatu Ľubomír Ďurovič, rozważając w 1994 roku „naszą kwestię węgierską”, na wstępie uprzedził, że ma „za sobą cztery generacje słowackiej inteligencji, która broniła siebie, swoich dzieci i swojego narodu przed madziaryzacją”. Dodał jednak od razu, że jego krajowe i zagraniczne doświadczenie pozwoliło mu „nieco inaczej spojrzeć na sprawy wokół”. Stwierdził też, że „każdy z dzisiejszych wielkich bojowników o prawa Słowaków powinien spojrzeć wstecz i prześledzić, co robili jego przodkowie, kiedy to Słowację trzeba było dosłownie wyrwać z rąk węgierskich”[1]. Ďurovič jest jednocześnie rzadkim przykładem Słowaka, który potrafi w sposób krytyczny, w tym także samokrytyczny, komentować słowacko‑węgierskie stosunki i podkreślić na przykład to, jak niełatwe było słowacko‑węgierskie współżycie w latach 1945–1948, jak ówczesna próba pozbycia się Węgrów spaliła na panewce, jak „przesiedlanie i słowakizacja to nasze polityczne fiasko i plama na honorze”, a także, „jak niechętnie ten temat poruszamy”. Słusznie zresztą zauważył, że „szansa na poprawę słowacko‑węgierskich relacji po tych wydarzeniach drastycznie się zmniejszyła”.

Słowacka świadomość historyczna obejmuje wiele warstw, które sięgają odrodzenia narodowego, czasów Austro‑Węgier, rozpadu monarchii i traktatu w Trianon[2], a także romantyzmu i przynależnej mu ekscytacji narodem. Nie mniej ważnym komponentem tej świadomości są reminiscencje z okresu międzywojennego, irredenty, próby rewizji tegoż traktatu, wiedeńskiego arbitrażu, słowakizacji, asymilacji, powojennego wysiedlenia… Wszystkie te elementy niosą w sobie ogromny konfliktowy, konfrontacyjny i polemiczny potencjał, zwłaszcza na tle narodowościowym. Łączą je także sprzeczne historyczne i polityczne interpretacje. Nie trzeba ukrywać, że tak sporne podłoże nie sprzyja konstruktywnej, a co dopiero pozytywnej słowacko‑węgierskiej relacji. Generuje najwyżej stereotypy, obecne w świadomości społecznej od ponad dwóch stuleci i tkwiące w niej niezależnie od faktów i obiektywnej wiedzy. Owszem, gdzieś

na początku istnieje rzeczywisty fundament, prawdziwe wydarzenie czy doświadczenie – madziaryzacji chociażby – ale w indywidualnej i zbiorowej pamięci owe doświadczenie ulega przekształceniom i po dziesięcioleciach ujawnia się w zdeformowanej postaci, która często wpływa na dzisiejszą politykę wewnętrzną i zagraniczną, o opinii publicznej nie mówiąc.

Jeden z takich stereotypów, który ugruntował narodowy kompleks niższości, udało się na nowo wpisać w słowacką świadomość – dzięki staraniom pisarza i eseisty Vladimíra Mináča – w połowie lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku (nawet jeśli skrzywił nas wtedy proletariacki internacjonalizm, kwestie narodowe tylko pozornie zniknęły z życia publicznego). Stereotyp słowackiej biedy, plebejskości i ahistoryczności kontrastował z pańskością, arystokratyzmem, dziejową dominacją i historycznością Węgrów, czyli z optyką, która w Słowacji ma już długą tradycję. Podczas drugiej wojny światowej popularyzował ją na przykład Vladimír Clementis, autor zapomnianej broszurki z 1943 roku napisanej na emigracji w Londynie – Medzi nami a Maďarmi (Między nami i Węgrami). Clementis zakładał, że między węgierskim ludem i garstką intelektualistów po jednej stronie a węgierską arystokracją po stronie drugiej rozpościera się ogromna przepaść. „Jeśli istnieje naród, którego kraj należy do państw Osi, i który faktycznie jest podzielony na dwa narody, to są to właśnie Węgrzy”, pisał, wdzięcznie posługując się komunistyczną optyką klasową. Co ciekawe, ten sam problem w czasach komunizmu nie jawi się Mináčowi jako klasowy, ale jako narodowy – Węgrzy to śmiertelni wrogowie, których Słowacy nie są w stanie ścierpieć (najprawdopodobniej miał na uwadze także Czechów, choć dla nich był zarezerwowany nieco łagodniejszy słownik). Owszem, Mináč tego stereotypu nie stworzył, nadał mu jednak wyraźną formę stylistyczną i wprowadził w dyskurs publiczny. Bez wątpienia także go zaktualizował, również w nowej rzeczywistości po 1989 roku, a także po roku 1992, kiedy to słowacka polityka wewnętrzna i zagraniczna kwitła pod antywęgierskim sztandarem.

***

Tożsamość narodowa to słowacki czuły punkt – zapewne dlatego, że jej fundament nigdy nie był stabilny. Słowacy nie mieli własnego państwa, czego niektórym wyraźnie brakowało, nie mieli też rządzących elit, a ich ekonomiczne, polityczne i kulturalne możliwości były ograniczone. Krótko mówiąc, byliśmy małym narodem między innymi małymi narodami. Rzecz jasna, tożsamość narodowa najłatwiej formuje się w opozycji do „tych drugich”, „obcych”. W przypadku Słowaków najczęściej byli to Węgrzy, ale nierzadko też Czesi. W kontekście czesko‑słowackich stosunków warto pamiętać, że Czechosłowacja po roku 1918 była de facto czeskim państwem.  Słowacy identyfikowali się z nią w nieco bardziej złożony sposób, zwłaszcza dlatego, że istnienie odrębnego narodu słowackiego często poddawano w wątpliwość. W ten sposób myśleli nie tylko czescy historycy, językoznawcy, historycy literatury – głównie starej daty, jak Pražák chociażby – lecz także czescy politycy, przede wszystkim Beneš1. Słowacy domagali się federacji, Czesi myśleli w sposób unitarystyczny. A ponieważ, po pierwsze, stereotypy narodowe po obu stronach były bardzo silne, a po drugie, obie wspomniane koncepcje w 1992 roku się spotkały, doszło do podziału Czechosłowacji jakby mimochodem i bez referendum. Rozpad ten odczułem na własnej skórze, byłem ówcześnie ambasadorem Czechosłowacji na Węgrzech. Z perspektywy czasu nie mogę się nie zgodzić, że reprezentowanie państwa, które właśnie się rozpadało, miało w sobie niewiele uroku. Podskórnie jednak czułem, że jugosłowiański kolega ma prawo czuć się o wiele gorzej ode mnie…

 

[1]             Wypowiedź Ďuroviča należy czytać w kontekście nacjonalistycznej retoryki lat dziewięćdziesiątych. „Wielkich bojowników o prawa Słowaków” (ówczesnych narodowców) Ďurovič traktuje z rezerwą (przyp. tłum.).

[2]             Traktat w Trianon – traktat pokojowy podpisany między Węgrami a państwami ententy w 1920 roku, na mocy którego ponad 70 procent terytorium dawnego Królestwa Węgierskiego podzielono między Czechosłowację, Austrię, Rumunię i Królestwo SHS (Królestwo Serbów, Chorwatów  i Słoweńców). Na Węgrzech interpretowany jako tragedia narodowa (przyp. tłum.).