Zabić miłość, zabić z miłości

 

Maciej Robert o tomie opowiadań Andrija Lubki „Killer”, nominowanym do półfinału tegorocznej edycji Literackiej Nagrody Europy Środkowej „Angelus”

Andrij Lubka jest młodym (rocznik 1987), niezwykle popularnym ukraińskim pisarzem. Ma na swoim koncie trzy książki poetyckie i rozpoznawalny jest głównie jako poeta, choć opublikował także zbiór opowiadań zatytułowany „Killer”, który ukazał się w tłumaczeniu na język polski. To typowa strategia wydawnicza – poezja się u nas nie sprzedaje, więc próbujmy z prozą. Jeśli „zaskoczy” – to wtedy kto wie? Zanim więc doczekamy się polskiego wydania jego zbioru wierszy (dociekliwi mogą znaleźć rozproszone w czasopismach literackich teksty poetyckie), warto przyjrzeć się, co Lubka oferuje nam jako autor krótkich form prozatorskich. Tym bardziej, że proza Lubki wyrasta z tego samego pnia co jego poezja. Dość wspomnieć, że jeden z tomów wierszy tego autora nosi tytuł „Terroryzm”. Rymuje się to z „Killerem” nie tylko na płaszczyźnie znaczeniowej, lecz także symbolicznej. Twórczość Lubki jest bowiem zabójcza – w tym sensie, że nie ma w niej miejsca na kompromis. Jest jak celny strzał. A nawet, dla pewności, cała seria – ponieważ Lubka nie zwykł brać jeńców. „Bo jestem killerem. To mi się podoba, jestem stworzony do takiej pracy. Niczego lepiej nie umiem robić, to praca niemonotonna, ciekawa, nieźle opłacana i – co najważniejsze – nie wymaga od ciebie, żebyś pracował od ósmej do szesnastej, siedząc w jakimś głupim biurze. Wszystko jest prostsze: zabiłeś – i jesteś wolny”.

Nie wszystko jest jednak tak proste, jak chciałby to zasugerować bohater tytułowego opowiadania. I całe szczęście, bo gdyby tak było, dostalibyśmy zamiast rasowej prozy serial sensacyjny na Polsacie. Wystarczy tylko spojrzeć i porównać. Są piękne kobiety? Są. Są morderstwa? Są. Nie ma tylko szybkich samochodów, ale akurat nie to robi różnicę, a specyficzny charakter morderców u Lubki. Są to bowiem zabójcy z zasadami, a raczej –  podporządkowujący się (nawet nieświadomie) jednaj, naczelnej zasadzie, którą w opowiadaniu tytułowym wyłuszcza bohaterowi mentor spod budki z piwem. Co prawda przegrał swoje życie, ale zdobył wiedzę, którą pragnie się podzielić z młodszymi kolegami, którzy – nie wiedząc, czym to grozi – z zapałem rzucają się w wir cielesnych uciech. A przecież, jak mówi zamroczony alkoholem mędrzec – wszystko, co złe, pochodzi od kobiety. Ściślej biorąc – od tego, co kobieta ma między nogami. Od pochwy. „Strzeżcie się jej jak śmierci, to straszna siła. Wszystko na tym świecie robi się dla niej. Strzeżcie się jej!” –  przestrzega. I ma rację. Wszak morderczy bohaterowie Lubki zabijają kobiety, zabijają dla kobiet, zabijają z powodu kobiet. Tyle tylko, że w ich wypadku nie działa prosty mechanizm seksualnego uzależnienia. Oni kobiety po prostu kochają. Marzą o nich, wyobrażają je sobie, idealizują, ubóstwiają, kochają. Bywają w swoim uczuciu szowinistyczni, ale przede wszystkim są – tak, tak – romantyczni. Na zabój.

I to właśnie miłość (tudzież seks) jest tu ważniejsza niż przemoc. Na jedenaście opowiadań (bez wyjątku miłosnych) tylko w dwóch pojawia się postać zabójcy. Miłość rozdaje tu karty, miłość gra tu rolę główną. I to miłość szczególna – ta pierwsza, młodzieńcza, trwająca jednak nierzadko (choćby i w marzeniach czy tęsknotach) aż do śmierci, wyidealizowana, symboliczna, jedyna. Czasem jest to nawet miłość nierealna, tajemnicza, z kobietami przychodzącymi w mroku i odchodzącymi we śnie. Po jej utracie można tylko – jak choćby bohater „Maleńkiej improwizacji na fortepian” zamknąć się w sobie, żyć wspomnieniami i czekać. Ale można też zabić. Zabić w sobie tę miłość, zabić w sobie tego mężczyznę, który przez moment odsłonił podbrzusze, i stać się ćmą barową, zgorzkniałym szowinistą, bezdusznym playboyem. Można też zabić tych, którzy stają na drodze szczęściu.

Aczkolwiek „zabić” jest w opowiadaniach Lubki tożsame z „upolować”, czy może nawet „zdobyć trofeum”. Wszak wszystkie opowiadania z „Killera” są w istocie kolekcją opowieści i kolekcją postaci prezentujących swoje (miłosne) historie. I niech nas nie zwiedzie autobiograficzny entourage tych tekstów (bohaterowie są często pisarzami o imieniu Andrij) –  to zbiór upolowanych opowieści, upolowanych w życiu i w literaturze. W knajpie i w książkach. W wyobraźni.

Maciej Robert

Andrij Lubka „Killer”, tłum. Bohdan Zadura, Biuro Literackie, Wrocław 2013